28 listopada 2010

Ursula K. Le Guin - Dary

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2006
Pierwsze wydanie: 2004
Liczba stron: 152
Tłumacz: Maciejka Mazan

Kroniki Zachodniego Brzegu, cz. 1

Z pochwalnymi recenzjami jest pewien problem. Łatwo w nich przesłodzić, przedobrzyć. Można być posądzonym o całkowity brak obiektywizmu lub, co gorsza, nazwanym grafomanem, piszącym laurki swojemu ulubionemu autorowi. Bez owijania w bawełnę od razu więc uprzedzę, że Le Guin po czytelniczemu właściwie wielbię, choć znam jak na razie jedynie trzy jej książki. Zamierzam przeczytać wszystkie, jakie się da, ponieważ jej proza niezmiennie mnie zachwyca. Każda ze znanych mi pozycji dostała ode mnie 6 lub się o tę ocenę ociera, to mówi samo za siebie.

Kiedy czytam Le Guin, mam nieodparte wrażenie, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu, a silny i spokojny głos mówi: "słuchaj, opowiem ci historię". W jej powieściach zawsze królują właśnie spokój, pewność i odpowiedzialność. Brak tu pstrokacizny, krzyku, zbędnych słów czy zarozumiałości. Nie znajdzie się w nich łatwych rozwiązań jak kawa instant, tylko zalać wodą i gotowe. Nie, to nie w stylu tej pisarki, ona oczekuje od czytelnika pewnego wysiłku przy odkodowywaniu kolejnych, głębszych poziomów danej historii. Powracające motywy to wiedza i jej brzemię, odpowiedzialność wobec własnego talentu, zrozumienie siebie samego i akceptacja własnej ścieżki, relacje panujące w społecznościach. Można mówić rzeczy mądre bez schmittowskiego sosu czy zaklepki a'la Coelho, a i gatunek fantasy nie determinuje błahej treści.

Wracając jednak do Darów: powieść wyróżnia Niziny, gdzie mieszkają zwykli ludzie, i Wyżyny, świat ludzi obdarzonych darami. Każdy ród ma inny talent, a w każdym rodzie jest lider, którego dar jest najsilniejszy. Akcja dzieje się wśród czarodziejów, choć pretekstem by o nich opowiadać jest pojawienie się na Wyżynach złodzieja Emmona. Jego przewodnikiem zostaje Orrec, chłopiec z przewiązanymi opaską oczami, oraz jego przyjaciółka Gry. Początkowo można być trochę przytłoczonym liczbą nazwisk, imion, miast i różnych darów, potem krystalizuje się trzon opowieści i ich zapisywanie okazuje się już niepotrzebne. Na pierwszy plan wysuwa się relacja ojciec - syn. Orrec powinien w przyszłości zająć miejsce swego ojca, chronić swój ród darem odczyniania, bronić delikatnego balansu między przyjaciółmi a wrogami. Obawia się jednak, że nie odziedziczył ojcowskiego talentu. Z kolei Gry nie chce wykorzystywać swojego w sposób, jaki życzyłaby sobie jej matka... Pierwszym poziomem jest tu więc trud dorastania, mierzenie się z trudnym światem dorosłym.
(...) teraz dochodzę do tego miejsca opowieści, przez które nie chcę przechodzić. To pustynia. I żaden wir mnie przez nią nie przeniesie. (s. 110)
Le Guin po mistrzowsku wplata w opowieść przyjemną dla młodych wątki zrozumiałe już dla kogoś bardziej doświadczonego. Nie idzie na łatwiznę, pisząc jak to bycie czarodziejem jest cool i jak to ułatwia życie. Skręca w drugą stronę, pokazując dar jako przekleństwo, jak służy to nie temu, czego naiwnie chciałoby dziecko. Styl jak zawsze wysmakowany, bardzo dobrze oddany przez tłumaczkę. O prostych rzeczach zawsze najtrudniej pisać, a królowej fantastyki tradycyjne wychodzi to nadzwyczajnie. Do tego obcy jest jej zwyczaj współczesnych pisarzy fantasy do pisania grubaśnych tomiszczy, choć ma to i swoje minusy - zwyczajnie mi smutno, że to już koniec historii. Jakże żałuję, że nie przetłumaczono jeszcze części drugiej i trzeciej. Chyba nawet się odważę skrobnąć w tej sprawie do Prószyński i S-ka.

Ocena: 5,5-6/6

Inne książki tej autorki:


26 listopada 2010

Arne Dahl - Misterioso

Wydawnictwo: MUZA SA, 2010
Pierwsze wydanie: 1999
Liczba stron: 334
Tłumacz: Dominika Górecka

Kiedy książkę zamawiałam w MUZIE, byłam zwyczajnie ciekawa. Potem wydawnictwo zamilkło, długi nie dostawałam paczki, a w tym czasie pojawiły się jej recenzje na innych blogach. Średnie lub negatywne. Z tego powodu, kiedy już Misterioso do mnie przyjechało, nie byłam nastawiona zbyt entuzjastycznie i między innymi dlatego pierwsze 30 stron szło mi jak po grudzie i wszystko mnie w niej wkurzało. Potem jednak autor pokazał swoje umiejętności i wciągnęłam się.

Osią fabuły jest drużyna A (jej członkowie też nabijają się z tej nazwy;), tajna jednostka szwedzkiej policji utworzona, początkowo tylko ad hoc, w obliczu grasującego seryjnego mordercy, który upodobał sobie rekinów tamtejszej finansjery. Czytelnik towarzyszy głównie jednemu policjantowi - Hjelmowi, nazwanym maskotką mediów po jednej z jego akcji. Nie jest on specjalnie interesujący, momentami wręcz antypatyczny, zwłaszcza w porównaniu z jego kolegami. Co się udało Dahlowi , to przedstawienie pracy policji, uchylenie rąbka tajemnicy. Zdaję sobie sprawę, że pewnie każdy policjant może mieć ubaw z tego, co piszę, dla mnie jednak była to pewna nowość w kryminale. Zazwyczaj zagadki w nich rozwiązują się niemal same, w ciągu krótkiego odcinka czasu, nie wymaga to żmudnej i nudnej pracy, trzeba tylko dać błyskotliwego bohatera, którego nagle olśni. Tu jest odwrotnie: zajmują się oni absolutnie każdym szczegółem sprawy, przekopują się przez masę dokumentów, rozmawiają nawet z najbardziej niepozornymi ludźmi. To wszystko daje efekt w dynamicznej i pełnej napięcia scenie schwytania mordercy. Pochwalę też umiejętne opisanie relacji w samej drużynie, jej członkowie z reguły są jacyś i zapamiętywalni; mają zaskakujące hobby, swoje indywidualne cechy charakteru, kłopoty rodzinne. Oczywiście, autor nie wyzbył się stereotypów: tak jak w filmie "Metoda", sprawdza się tu zasada, że jeśli w grupie jest ładna kobieta, to musi być i seks z jej udziałem...

Nie podobały mi się też dwie charakterystyczne cechy tej książki. Po pierwsze sceny naturalistyczne, nierzadko opisujące czynności fizjologiczne; miałam wręcz ochotę opuścić te fragmenty, po cholerę to było, to nie wiem. I dwa: bardzo szczegółowe, typowo męskie, sceny seksu, które wydawały mi się zwyczajnie zbędne. Nie licząc kilku posunięć, które uznałam za nieco naciągane, jest to jednak trzymający poziom kryminał i wciągający złodziej czasu. Jeśli będę mieć okazję, nie pogardzę lekturą części drugiej (nie obrażę się jeśli będzie napisana z punktu widzenia kogoś innego niż Hjelm), jednak nie jest to jakieś must read w dziedzinie kryminałów , moim zdaniem. Wydanie jest bez zarzutu, nie licząc raczej tandetnej okładki (ale przyznaję się bez bicia - dałam się na nią złapać, więc pewnie spełnia swoje zdanie).

Ocena: 3,5/6

23 listopada 2010

Dan Moore - Łamigłówki. Księga

Wydawnictwo: MUZA SA, 2010
Pierwsze wydanie: 2010
Liczba stron: 192
Tłumacz: Anna Czajkowska

Pamiętam miny moich znajomych ze studiów, kiedy oni wypożyczali z Biblioteki Uniwersyteckiej opasłe tomiszcza o dyplomacji czy prawach człowieka itp., a ja jakieś zakurzone egzemplarze z lat 60. z zagadkami, których nikt nie wypożyczał przez lata ;) Lubię brać się za bary z jakimś zadaniem, nawet jeśli ostatecznie się poddaję i sprawdzam na końcu rozwiązanie. Łamigłówki Moore'a uświadomiły mi moje ograniczenia, ale też pozwoliły pozytywnie się zaskoczyć innymi moimi umiejętnościami. No i warto dodać, że jak tylko je otwierałam, byłam stracona dla świata nawet przez parę godzin!

Zagadki podzielone są na logiczne, dotyczące pamięci, przestrzenne, matematyczne, językowe oraz związane z myśleniem lateralnym, twórczym i ogólnie rozwiązywania problemów. Te przestrzenne powyżej poziomu oznaczonego jako łatwy [EDIT: no, część średnio trudnych jednak rozwiązałam!] były dla mnie nie do przejścia, ale mi jest trudno zapamiętać każdą nową drogę, więc nie jestem zdziwiona. Ku mojej radości, natomiast, nauczyłam się rozwiązywać nawet najtrudniejsze sudoku; jednak nadal walczę z też logicznymi łamigłówkami ABC. Matematyczne nie okazały się takie straszne, językowe były dla mnie banalnie proste (ale to zdaje się efekt zwykłego oczytania). Najbardziej podobały mi się logiczne (dawno tak się mózgownicą nie napracowałam jak przy nich) i te dotyczące pamięci. Tyle razy już czytałam o tych technikach, a jednak tym razem wprowadziłam je w czyn, mając przy tym ubaw po pachy ze względu na pojawiające się w mojej głowie wizje. I wiecie co? To działa! Wreszcie zapamiętałam numer mojej karty bibliotecznej, a tak się z tym męczę od roku :) Powiem tylko, że ma coś z tym wspólnego baletnica tańcząca wokół namiotu, hehe. Teraz chyba czas zapamiętać jakiś numer telefonu...

Wydanie jest godne najwyższych pochwał: pani Elżbieta Redan od korekty w pojedynkę (!) dała radę, ładny, śliski papier (więc łatwo wymazać ołówek), księga jest na kółkach (jak niektóre zeszyty), więc się nie zamyka, całość napisana prostym językiem, wszystkie rysunki i diagramy dobrze rozplanowane, twarda okładka. Jedyne do czego bym się przyczepiła, to brak wyjaśnienia rozwiązań zagadek logicznych, tych tekstowych. Niektóre są naprawdę trudne i nawet jeśli już przeczytałam rozwiązanie, to co z tego, jak nie wiem, jak do niego samej dość.
Polecam takim wielbicielom zagadek jak ja :]

Ocena: 5/6

P.S. Donoszę, że udało mi się rozwiązać łamigłówkę ABC (na razie tę najłatwiejszą, ale jednak;)!. Wynalazłam też błędne rozwiązanie jednego zadania dotyczące ilości trójkątów, za co książka ma wielki minus, niestety.

P.S.2 Po tygodniu dodam, że spędziłam z tą książką kupę godzin i żałuję, że już mi się kończą zagadki. Jestem zajebista w hardcorowych zagadkach logicznych i problemowych, średnia w matematycznych i cienka w przestrzennych. Świetna pozycja, na serio, nie spodziewałam się tak porządnej zawartości.

18 listopada 2010

Stos(ik) nr 2

Co dziś mamy? Czwartek. Stosik jest rezultatem ostatnich trzech dni w takim razie :) Istne szaleństwo. Stos poziomy to efekt wizyty na kiermaszu (z jednym rodzynkiem). Te z boku to paczka od MUZY, która jednak się do mnie odezwała i przeprosiła za zamieszanie (MUZA, nie paczka). Zdjęcie można powiększyć.

Lecim od dołu:
1. Nędznicy Hugo - mniam, od dawna mam ochotę, nie ma to jak XIX-wieczna książka
2. Anna Karenina Tołstoja - w celach powtórki na emeryturze
3. Pięć lat kacetu Grzesiuka - rodzyneczek, kochany Mikołaj z Bilbionetki mi przysłał! DZIĘKUJĘ!
4. Martwe dusze Gogola - bo nie znam, wstyd, z ciekawą okładką to wydanie
5. Dziwne historie książki Arcta - książka o książkach zawsze mile widziana
6. Mistrzowie kina współczesnego Jackiewicza - kinomanka jestem, wiadomo
7. Według łotra Snerga - dlatego
8. Opowieści transkontynentalne: Płyń, łajbo moja Machejka - zaciekawiło mnie, możliwe, że to niezła książka z gatunku podróżniczych, jedyna kupiona w ciemno
9. Samuraj Endo - możliwie, że zainteresowanie japońskim kinem przeniesie się też na ichniejszą literaturę
10. Alicja w krainie czarów Carolla- z tego chyba się najbardziej cieszę :)
11. Bardzo dziwny świat- kilka opowiadań s-f pisarzy radzieckich i amerykańskich, ciekawam
12. Serce to samotny myśliwy McCullers - to piękna książka, chciałabym ją kiedyś powtórzyć, prawda jest jednak taka, że nie mogłam się powstrzymać...
13. Kurtyna Christie - zbieram jej kryminały
14. Z boczku Misterioso Dahl'a - 1 cz. serii, chciałam obadać, początek jest na razie cieniuchny
15. Łamigłówki Moore'a -prawie się dziś do roboty spóźniłam przez nią, świetne!
16. Wyznawcy Heller - po filmie Notatki o skandalu liczę, że będzie trzymać poziom
17. 44 Scotland Street Smith'a - dla odprężenia li tylko :)
18. nie ma na zdjęciu, ale doszło we wtorek: Kamień cierpliwości Rahimi'ego - dzięki uprzejmości tłumaczki Pani Magdaleny Kamińskiej - Maurugeon (dziękuję i pozdrawiam!)

I tu powstaje wręcz egzystencjalne pytanie: czy ja upadłam na łeb? Kiedy to wszystko przeczytam?! Przyznaję jednak, ze wolę mieć taki problem, niż go nie mieć :P

***
Pozwolę sobie jeszcze przypomnieć o mikołajkowej akcji na Biblionetce. Idea to zacna, mam przyjemność uczestniczyć w niej drugi rok. Przywraca wiarę w ludzką bezinteresowność i sprawia, że robi się mi ciepło na sercu. Jeśli możecie, weźcie w niej udział (link poniżej).


16 listopada 2010

Leena Lander - Rozkaz

Wydawnictwo: Kojro, 2006
Pierwsze wydanie: 2003
Liczba stron: 312
Tłumacz: Bożena Kojro

Rozkaz to wprost idealny przykład dla przysłowia "nie oceniaj książki po okładce". Nie czarujmy się, to, co widzimy, jest fatalne i odrzucające, sugerujące jakąś tandetną powieść grozy. Proszę Was: od tego momentu zapomnijcie o tym zdjęciu, za to przeczytajcie moją recenzję, jeśli lubicie książki psychologiczne.

Całość akcji rozgrywa się między trójką bohaterów: żołnierzem Aaro, sędzią wojskowym Emilem i więźniarką Miiną. Finlandia, 1918 rok, okres rozbrajania sił czerwonych przez Białą armię. Bez obaw, brak tam jakichkolwiek działań wojennych, wszystko rozgrywa się w dialogach, wewnętrznych myślach tych osób i ich wspomnieniach. Fabuła wychodzi od niby prostej sprawy: Aaro wraz z Miiną musieli przeżyć tydzień na odciętej od świata wyspie, zanim żołnierz ostatecznie oddał ją w ręce sędziego. Jednak oboje milczą na temat tego wydarzenia. To, co faktycznie miało tam miejsca niekoniecznie jest punktem kulminacyjnym całej historii, ważna jest przeszłość każdej z osób, ich stopniowe odkrywanie się przed czytelnikiem, surowe fińskie klimaty budujące nastrój powieści, moralne dylematy, ludzkie emocje. Największą siłą Rozkazu jest to jak zaskakuje, i to na każdym kroku. Już sobie zakładałam, że to pójdzie w tę stronę, to się okaże białym, a to czarnym, potem cośtam-cośtam, a tu autorka śmiała mi się w twarz. Nie tak szybko, czytelniku! Jeszcze nie rozgryzłeś tej książki. Jak w życiu, ludzie nie są płascy i jednowymiarowi, mają swoje tajemnice, ukryte motywy, nieznaną nam przeszłość, która ich ukształtowała.

Widzę, że w Polsce wydano jeszcze jej Niech się rozpęta burza, zapamiętam ten tytuł. Wydanie Rozkazu: odstręczająca okładka, korekta na 5+ (ze 2 błędy wyłapałam), świetne tłumaczenie, które pozwoliło wręcz odczuć zimno starego zakładu dla psychicznie chorych, wyobrazić sobie falujące morze i usłyszeć grające pianino na piętrze. Książka nominowana do tytułu mojego prywatnego zaskoczenia roku :)

Ocena: 5/6

11 listopada 2010

Boris Akunin - Gambit turecki

Wydawnictwo: Świat Książki, 2003
Pierwsze wydanie: 1998
Liczba stron: 199
Tłumacz: Jerzy Czech

Akunin zaskakuje odważnym i dość nietypowym posunięciem jak na autora kryminałów. Polega to na tym, że nie przywiązuje się do raz zastosowanego pomysłu. Część pierwsza przygód radcy tytularnego Fandorina była napisana z jego punktu widzenia, wszystkie zdarzenia były opisywane czytelnikowi w kolejności, wiedzieliśmy dokładnie tyle, co on. Natomiast druga część ma innego głównego bohatera: Warię Andriejówną, młodą kobietę o nowoczesnych poglądach. To dobra dziewczyna, ale jednocześnie próżna, niestała i niespecjalnie spostrzegawcza. Oczywiście, poznaje naszego Erasta. Akcja dzieje się w czasie wojny rosyjsko - tureckiej 1877 - 1878, tym razem Erast musi znaleźć szpiega, przez którego wojny długo nie można skończyć. Jednak nie mamy toku myślenia detektywa ani jego działań, czytamy tylko o obserwacjach Warii, która zdaje się nie dostrzegać sedna problemu, tak zajęta jest wianuszkiem adoratorów koło siebie.

Siłą tej książki jest wciągająca fabuła, całość podobała mi się dużo bardziej niż Azazel, język, wspaniałe Akuninowe odmalowanie tamtych czasów oraz sam Fandorin. Właśnie tego byłam ciekawa po pierwszej części - jak się zmienił? I faktycznie, nie jest już tym irytującym, naiwnym młodzieńcem. Ma ledwie 21 lat a zachowuje się jak dojrzały człowiek. Planowałam nawet dać 5, ale jakoś mi się ręka zatrzęsła przy ocenie i będzie 4,5, ponieważ wraz z ilością przeczytanych kartek trochę żałowałam, że na pierwszym planie są te międzynarodowe intrygi, szpiegowskie afery i wielka polityka. Kryminał powinien być bardziej kameralny jak na moje oko. W każdym razie, chętnie przeczytam część trzecią, oczywiście dla Erasta Fandorina, postaci, która zmienia się niemalże na oczach czytelnika.

Ocena: 4,5/6

Inne książki tego autora:


8 listopada 2010

Cormac McCarthy - Strażnik sadu

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2010
Pierwsze wydanie: 1965
Liczba stron: 293
Tłumacz: Michał Kłobukowski

Trzeba przyznać, że oprawa graficzna książek McCarty'ego jest bardzo stylowa, niemal wszystkie robią na mnie spore wrażenie. Strażnik sadu to debiut i to taki, który podobał mi się bardziej niż Krwawy południk. Możliwe, że miała tu jakieś znaczenie moja znajomość tego pisarza, wiedziałam czego mogę się spodziewać, a na co nie należy liczyć.

Ascetyczne pióro pisarza przeplata losy starego Ather'a Ownby'ego, przemytnika alkoholu Mariona i chłopca imieniem John. Każdy z nich jest jakoś powiązany z resztą, ale oni sami nie są tego świadomi. Tytułowy strażnik to właśnie Ather, moja ulubiona postać, który na swój sposób opiekuje się prowizorycznym grobem ojca John'a. Bohaterom przyszło żyć w trudnych czasach lat 30. w Tennessee, liczy się każdy grosz, ludzie są prości, przywiązani do swojego miejsca, kierujący się sobie tylko znanym kodeksem wartości. Zostało to oddane bardzo sugestywnie. Musze tez podkreślić opisy, ponieważ w nich, i to przy tej książce do mnie dotarło, McCarthy jest ich mistrzem. Między wierszami czuć zapach ziemi, wilgoć lasu, wiatr między suchymi konarami drzew i deszcz na pajęczych sieciach. Tu należą się wielkie brawa dla tłumacza, który miał zapewne nieraz trudny orzech do zgryzienia, książka roi się od trudnych terminów i zapomnianych już słów opisujących przyrodę. Do tego świetnie oddał sposób mówienia mieszkańców, z błędami, gwarami, skrótami myślowymi. Podobało mi się też, że tym razem pisarz dał mi szansę nieco bardziej poznać stworzonych przez niego ludzi, niby wielkiej różnicy w sposobie pisania nie ma, a jednak ich motywacje był dla mnie czytelniejsze, zwłaszcza że dorzucił nieco wewnętrznych myśli bohaterów. Tradycyjnie korekta na sześć.

Ocena: 4,5/6 (opisy na jeszcze wyżej)

Inne książki tego autora:

2 listopada 2010

Atiq Rahimi - Ziemia i popioły

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2010
Pierwsze wydanie: 2000
Liczba stron: 77
Tłumacz: Magdalena Kamińska - Maurugeon

Swego czasu zgłosiłam się do wyzwania dotyczącego nagród literackich i z setek propozycji wybrałam sobie Kamień cierpliwości właśnie Rahim'a. Niestety, nie udało mi się dotrzeć do tego tytułu i po lekturze Ziemi i popiołów jeszcze bardziej tego żałuję. Stanowczo trzeba będzie wydobyć tę książkę spod ziemi...

Ziemia to bardziej dłuższe opowiadanie niż powieść, takie na 1,5 godziny. Smutne, ale nie przytłaczające. Niemalże całość jest zapisem wewnętrznych myśli Dastgira, starszego człowieka, który wędruje razem ze swoim 5-letnim wnuczkiem Jasinem w stronę kopalni, gdzie pracuje ojciec dziecka. Rzecz się dzieje, oczywiście, w Afganistanie, w latach 80. , a więc w czasie wojny z ZSRR. Jego myśli to pokłosie tragicznych wydarzeń w ich wiosce. Nie chciałabym zdradzać szczegółów, choć nie chodzi o to, że dokładna treść wydarzeń jest aż tak istotna (nie licząc końca - obstawiałam coś innego), ale nie chciałabym Was pozbawić możliwości odkrywania po swojemu wszystkich stanów emocjonalnych Dastgira. Jest ciepłym, szczerym człowiekiem, kimś, kto nauczył się już pokory, kto stara się powstrzymać swój gniew i nie kierować go na bogu ducha winne osoby. Autor czasem zamazuje granicę między jego snami a jawą, kiedy starzec drzemie w czasie podróży, a jego sny są bardzo znaczące. Umiejętnie, oszczędnymi słowami opisuje tło historii, pozwalając czytelnikowi poczuć kurz na drodze, senność pustego mostu, brud na twarzach górników.

Książkę wydano wspaniale, godna pochwały okładka, nienaganna korekta, tłumaczenie na wysokim poziomie z bardzo pomocnymi przypisami. Jedyne minusy to cieniuchność książeczki (dla mnie mogłoby to być rozwinięte do rozmiaru książki, ciekawam ich dalszych losów) oraz niebagatelna cena w stosunku do rozmiarów opowiadania.

Ocena: 4,5-5/6