Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka o książkach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka o książkach. Pokaż wszystkie posty

14 listopada 2011

Anne Fadiman - Ex libris. Wyznania czytelnika

Wydawnictwo: Świat Literacki, 2004
Pierwsze wydanie: Ex Libris: Confessions of a Common Reader, 1998
Stron: 175
Tłumacz: Hanna Pustuła, Paweł Piasecki

Kolejna książka o książkach. Tym razem zza oceanu i da się to wyczuć od pierwszych stron. Jest to zbiór felietonów Fadiman napisanych dla jednej z gazet; czasem poprawionych, a czasem rozszerzonych. Każdy z nich opisuje jakiś aspekt czytelniczego żywota, np. obchodzenie się z książką, gromadzenie dzieł dotyczących wybranego tematu, korekty, katalogowania, księgarń i antykwariatów.

Autorka pisze zgrabnie, gębusia z reguły mi się uśmiechała w trakcie lektury, żal serce nieraz ściskał, ponieważ wiele książek przez nią wspomnianych nie zostało wydanych w Polsce. Zżerała mnie też zazdrość, że nie potrafię, no kurka wodna!!!, nie mogę zmusić się do pisania po książkach. A chciałabym, na serio. Mnie też zachwyca jak trafiam na jakiś egzemplarz i na marginesie mogę przeczytać uwagi właściciela. Fadiman wraz z mężem, zdaje się, ma cudownie popisaną biblioteczkę. A ja widzę u siebie rodzącą się niechęć nawet do dedykacji na książkach-prezentach... Może to kwestia stosunku do własnych zbiorów. Fadimanowie mają dobre kilka tysięcy tytułów, mój zbiór jest płynny, nie przywiązuję się do każdej książki i łatwo puszczam w świat już przeczytane nabytki. Ideałem jest dla mnie posiadanie tylko tych pozycji, które dostały ode mnie najwyższe oceny. Kiedy więc mam perspektywę, że daną książkę zapewne dość szybko sprzedam lub wymienię na inną - nigdy po nich nie piszę.

W całkowitym cieszeniu się tymi felietonami raził mnie trochę ton pisarki, bowiem jest ona z deczka zarozumiała, w każdym razie niech będzie mi wolno odnieść takie wrażenie. Cóż, mówią, że u innych denerwują nas nasze własne wady ;) Niemniej jednak, czasem przesadzała, wrzucając do jednego akapitu kilka różnych faktów z życia wielkich, zasypując czytelnika nieznanymi książkami, jakby ich znajomość była oczywista, okraszając to jakimś trudnym słowem i zawstydzającą znajomością biografii chyba każdego pisarza na tej planecie. Czasem czułam się zwyczajnie głupia i nieco tym przytłoczona. Czytelnik gazety chyba nie powinien być wytykany palcem "ej, ty, weź się trochę dokształć..."? Podobało mi się natomiast uspokojenie mnie, że w porównaniu z autorką jestem czytelnikiem z raczej zdrowym podejściem do książek ;) Jeśli ktoś z Was  zastanawia się czasem czy aby na pewno jestem całkowicie normalny jako mól, to lektura Ex libris powinna rozwiać wszelkie wątpliwości (in plus, oczywiście) ;)

Ocena: 4,5/6

28 grudnia 2010

Walter Moers - Miasto śniących książek

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie, 2006
Pierwsze wydanie: Die Stadt der Träumenden Bücher, 2004
Liczba stron: 461
Tłumacz: Katarzyna Bena

Umarłam i trafiłam do nieba moli książkowych! Ta myśl zdecydowanie mi przychodziła do głowa, zwłaszcza przy opisach Księgogrodu - istnym raju. Te szczegółowe wizje pachnące książkami, pełne antykwariatów, księgarni, spotkań z autorami, niesamowitych okładek, świetnych tytułów... Do tego sama charakterystyka tego miejsca: wąskie uliczki, stare domy, oryginalni mieszkańcy! I na każdym kroku wszyscy mówią głównie o książkach! Czyta każdy, na ulicach toczą się dyskusje, klasyka znana jest powszechnie, wstydem jest nie znać pewnych nazwisk i ich dzieł. Wyobraźcie sobie na stronach co jakiś czas obrazek otwartej książki, aż zapraszającej do czytania (ma się uczucie, jakby się chciało wejść do książki, żeby przeczytać tę narysowaną!). Albo taki rysunek: na stole leży otwarta księga, obok kubek z czymś parującym i słodka bułeczka o nazwie Loczek Poety. Brakowało tylko jeszcze dorysowanego tyłu moje głowy, bo to ja siedziałam w owej Moersowej knajpce w tamtej chwili!

Magia, pełno jest jej w Mieście śniących książek. A zaczyna się tak: Hildegunstowi Rzeźbiarzowi Mitów umiera ojciec duchowy - jego nauczyciel pisarstwa, że tak to ujmę. Zostawia on mu coś bardzo cennego, coś bardzo szczególnego, coś co zmienia całkowicie życie naszego smoka (bowiem bohater w istocie jest dinozaurem, ludzie w książce właściwie nie występują). To coś sprawi, że wybierze się on w podróż do tytułowego miasta, a my zwiedzamy je razem z nim. I nagle około 150 strony akcja rusza z kopyta! Nie chcę pisać Wam za dużo, ponieważ samodzielne odkrywanie tajemnic tego miejsca, pozwalanie zaskakiwać się rożnymi zwrotami w fabule i dotarcie do najciekawszych momentów sprawiło mi tyle radości i przyjemności, że byłoby okrutne odbierać to innym. Mam nadzieję, że i Wy wiele razy wybuchniecie w trakcie lektury śmiechem, jak ja to robiłam.

Książkę dostałam na ostatnie urodziny z polecenia Quaffery'ego, któremu za to bardzo dziękuję! Powtórzę za nim: nie psujcie sobie zabawy i nie przeglądajcie jej przed przeczytaniem. Odkrywajcie wszystkie rysunki po kolei, dajcie się zaskoczyć. Ta lektura pozwala się poczuć jeszcze raz jak dziecko! I pamiętajcie o odszyfrowaniu nazwisk buchlingów - będziecie mieć ubaw po pachy, zaręczam :)

Słowa uznania dla wydawnictwa: strona techniczna robi ogromnie wrażenie, i projekt, i tłumaczenie, i korekta (jedna literówka tylko), i dodanie wstążki jako zakładki, i papier. No, sami zobaczcie w księgarni. Ja mojego egzemplarza się na pewno nie pozbędę.

Ocena: 5,5-6/6

23 sierpnia 2010

Tomasz Mann - Dostojewski - z umiarem i inne eseje

Wydawnictwo: Muza SA, 2000
Pierwsze wydanie: eseje z lat 1921 - 1954
Liczba stron: 283

Laureat Literackiej Nagrody Nobla - 1929

Obok zdjęcie pisarza, okładki w sieci nie ma, jak zrobię zdjęcie, to wstawię. Książka zawiera tylko niewielki dorobek Manna w dziedzinie esejów, jest ich 9. Wszystkie mówią o innych pisarzach i bardzo często o ich dziełach. I tak noblista zachwyca się Cervantesem, Goethem, Tołstojem, Dostojewskim, Czechowem, Kafką i Strindbergiem. Zwłaszcza widać w tych esejach uwielbienie dla geniuszu Goethego, któremu poświęca chyba najwięcej miejsca. Nieustannie stawia koło niego Tołstoja, a to uwypuklając między nimi podobieństwa, a to zaznaczając dzielące ich różnice. Niewątpliwie zachęcił mnie do przeczytania wielu tytułów, które każdy z nas ma w pamięci, ale nie zawsze zdążył jeszcze je przeczytać. W moim przypadku to będzie Don Kichot, Faust, kilka opowiadań Czechowa i właściwie cały Strindberg, który za mną chodzi od lat i nęka mnie, gdzie tylko zajrzę.
Pewnego dnia Gorki ujrzał Tołstoja siedzącego samotnie nad brzegiem morza - ta scena jest szczytowym punktem jego wspomnień. "Siedzi, podparłszy oburącz głowę, między palcami powiewają srebrne włosy brody, patrzy w dal na morze, a do nóg jego posłusznie się toczą i łaszą zielonkawe fale, jakby opowiadały coś staremu magowi... I on również wydał mi się prastarym kamieniem, który ożył i zna wszystkie przyczyny i cele, myśli o tym, kiedy i jaki będzie koniec kamieni i roślinności, ziemi, wody morskiej i człowieka, i całego świata od kamienia aż do słońca. I morze jest częścią jego duszy, i wszystko wkoło powstało za jego wolą, z niego. Wydało mi się, że w nieruchomym zamyśleniu starca jest coś wieszczego, czarodziejskiego... Brak słów na wyrażenie tego, co odczuwałem wtedy; duszę przejmował zachwyt i niepokój, a później wszystko się zlało w przejmującą szczęściem myśl: Nie jestem sierotą na ziemi, dopóki ten człowiek jest tutaj". I Gorki oddala się "na palcach", aby piasek nie zaskrzypiał i nie przeszkodził myślom starca. (s. 148)
Szczególnie podobał mi się esej Podróż przez ocean z Don Kichotem z 1934r., Anna Karenina ( wstęp do wydania amerykańskiego, 1939r.) i Ku czci pisarza z 1940r. o Kafce. Ten pierwszy jest kwintesencją mannowskiego eseju, który do końca esejem nie jest, ponieważ zawiera wspomnienia z podróży do Ameryki. Drugi ukazał mi znaczenia książki Tołstoja, o których nie myślałam w trakcie lektury. Trzeci wyjaśnił mi dobitnie wielkość Kafki i sprawił, że na jego Zamek spojrzałam z nowej perspektywy. Dodatkowym walorem tego zbioru jest liczba anegdot, które Mann przytacza, np. o tym jak Tołstoj wskakuje swojemu rozmówcy na plecy (sic!;) albo jak Goethe przyzwala gościowi wysiorbać mizerię z sosem z talerza ;) Kilka razy się wręcz uśmiałam w trakcie lektury, co równoważy poważne fragmenty esejów, zwłaszcza obszerny i dość ciężki esej Goethe i Tołstoj. No i w jednym z nich znalazłam nowy cytat dla mojego bloga, autorstwa Goethego.

Ocena: 4/6

2 sierpnia 2010

Alexander Pechmann - Biblioteka utraconych książek

Wydawnictwo: Świat Książki, 2009
Pierwsze wydanie: 2007
Liczba stron: 192
Tłumacz: Sława Lisiecka

Zazwyczaj nie piszę o książkach, których nie skończyłam (z jednym wyjątkiem), ale teraz się pokuszę o kilka słów, ponieważ Biblioteka ma mało ocen na bnetce i myślę, że sporo czytelników lubiących książki o książkach (do których i ja należę) może się pokusić. A moim skromnym zdaniem nie warto.

Dotrwałam co prawda tylko do 28 strony, ale już 3 pierwszy rozdziały dały mi próbkę tego, czego można dalej oczekiwać (i pobieżna lektura dalszej części to potwierdziła). Moim głównym zarzutem jest to, że wg mnie to książka napisana li tylko dla pieniędzy. Wydawca i tłumacz Pechmann wyczuł pismo nosem, a raczej popyt na takie książki, zebrał kilka opowiastek, dodał efektowną, twardą okładkę i czekał aż zacznie spływać na jego konto mamona. Proszę o wybaczenie, ale takie miałam wrażenie. Język Biblioteki razi sztucznością i takim podlizywaniem się czytelnikowi jakby zdradzał mu nie wiadomo jakie tajemnice przeznaczone tylko dla wybrańców losu. Dobór tych opowieści jest bardzo chaotyczny, można je jednak czytać samodzielnie. Raził mnie bardzo sposób przedstawiania historyjek. Opowiada np. o zaginionych szkicach Hemingway'a, człowiek się wczuwa, zaczyna przeżywać, a ten kończy "taki mniej więcej musiało to mieć przebieg"! Żenujące! Poza tym, żeby książka nie była podejrzanie cienka, opowiada w danym rozdziale o samym autorze, o innych jego książkach, przytacza niektóre fakty z jego biografii. Całość była więc dla mnie nudna i nieuczciwa.

Ocena: tylko na potrzeby bnetki 2/6

24 lutego 2010

Barbara N. Łopieńska - Książki i ludzie

Wydawnictwo: Twój Styl
pierwsze wydanie: 1998
ilość stron: 259

Mamy prawo mieć lekkiego bzika na punkcie książek, prawda? Skoro inni mogą zakładać fan cluby Hanny Montany, robić ustawki po meczach czy biegać w lesie, chyba nie jest wielkim snobizmem przyznanie się, że namiętnie czyta się książki? Dlaczego, gdy ktoś mówi "lubię czytać" jest traktowany jak dziwoląg, przecież, gdy ludzie słyszą "lubię gotować" nie obrzucają rozmówcy spojrzeniem pełnym zdziwienia...

Czytelniku, jeśli lubisz książki o książkach, poszukaj tej pozycji w bibliotece (ponieważ nigdzie indziej już jej, niestety, nie uświadczysz). Czytając, odetchnęłam z ulgą. Jestem normalna! Nawet, powiedziałabym, nieco normalniejsza niż rozmówcy pani Barbary Łopieńskiej ;) Żarty, żartami, ale książka to zacna, pozytywna i w sam raz dla takich dinozaurów jak ja. Przypomina mi nieco swoją formułą genialny cykl "Rozmowy na koniec wieku", ponieważ też niby wychodzi od jednego tematu, a okazuje się, że krążąc wokół niego można poruszyć jeszcze wiele, wiele innych spraw.

Moja stała (tajemnicza) czytelniczka k. (którą niniejszym pozdrawiam!) ukochała wywiad pierwszy, z panią profesor Janion i mogłaby się go nauczyć na pamięć. Jest on pikny, nie powiem, zwłaszcza fragment o powstrzymywaniu się od podzielenia się ze współpasażerami pociągu wspaniałym cytatem z "Pana Tadeusza" (bo i ja tak mam i jeszcze parę innych osób ;). Moim jednak naj-naj-najulubieńszym jest rozmowa z Ryszardem Kapuścińskim. Jest to dla mnie szczególny pisarz, ktoś, kto nie jest geniuszem na miarę Tesli czy Feynman'a, nie pociągnął za uszy żadnej nauki, nie stworzył własnego systemu filozoficznego, a jednak według mnie osiągnął stan chyba pełnej mądrości jaką człowiek może osiągnąć. Czy to głupie, co piszę? Nic na to nie poradzę, mam dla niego wiernopoddańczy szacunek i gdybym dowiedziała się o nim czegoś strasznego, bardzo bym to przeżyła (nie, nie zamierzam czytać o nim tej książki, o której teraz tak głośno). Rozmówcy są często pytani o ich stosunek do książek, czym one dla nich są, ja dzielę podejście z Kapuścińskim właśnie, cytat z tego wywiadu:
Bardzo mi jest potrzebna obecność książek, bo to obcowanie z innymi umysłami, z inną wrażliwością, z inną wyobraźnią.
I jeszcze z panem Łukaszem Korolkiewiczem:
Czytanie to bardzo skomplikowany proces. Krótko mówiąc: szukamy bliskiej sobie duszy, bliskiego sobie umysłu i bliskiej sobie filozofii. A jak się jest w pewnym wieku, to człowiek już wie, czego szuka - szuka potwierdzenia i pogłębienia spostrzeżeń.
Ach, mogłabym całą rozmowę z p. Ryszardem tu zacytować, tak mi się podoba! To kopalnia cytatów, czytam i wzdycham. Równie świetny był dla mnie ten z prof. Januszem Jedlickim.

Kilka refleksji po: kompletny brak fantastyki w tych rozmowach (nieładnie!), większość czyta po coś, a nie dla przyjemności, w związku z tym przeważa też tzw. literatura faktu (a gdzie balans?), i uderzyło mnie po tej książce, że nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam poezję (ok, Milton, ale chodzi mi o przeczytanie jakiegoś tomiku).

Dorzucę jeszcze akcent humorystyczny (rozmowa z Julią Hartwig i Arturem Międzyrzeckim):
on: - A to jest mój pokój.
ona: - To jest groza nie pokój.
A gdyby się jeszcze kiedyś pojawił taki Międzyrzecki na świecie - chyba mu się oświadczę! I tym akcentem skończę.

Ocena: 5,5/6

*zdjęcie pochodzi z bloga Prowincjonalnej nauczycielki, innego w sieci nie ma