19 czerwca 2014

Witold Bereś i Krzysztof Brunetko - Marek Edelman: Bóg śpi

Wydawnictwo: Świat Książki, 2010
Stron: 255

Moja reakcja na ten zbiór rozmów trochę mnie zaskoczyła. Opierają się one na kluczu, którym jest dekalog. Panowie przepytują Edelmena z przeróżnych spraw, najczęściej odwołujących się do jego doświadczeń z getta, a wyjściem do każdego wywiadu jest kolejne przykazanie. Pomysł jest więcej niż karkołomny. Edelman jest ateistą, owszem humanistą, ale jednak do bólu wręcz pragmatycznym, który próby namówienia go do jakichś górnolotnych wypowiedzi natury egzystencjalnej kwituje kpiną, czasem wręcz obelgą. Jeździ po obu dziennikarzach bezpardonowo, aż czasem włos się jeży. Początkowo mnie to raziło, w sumie nadal razi, daleka jestem od zwracania się do kogokolwiek w ten sposób. Niespodzianką był mój odbiór samego głównego bohatera: Edelman to zdecydowanie nie był ciepły i pogodny starszy pan. Jest ostry jak żyleta, bardzo surowy, o wyrazistych poglądach, konkretny, daleki od - w jego rozumieniu - fiu bździu i takich dyrdymałów jak dusza, duchowość człowieka, miłość. Jest tylko życie, wolność i walka o to, tylko zdzieranie paznokci by przeżyć jeszcze trochę, nic więcej się nie liczy i nie dopisuje do tego żadnej ideologii. W końcu jednak dotarło do mnie to, co zawsze, gdy człowiek styka się z tego typu doświadczeniem. Faktycznie, co my możemy wiedzieć, ani moje życie, ani Beresia, ani Burnetki nie przystają do tego, co działo się na wojnie, możemy sobie o tym czytać, dywagować, prowadzić wielogodzinne dysputy, rozbierać to na czynniki pierwsze, a i tak można to o kant d... rozbić. Rzeczywiście, nie wiemy, nie mamy pojęcia, nic nie rozumiemy, co stale zarzuca nam Edelman w tych rozmowach. I tyle. Trzeba pokornie pochylić głowę i siedzieć cicho jak uczniak. 

Ale swoje zdanie o książce i tych rozmowach mieć można! No i moje jest takie, że koncept jest ździebko słaby, na siłę. Tak się czasem męczą, żeby jakoś podciągnąć rozmowę pod dane przykazanie, że aż trudno było czytać jak się przy tym męczyli... Taki tam katolicyzm do zrzygania, podawany w sosie: "jakież to uniwersalne, nieprawdaż", a Edelman na to pokazał figę z makiem i wyśmiał ich dokumentnie.

Tak więc miło poczytać sobie wypowiedzi kogoś doświadczonego, inteligentnego i trochę liznąć z tego dla siebie, warto było sięgnąć po ten tytuł. Nie należy się jednak nastawiać na jakieś objawienie dziennikarskie. Czytałam wywiady tych panów z Kapuścińskim i też miałam sporo zastrzeżeń.

Ocena: 3/6