Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Le Guin Ursula K.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Le Guin Ursula K.. Pokaż wszystkie posty

13 kwietnia 2020

Ursula K. Le Guin - Najdalszy brzeg

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2013
Pierwsze wydanie: The Farthest Shore, 1972
Stron: 264
Tłumaczka: Paulina Braiter

Pod koniec zeszłego roku zaczęłam powtarzać dwie pierwsze części Ziemiomorza, korzystając z tego, że kilka lat temu dostałam taki tom jak na zdjęciu w prezencie. I tak Czarnoksiężnik z Archipelagu po raz drugi mnie zachwycił, Grobowce Atuanu przypominały mi ważne szczegóły, a potem przyszedł czas na nową dla mnie część- trzecią, Najdalszy brzeg.

Kiedy stanie przed tobą wielki wybór, Arrenie, spróbuj mądrze podjąć decyzję. Gdy ja byłem młody, musiałem wybrać pomiędzy trwaniem a działaniem i zachłannie rzuciłem się na przygodę niczym pstrąg skaczący za muchą. Jednakże każdy czyn, każda załatwiona sprawa wiążą cię z sobą i ze swymi konsekwencjami,zmusza do dalszego działania. (s. 290)

Przyjemnie było stwierdzić, że moja ukochana autorka nadal trzyma poziom, ponieważ ta krótka powieść to kolejna perełka spod jej pióra. Subtelne i przemyślane, skromne acz eleganckie cacuszko. Najdalszy brzeg był dla mnie podwójnie ciekawy, ponieważ właściwie dotyczy tematu poruszanego w Dziewczynie z pomarańczami Gaarder'a, książce czytanej przeze mnie chwilę wcześniej. Opowieść ta łączy postać Geda, który teraz jest już Arcymagiem, jednak centralną postacią jest tu Arren i to jego czami oglądamy świat i w jego myśli się zagłębiamy. Arren to książę, ale jest na szczęście dobrze wychowany, rozsądny i uczynny. Nie, nie jest bez skazy. Na wyspach Ziemiomorza dzieje się coś złego, coś, co sprawia, że magia zanika, ludzie wyrzekają się swoich umiejętności magicznych, a słowa tracą moc. Dwóch podróżników wybiera się więc na kraniec świata, aby poznać odpowiedź na to, co się dzieje. 

I tak Arren bez namysłu uczynił pierwszy krok poza granicę dzieciństwa - zapalczywie, nie oglądając się za siebie, nie skrywając niczego. (s. 268 mojego zbiorczego wydania)

Jak to u Le Guin - koncepcja to niemal prosta opowiastka dla najmłodszych, a w rzeczywistości filozoficzny traktat mierzący się z podstawowymi pytaniami. Tym razem jest to pytanie dotyczące śmierci, a może raczej tańca życia i śmierci. W każdym razie uważam, że obie książki, i Najdalszy brzeg, i Dziewczyna z pomarańczami, udanie mierzą się z tym zadaniem i są świetnym materiałem do własnych przemyśleń. To wielka przyjemność móc tak powiedzieć o książce fantasy. Tak marzyłam, aby Le Guin otrzymała Literacką Nagrodę Nobla, jakiż przełom byłby to dla światowej literatury! Szkoda, że nie zdążyła...

Odrzucić przeszłość to rezygnować z przyszłości. Człowiek nie tworzy swego losu. Akceptuje go bądź odtrąca. Jeśli jarzębina zbyt płytko zapuści korzenie, nie wyda owoców. (s. 285)

Jak zawsze u tej pisarki zachwyca mnie język, prostota historii, która tak łatwo kradnie serce czytelnika, przekraczanie granic fantasy oraz niezwykła umiejętność  wyrażania prosto skomplikowanych myśli. Myślę, że jest szansa, abym skończyła ten cykl w tym roku.

Zrozum, Arrenie, żaden czyn nie jest aktem samym w sobie, jak sądzą naiwni młodzieńcy. Kiedy podnosisz kamień i rzucasz nim,trafiając lub chybiając celu, nie jest to konic całej historii. Gdy podnosisz kamień, ziemia staje się lżejsza, a twoja dłoń cięższa. Kiedy nim ciskasz, gwiazdy reaguję w swym biegu. W miejscu upadku zmienia odmienia się wszechświat. Na równowagę całości składają się pojedyncze zdarzenia. Wiatry i morza, moce wód, ziemi i światła,rośliny i zwierzęta działają w obrębie Wielkiej Równowagi i to, co czynią, jest słuszne i potrzebne. Od huraganów i śpiewów wielorybów po upadek suchego liścia i lot komara - wszystko stanowi element całości. My jednak, dysponując władzą nad światem i nad sobą nawzajem, musimy uczyć się tego, co liść, wieloryb i wiatr wiedzą z natury. Musimy zachować równowagę. Ponieważ mamy rozum, nie wolno nam ulegać ignorancji. Dokonując wyboru, powinniśmy pamiętać o ciążącej na nas odpowiedzialności. (s. 315)

Ocena: 6/6

8 lutego 2011

Ursula K. Le Guin - Grobowce Atuanu

Wydawnictwo: Phantom Press, 1991
Pierwsze wydanie: The Thombs of Atuan, 1971
Stron: 139
Tłumacz: Piotr W. Cholewa

cz. 2 cyklu Ziemiomorze

Ostatnio mam dobrą passę, czytam same wspaniałe książki. No, ale w przypadku Le Guin to żadna niespodzianka, olśniła mnie już po raz czwarty w czasie naszej krótkiej, ale jakże intensywnej znajomości.

Nie będę się dziś za bardzo produkować, raz, że czasu brak, dwa, że wszystko, co wymyślę wydaje mi się głupie. Są to po prostu dalsze losy Geda, tym razem opowiedziane z perspektywy młodej dziewczyny Tenar. To ona walczy ze sobą przez większość stron, a on spokojnie jej się przygląda, podrzuca puzzle do całej układanki. I jak zawsze u Le Guin - to tylko warstwa wierzchnia, zeskrobcie ją i sprawdźcie co jeszcze kryje w sobie ta historia. Ja do końca marca dobrnę do części 3, a potem będę miała kilkumiesięczny odwyk od Ziemiomorza...
Większość rzeczy starzeje się i znika w miarę, jak płyną wieki. Niewiele rzeczy cennych pozostaje cennymi i niewiele historii wciąż się opowiada. (s. 49)
Pan Cholewa na pewno włożył w swoje tłumaczenie sporo pracy, na miarę własnych umiejętności, ale Barańczakiem to on, niestety, nie jest. Jak można było pozwolić na zmianę tłumacza, tego nie rozumiem. Tym samym obiecuję sobie przeczytanie całego cyklu w oryginale. Grobowce udowadniają, że dobra historia obroni się sama, ale jednak udany przekład pozwala jej błyszczeć. Gdzieś ta wielkość oryginału przebijała się przez język polski, ale jednak, to nie było to samo, co w części pierwszej.

Ocena: 5,5/6

P.S. Ciekawa strona o tej krainie. Tu są mapy Grobowców i Labiryntu z angielskich wydań.

28 listopada 2010

Ursula K. Le Guin - Dary

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2006
Pierwsze wydanie: 2004
Liczba stron: 152
Tłumacz: Maciejka Mazan

Kroniki Zachodniego Brzegu, cz. 1

Z pochwalnymi recenzjami jest pewien problem. Łatwo w nich przesłodzić, przedobrzyć. Można być posądzonym o całkowity brak obiektywizmu lub, co gorsza, nazwanym grafomanem, piszącym laurki swojemu ulubionemu autorowi. Bez owijania w bawełnę od razu więc uprzedzę, że Le Guin po czytelniczemu właściwie wielbię, choć znam jak na razie jedynie trzy jej książki. Zamierzam przeczytać wszystkie, jakie się da, ponieważ jej proza niezmiennie mnie zachwyca. Każda ze znanych mi pozycji dostała ode mnie 6 lub się o tę ocenę ociera, to mówi samo za siebie.

Kiedy czytam Le Guin, mam nieodparte wrażenie, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu, a silny i spokojny głos mówi: "słuchaj, opowiem ci historię". W jej powieściach zawsze królują właśnie spokój, pewność i odpowiedzialność. Brak tu pstrokacizny, krzyku, zbędnych słów czy zarozumiałości. Nie znajdzie się w nich łatwych rozwiązań jak kawa instant, tylko zalać wodą i gotowe. Nie, to nie w stylu tej pisarki, ona oczekuje od czytelnika pewnego wysiłku przy odkodowywaniu kolejnych, głębszych poziomów danej historii. Powracające motywy to wiedza i jej brzemię, odpowiedzialność wobec własnego talentu, zrozumienie siebie samego i akceptacja własnej ścieżki, relacje panujące w społecznościach. Można mówić rzeczy mądre bez schmittowskiego sosu czy zaklepki a'la Coelho, a i gatunek fantasy nie determinuje błahej treści.

Wracając jednak do Darów: powieść wyróżnia Niziny, gdzie mieszkają zwykli ludzie, i Wyżyny, świat ludzi obdarzonych darami. Każdy ród ma inny talent, a w każdym rodzie jest lider, którego dar jest najsilniejszy. Akcja dzieje się wśród czarodziejów, choć pretekstem by o nich opowiadać jest pojawienie się na Wyżynach złodzieja Emmona. Jego przewodnikiem zostaje Orrec, chłopiec z przewiązanymi opaską oczami, oraz jego przyjaciółka Gry. Początkowo można być trochę przytłoczonym liczbą nazwisk, imion, miast i różnych darów, potem krystalizuje się trzon opowieści i ich zapisywanie okazuje się już niepotrzebne. Na pierwszy plan wysuwa się relacja ojciec - syn. Orrec powinien w przyszłości zająć miejsce swego ojca, chronić swój ród darem odczyniania, bronić delikatnego balansu między przyjaciółmi a wrogami. Obawia się jednak, że nie odziedziczył ojcowskiego talentu. Z kolei Gry nie chce wykorzystywać swojego w sposób, jaki życzyłaby sobie jej matka... Pierwszym poziomem jest tu więc trud dorastania, mierzenie się z trudnym światem dorosłym.
(...) teraz dochodzę do tego miejsca opowieści, przez które nie chcę przechodzić. To pustynia. I żaden wir mnie przez nią nie przeniesie. (s. 110)
Le Guin po mistrzowsku wplata w opowieść przyjemną dla młodych wątki zrozumiałe już dla kogoś bardziej doświadczonego. Nie idzie na łatwiznę, pisząc jak to bycie czarodziejem jest cool i jak to ułatwia życie. Skręca w drugą stronę, pokazując dar jako przekleństwo, jak służy to nie temu, czego naiwnie chciałoby dziecko. Styl jak zawsze wysmakowany, bardzo dobrze oddany przez tłumaczkę. O prostych rzeczach zawsze najtrudniej pisać, a królowej fantastyki tradycyjne wychodzi to nadzwyczajnie. Do tego obcy jest jej zwyczaj współczesnych pisarzy fantasy do pisania grubaśnych tomiszczy, choć ma to i swoje minusy - zwyczajnie mi smutno, że to już koniec historii. Jakże żałuję, że nie przetłumaczono jeszcze części drugiej i trzeciej. Chyba nawet się odważę skrobnąć w tej sprawie do Prószyński i S-ka.

Ocena: 5,5-6/6

Inne książki tej autorki:


29 grudnia 2009

Ursula K. Le Guin - Czarnoksiężnik z Archipelagu

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2001
ilość stron: 245

cz. 1 cyklu Ziemiomorze

Udało się, wreszcie to przeczytałam. W jeden dzień. Na razie fantastyka to dla mnie para królewska: pan Tolkien i pani Le Guin. Król i Królowa. Plus kilku autorów jako dworzanie (np. Pielewin, czyli nie stricte fantasy albo Sapkowski). Nie da się chyba w tej dziedzinie zrobić czegoś więcej, kunsztowniej, lepiej... Wytyczyli szlaki i pozostałe książki są kopią ich dzieł.
Ostatnio miałam okazję przeczytać też "Uczeń skrytobójcy" Robin Hobb, dałam 4. Książka, która umiejętnie wykorzystuje znane chwyty i schematy, daje kilka godzin przyjemności. Jednak muszę przyznać, że to tylko rzemiosło i tyle. Za tą fantasy nie ma nic, to jest puste i płytkie, jedynym celem istnienia takich książek jest rozrywka, nie pozostawia ona w czytelniku nic na dłużej, nie trzeba jej interpretować, bo nie ma w niej podwójnego dna! Śmiem tak twierdzić. Czytając natomiast Tolkien'a czy Le Guin można napisać książkę o możliwych interpretacjach, można się kompletnie zapomnieć w tym świecie, wszystko się w nich układa jak puzzle, zazębia się i ma swój własny sens, który należy odkryć. Bo w nich jest do odkrycia coś jeszcze oprócz samej treści przed naszymi oczyma.
Nie znając tej książki, czułam się autentycznie zapóźniona literacko. Cały świat się już zachwycił, a ja co? Nie znam. Z panią Ursulą pierwszy kontakt miałam bardzo przypadkowy - na allegro wpadła mi jej książka o ciekawym tytule "Lewa ręka ciemności". Znałam nazwisko, jej sławę i zaryzykowałam. Jej pisanie mnie całkowicie oczarowało. Jak nikt potrafi pisać o całych społeczeństwach, stwarzać misterną i skomplikowaną sieć relacji i zależności między ludźmi. Do tego waży słowa. Jednym zdaniem jest w stanie odmalować krajobraz, myśli, nastrój. Takie zdanie: Zagłębienia fal napełniały się już mrokiem, podczas gdy grzebienie błyszczały jeszcze jasnoczerwonym odblaskiem zachodu. Nie trzeba być malarzem, aby wyobrazić sobie tę scenę. Przede wszystkim jednak Le Guin nie ucieka od egzystencjalnych, właściwie filozoficznych kwestii: Myślałeś, będąc chłopcem, że mag to ktoś, kto potrafi uczynić wszystko. Tak i ja niegdyś myślałem. Tak myśleliśmy wszyscy. A prawda jest taka, że im bardziej rośnie prawdziwa moc człowieka, im bardziej poszerza się jego wiedza, tym bardziej zwęża się droga, która może on kroczyć; aż wreszcie niczego już nie wybiera, lecz czyni tylko i wyłącznie to, co musi czynić...
Mnóstwo tu kulturowych odniesień, smaczków i szczególików. Istna uczta. Gdyby został mi rok życia, na liście moich priorytetów byłoby przeczytanie pozostałych części.

Słowo o wydaniu. Tłumaczenie Stanisława Barańczaka jest, oczywiście, na najwyższym poziomie. Okładka nie najgorsza (ma związek z fabułą), tusz się trochę rozmazuje, za to klej trzyma mocno. Gdyby tylko Prószyński i S-ka nie wypuszczało takich błędów jak "narazie".

Ocena: 6/6