
A Good Man Is Hard To Find, 1955
Liczba stron: 14
Opowiadanie przeczytane zg na moje obecne zajęcia z literatury amerykańskiej. Będzie się tu można spodziewać kilku recenzji ekstra do końca marca właśnie z tego rejonu; dla mnie to po prostu sposób na zapamiętanie czegoś więcej niż tylko tytułu (jak i cały ten blog, zresztą). Niektóre mnie cieszą (np. Szkarłatna litera już zaczęta; dzięki boo!), perspektywa innych mnie dobija (vide Hemingway). W przypadku O'Connor dobrze się złożyło, że musiałam to przeczytać, bowiem opowiadanie trzyma czytelnika swoimi łapami od początku, zwodząc go i sugerując sielankową opowieść o rodzinnym wyjeździe. Szybko jednak całkowicie nim wstrząsa, pokazując pazury, nabitą broń i sarkazm.
Zaczyna się łagodnie dzięki głównej bohaterce - starszej kobiecie wybierającej się ze swoim synem i jego rodziną na wakacje na Florydę. Po drodze mają jednak wypadek... Relacje między nimi pokazane są w subtelny sposób, ich charaktery wyzierają z krótkich opisów, pewnych ich nieuświadamianych sobie gestów, wyboru ubrań, sposobu mówienia, wreszcie zachowania. Czuć w tym amerykańską prowincję, nostalgię za dawnym porządkiem kultywowanym na Południu. Z drugiej strony jest prąca do przodu młodość, życie nieznoszące próżni i oglądania się za siebie. Zagubienie (?). [Zobaczymy ile z moich refleksji potwierdzi się na wiosennych zajęciach.] Całość okraszona szczyptą gwary, zdaje się południowej, w wykonaniu złych charakterów. Przyznaję, że tekst zrobił na mnie spore wrażenie; obecnie mam lekką fazę na amerykańską historię, którą to opowiadanie umiejętnie podtrzymało.
Ocena: 5/6
Liczba stron: 14
Opowiadanie przeczytane zg na moje obecne zajęcia z literatury amerykańskiej. Będzie się tu można spodziewać kilku recenzji ekstra do końca marca właśnie z tego rejonu; dla mnie to po prostu sposób na zapamiętanie czegoś więcej niż tylko tytułu (jak i cały ten blog, zresztą). Niektóre mnie cieszą (np. Szkarłatna litera już zaczęta; dzięki boo!), perspektywa innych mnie dobija (vide Hemingway). W przypadku O'Connor dobrze się złożyło, że musiałam to przeczytać, bowiem opowiadanie trzyma czytelnika swoimi łapami od początku, zwodząc go i sugerując sielankową opowieść o rodzinnym wyjeździe. Szybko jednak całkowicie nim wstrząsa, pokazując pazury, nabitą broń i sarkazm.
Zaczyna się łagodnie dzięki głównej bohaterce - starszej kobiecie wybierającej się ze swoim synem i jego rodziną na wakacje na Florydę. Po drodze mają jednak wypadek... Relacje między nimi pokazane są w subtelny sposób, ich charaktery wyzierają z krótkich opisów, pewnych ich nieuświadamianych sobie gestów, wyboru ubrań, sposobu mówienia, wreszcie zachowania. Czuć w tym amerykańską prowincję, nostalgię za dawnym porządkiem kultywowanym na Południu. Z drugiej strony jest prąca do przodu młodość, życie nieznoszące próżni i oglądania się za siebie. Zagubienie (?). [Zobaczymy ile z moich refleksji potwierdzi się na wiosennych zajęciach.] Całość okraszona szczyptą gwary, zdaje się południowej, w wykonaniu złych charakterów. Przyznaję, że tekst zrobił na mnie spore wrażenie; obecnie mam lekką fazę na amerykańską historię, którą to opowiadanie umiejętnie podtrzymało.
Ocena: 5/6