24 września 2011

Wyniki konkursu

Wygrała Bibliofilka. Gratuluję i proszę o adres do wysyłki, a pozostałym dziękuję za udział i miłe słowa :) Stay tuned!

20 września 2011

20 tysięcy wejść = konkurs nr 4

Dziś padło 20 tysięcy odwiedzin za co serdecznie dziękuję. Ostatnio unikam pisania jak ognia, a jednak widzę, że nadal ktoś zagląda, co jest przemiłe i niezmiennie utwierdza mnie w przekonaniu, żeby niczego nie likwidować pod wpływem chwilowego impulsu pod tytułem "a po cholerę mi ten blog...?", bo i takie miewam ;)

Do rzeczy. Kto chce książkę Remarque'a - Łuk triumfalny, o której pisałam TU, niech w komentarzu da mi znać do 23 września, wtedy zdecyduję. Uprzedzam, że moja książka ma swoje lata, więc nie prezentuje się jak panna na wydaniu, raczej jak kobieta po przejściach, ale jej czytanie wspominam miło. Hawk.

John D. Barrow - Jak wygrać na loterii? Czyli z matematyką na co dzień

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2011
Pierwsze wydanie: 100 Essential Things You Didn't Know You Didn't Know, 2008 
Stron: 351
Tłumacz: Monika Apps

Zacznę od pewnego wyjaśnienia: z matematyką mi nigdy po drodze nie było. Co prawda, był taki czas, kiedy przechodziłam pewną fascynację tzw. matematyką wyższą, a  dokładnie gdy zaczytywałam się Rozmowami na koniec wieku. Nagle coś tam zaskoczyło, stwierdziłam, że faktycznie stoi za nią jakaś potęga, coś większego od nas samych. Sądziłam, że ta książka da mi szansę na pogodzenie się z tym przedmiotem. Że może nawet taki beznadziejny przypadek jak ja zostanie oświecony. Niestety, tak się nie stało. Ważne jest to, aby nie mieć żadnych pretensji do tej książki, bo z nią jest wszystko w porządku, napisana jest porządnie i nie utrudnia za bardzo sprawy. Wina leży po mojej stronie. Umrę nieoświecona matematycznie :( I już wiem, co mnie w tamtych rozmowach zainteresowało: wszystkie kwestie, które omawiali zahaczały już praktycznie o filozofię, różne abstrakcyjne sprawy i granicę naszego poznania. Ot i tyle.

Natomiast Jak wygrać na loterii? omawia matematykę na co dzień i sporo jej dziedzin faktycznie tłumaczy wiele spraw. W sumie zagadnień jest dokładnie 100, zahaczają o rachunek prawdopodobieństwa, geometrię, statystykę i inne dziedziny, których nazw nawet nie pamiętam. Książka zawiera rysunki oraz konkretne wyliczenia. Jest też trochę zagadek matematycznych i zabawnych anegdot. Część problemów łączy się z fizycznymi zagadnienia (np. ruchy cieczy), a nawet społecznymi. Przykładowe rozdziały (właściwie rozdzialiki, są króciutkie) to: Arytmetyka przedłuża życie, Jak sfałszować wybory?, Więzienia, Planeta oszustów.

Podobały mi się wszystkie zadania związane z fizyką, były wręcz życiowe. Ciekawe oblicze ukazała mi niepozorna geometria. Autor zaskoczył mnie omawianiem pewnych kwestii społecznych. Natomiast negatywnie oceniłam zbyt dużą ilość zadań opartych na rachunku prawdopodobieństwa - ale też nigdy nie lubiłam tego działu, za dużo gdybania dla samego gdybania (tak to odbierałam). Niektóre rachunki była dla mnie zbyt skomplikowane (tu trzeba też wziąć poprawkę na mnie). I ostatnia rzecz: książka zawiera rozdziały, które są za absurdalne, wymyślone tylko, żeby coś policzyć, nie mające związku z codziennymi sytuacjami (np. liczenie jaka jeszcze szansa, że ktoś zaproszony na moje urodziny ma też w tym dniu urodziny). Niemniej jednak książka nadaje się dla fascynatów matematyki, na pewno nie dla młodszych uczniów (min. liceum); sama oceniać jej nie będę, bo takie matematyczne głąbiki jak ja nie mają prawa głosu w tym przypadku.

9 września 2011

Mark Kurzem - Maskotka. Nazistowski sekret mojego żydowskiego ojca

Wydawnictwo: Replika, 2008
Pierwsze wydanie: The Mascot, 2007
Stron: 431
Tłumacz: Jan S. Zaus

Nie pamiętam już jakim trafem ta książka znalazła się w moim schowku. Czasem znajduję tam naprawdę rożne dziwadła i fajnie po latach mieć jakieś niespodzianki. Maskotka jest jedną z nich.

Mark jest synem Alexa, lat 70. Ale Alex w rzeczywistości nie jest Aleksem. W dowodzie ma Uldis, ale nim też tak właściwie nie jest. Problem jego tożsamości to główny wątek tej książki. To Alex jest chłopcem z okładki, to Alex był tytułową maskotką łotewskiego oddziału  policji, kolaborantów z Niemcami. Przychodzi w jego życiu czas, kiedy zwierza się synowi, ujawnia szokującą prawdę i swoje losy, które są tak nieprawdopodobne, że - wierzcie mi - żaden scenarzysta by na to nie wpadł. 

Był on świadkiem ludobójstwa. Wszystkich Żydów z jego wioski zamordowano i zakopano w w zbiorowej mogile. On ma wtedy jakieś 5 lat. Przeżył zimę w lesie, potem znajduje go wspomniany oddział. Jest Żydem, już-już ma stanąć z innymi pod ścianą, gdy nagle cudem unika egzekucji. Zaopiekował się nim jeden z mężczyzn. Historia nabiera tempa i ostatecznie staje się on właśnie kimś w rodzaju maskotki żołnierzy; ma swoje dopasowane mundury, pomaga im, ale też jest świadkiem przerażających rzeczy, jak to na tej wojnie bywało. Jego główną myślą jest przeżyć. Sytuacja staje się wręcz absurdalna - mały żydowski chłopiec jest tubą dla hitlerowskiej propagandy, mówiącej o czystej rasie: występuje w filmie, robią sobie z nim zdjęcia, piszą artykuły do gazet. To wszystko jest maksymalnie wciągające, zwłaszcza gdy człowiek uświadomi sobie, że Alex z białoruskiej wioseczki trafia do Australii, tam zakłada rodzinę, układa sobie życie. I milczy, przez tyle lat. A miał powody, niestety.

Książka zyskała moje uznanie tym swoim krążeniem wokół kwestii ludzkiej tożsamości oraz konfliktu sumienia ("to byli zbrodniarze, ale jednak mnie uratowali"). Raził mnie natomiast styl Kurzema. Za bardzo próbował zrobić z tego powieść. No i to początkowe zwracanie się "tatusiu" do ojca (serio?). Cieszę się, że obaj panowie na wspomnieniach nie poprzestali, ale próbowali wyjaśnić tajemnicę kim naprawdę był Alex.

Ocena: 4,5/6

7 września 2011

Tylko cytat #2


Za spuszczonymi żaluzjami, w wysuszonym, spieczonym, zeschniętym ogrodzie, płonęło lato w ostatnim wybuchu furii; było niczym podpalacz, który nim pójdzie w świat, w bezmyślnej wściekłości puszcza z dymem okoliczne pola. (s. 6)

***

Oficer gwardii bardzo uważnie, pochyliwszy się nieco do przodu, wpatrywał się się w przyjaciela syna, jakby teraz zobaczył go po raz pierwszy. Wieczorem, kiedy sam z synem pozostał w palarni, powiedział mu:
- Konrad nigdy nie będzie żołnierzem.
- Dlaczego? - spytał przestraszony chłopak.
Lecz wiedział, że ojciec ma rację. Oficer gwardii wzruszył ramionami. Palił cygaro, siedział przed kominkiem z wyciągniętymi nogami, obserwował dym z cygara. Ze spokojem człowieka, który zna się na rzeczy, z poczuciem wyższości, powiedział:
- Bo to jest człowiek innego rodzaju.
Ojciec już nie żył, minęło wiele lat, kiedy generał zrozumiał to zdanie. (s. 42)

***

Pragnienie bycia kimś innym niż tym, kim jesteśmy; silniejsze pragnienie nie może zapłonąć w ludzkim sercu. Bowiem życia nie można znosić w inny sposób niż ze świadomością, że godzimy się z tym wszystkim, co znaczymy dla siebie i dla świata. Trzeba zgodzić się z tym, że jesteśmy tacy lub inni, i wiedzieć - kiedy się z tym godzimy - że za tę mądrość nie otrzymamy pochwały od życia, nie przypną nam do piersi orderu, kiedy wiemy i znosimy to, że jesteśmy próżni, samolubni albo łysi i brzuchaci - nie, należy wiedzieć, że za nic nie otrzymamy nagrody ani pochwały. Musimy znosić nasz charakter, nasza naturę, ponieważ doświadczenie i zdolność rozumienia nie zmieniają jej wad, samolubstwa, chciwości. Trzeba znosić i to, że nasze pragnienia nie znajdują odzewu w świecie. Że ci, których kochamy, nie kochają nas albo że nie kochają tak, jak się spodziewamy. (s. 104)

***

W życiu wszystko można osiągnąć, wszystko wokół ciebie i na świecie możesz pokonać, życie może dać ci wszystko i ty możesz wziąć z życia wszystko: tylko nie możesz zmienić czyjegoś gustu, skłonności, rytmu życia, właśnie owej odmienności, jaka w pełni charakteryzuje tego człowieka, który jest dla ciebie ważny, który jest ci bliski. (s. 136)

[tłum. Feliks Netz, Czytelnik, 2011]

3 września 2011

Pearl S. Buck - Cesarzowa

Wydawnictwo: MUZA, 2011
Pierwsze wydanie: Imperial Woman, 1956
Stron: 495
Tłumacz: Krzysztof Schreyer

Literacka Nagroda Nobla 1938

O Pearl Buck mówiło się, że tak naprawdę nie zasłużyła na tę nagrodę, że jej twórczość nie jest aż na tak wysokim poziomie, jakiego spodziewamy się po noblistach. Niestety, muszę się z tym zgodzić. Tak to jest, kiedy o przyznaniu nagrody decydują względy polityczne (tu miało to oznaczać solidarność z Chinami najechanymi wtedy przez Japonię) lub jakiekolwiek inne niż sama wartość literacka. Nie chciałabym przegiąć w drugą stronę. To jest porządna proza, powieść historyczna, która, jestem pewna, ma szansę spodobać się zwłaszcza kobietom i fan(k)om kobiecej literatury. 

Mnie w cieszeniu się tą książką przeszkadzał jednak język. Jest zdecydowanie zbyt prosty, a często aż się prosiło o wspaniałe pojedynki słowne czy o większy kunszt pisarski opisujący Chiny. Tymczasem Buck przykładała się tylko we fragmentach przedstawiających stroje, materiały, klejnoty, architekturę, ogrody itd. Skupiała się więc bardziej na pewnych detalach niż na całokształcie, co powodowało zaburzenia czasu akcji. Niektóre sceny zostały przez takie pochylanie się nad przedmiotami i ich pięknem niepotrzebnie wyolbrzymione, podczas gdy ważne momenty w historii Chin zostały przez to potraktowane po macoszemu. Dla mnie za mało było tam polityki, za dużo picia herbaty, kąpieli i opisu jej sukien (niektóre już znałam na pamięć; sporo z nich ma w końcu te same cesarskie motywy).

Sam opis cesarzowej za to jest interesujący. A zobaczenie jej jako człowieka z krwi i kości na zdjęciu (poniżej) jest niemal szokujące. Powieść opisuje życie Cixi, która rządziła Chinami w latach 1861-1908 (wg okładki 1862). Na okładce nazwano ją Tz-u Si (ale wiki mówi o Tz'u Hsi). Nie jest to wcale coś naturalnego w Chinach, bowiem kobieta nie mogła być cesarzową, mogła być tylko regentką, jeśli jej charakter i determinacja jej na to pozwalały. A Jehonala (kolejne jej imię) była naprawdę wyjątkowa; właśnie jej charakter wg mnie Buck opisała najlepiej. Cesarzowa jest kobietą wielu talentów, jest inteligentna, niezwykle uprzejma (nie bez celu), ale też okrutna i mściwa. Wydaje mi się, że Buck mogła ją też trochę wybielić, ale zrobiła to w sposób niebudzący sprzeciwu czytelnika. O Jehonali wiadomo z historii, że była bardzo konserwatywna, nie wahała się mordować dla zdobycia władzy, nawet własnego syna! Pisarka nie ukrywa jej żądzy władzy, jej intryg i zabiegów, ale niektóre sytuacje opisuje trochę inaczej niż wyczytałam w sieci. I choć cesarzowa w istocie zgubiła Chiny swoim zachowawczym spojrzeniem na świat, to jednak Buck bardzo dobrze tłumaczy jej motywy i to chciałabym polecić uwadze tych z Was, którzy skuszą się na tę grubaśną książkę.


Sama mam jeszcze do recenzji jej Pałac kobiet, ale poczeka na razie, muszę od niej odpocząć. Potem jeśli będę jeszcze po nią sięgać, to jedynie po Ziemię błogosławioną, ponoć jej najlepszą książkę, wspomnianą w uzasadnieniu Akademii Szwedzkiej.

Ocena: 4/6