30 kwietnia 2011

Erich Maria Remarque - Łuk Triumfalny

Wydawnictwo: Czytelnik, 1973
Pierwsze wydanie: Arc de Triomphe, 1946
Stron: 482
Tłumacz: Wanda Melcer

Postanowiłam oszczędzić Wam widoku mojej szkaradnej (i rozwalającej się) okładki. Stąd po lewej jest zdjęcie samego autora.

Cóż za dziwna mieszanka z tej książki. Z jednej strony paleta kawiarni i nocnych klubów, zaprzyjaźniony burdel, ludzkie losy widziane szkiełkiem lekarza, z drugiej tani sentymentalizm, często nazbyt poetycki język, pachnący sztucznym tworzywem. Gdybym mogła wyciąć z niej cały wątek miłosny (bo zmienić go mógłby tylko sam pisarz), książka zapewne bardziej by mi przypadła do gustu. Jednak każda scena z głównym bohaterem i jego wybranką irytowała mnie tym bardziej, im bliżej byłam zakończenia. Chciałam ją nawet ocenić niżej niż Czarny obelisk, jednak ostatnie kilkadziesiąt stron pomogło mi zaniechać tego aktu surowości.
Usiadł na brzegu wanny i zdjął buty. To się przynajmniej nie zmienia, przedmioty i milczący przymus, pospolitość, mdłe przyzwyczajenie w złudnym świetle przemijania. (...) Ale kimkolwiek się jest, poetą, półbogiem czy idiotą, spada się co parę godzin z nieba, żeby oddać mocz. Tego niepodobna uniknąć. Ironia natury. Romantyczna tęcza, rozpięta nad refleksami gruczołów i robaczkowatym ruchem jelit. Narządy ekstazy, szatańsko przystosowane także do wydalania! Ravic rzucił buty w kąt. Wstrętne przyzwyczajenie rozbierania się! Nawet tego niepodobna uniknąć. (...) Zdarzało mu się sypiać w ubraniu, żeby tylko uciec od tej tyranii, ale to tylko odsuwało problem. Uciec nie było można. (s. 26)
Lubicie czytać książki, nie wiedząc o czym są? Po prostu dlatego, że są starymi, sławnymi tytułami, które przez lata obijają się nam o uszy. Często w ich przypadku zdarza mi się nie mieć większego pojęcia o ich fabule i jest to ciekawa okazja do czytania "na czysto", bez nastawiania się na cokolwiek. Polecam takie doświadczenie. W razie czego jednak podam kilka wskazówek dotyczących treści. Akcja rozplanowana jest na listopad 1938 - wrzesień 1939. W Paryżu przebywa Ravic, lekarz, niemiecki uchodźca. Żyje on w stanie całkowitego zawieszenia: pracuje nielegalnie w szpitalu, mieszka w hotelu nastawionym na uchodźców, wiecznie unika kłopotów i marzy o zemście na swoim oprawcy z gestapo. Poznaje też Joannę, kobietę z przeszłością, ale i znikąd, ona jest tajemnicza aż do końca. Jak nietrudno się domyśleć, Remarque wpisuje w tło atmosferę Europy tuż przed nową wojną, wskazując nieudolność i ślepotę polityków oraz bezkarność i terror niemieckiego reżimu jako dwa czynniki wzajemnie się wspierające w drodze do katastrofy.
To, co żyje, jest obdarzone ruchem, ruch przydaje siły, wdzięku lub śmieszności; jakże to porównać z osobliwym majestatem ciała, które nie będzie się już poruszało, tylko ulegnie rozkładowi. Majestat jest atrybutem doskonałości, a człowiek osiąga doskonałość jedynie przez śmierć, i to na krótką chwilę. (s. 35)
To właśnie ta warstwa podobała mi się najbardziej. Ukazuje Europę jako tonący statek, z którego pierwsze uciekają szczury, czujące pismo nosem, gdy jeszcze reszta nie wie co się święci albo się zwyczajnie łudzi. Wszystkie opisy hotelu "International" (był taki dosłownie) są świetne. Budowanie napięcia poprzez wplatanie informacji z poczynań Rzeszy tylko gdzieś w tle (np. artykuł z gazety leżącej na bezdomnym w parku). Kawiarnie, nocne lokale i burdel ze świetną Rolandą - im bliżej wojny, tym więcej ludzi się do nich garnie, istne szaleństwo. Do tego życie szpitalne, stosunek Ravica do swojego zawodu, rozmowy z pacjentami, tragiczna postać Kate (ona i przyjaciel Ravica - Morozow podobali mi się najbardziej) i niezłomna pielęgniarka Eugenia.
- Wiara łatwo zamienia się w fanatyzm. Dlatego religie kosztowały zawsze tyle krwi. - Uśmiechnął się krzywo. - Tolerancja, Eugenio, jest córką wątpliwości. Oto dlaczego pani z całą swoją wiarą jest bardziej napastliwa w stosunku do mnie, niż ja, zatracony bezbożnik, w stosunku do pani. (s. 47)
Wszystko to jest fantastyczne i na najwyższym poziomie, patrząc moim skromnym okiem. Stąd tak mnie dziwiły te mdłe, melancholijno-sentymentalne wstawki, pitu-pitu o ich nieszczęśliwej miłości, wieczne niezdecydowanie tej dwójki. Albo się zestarzałam, albo jestem nieczuła, albo to było naprawdę kiepskie. Mnie w każdym razie nużyło i tylko czekałam aby szanowna Joanna zabrała swoje cztery litery i wróciła do siebie. Szkoda, nie pasowało mi to do takiej nieco atmosfery a'la noir. Dobrze, że pozbył się tej maniery w późniejszym Obelisku. Czasem też Remarque powtarza swoje porównania czy zwroty, niepotrzebnie (jego redaktor powinien wyłapać takie rzeczy). Polskie tłumaczenie nie zachwyca, niektóre wyrażenia wyglądały podejrzanie, to wydanie nie jest też najlepsze pod względem korekty.

- To piękne - powiedział. - Cicho, ogień, książki, spokój. Dawniej nazywano to życiem drobnomieszczańskim. Dziś jest to sen o utraconym raju. (s. 149)
Ocena: 4,5/6

9 komentarzy:

  1. Ksiazka sprzed 38 lat. Wow...szacunek...sam bym się raczej na coś takowego nie porwał...:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam tę książkę dość dawno, lecz pamiętam, że zrobiła na mnie duże wrażenie. Calvados i cała reszta :) Ja nie wyłapałam jakiś niedociągnięć - może kwestia wydania? Bardzo lubię tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. pisany inaczej - yy, klasyki nie czytałeś? nigdy...? Nie ma nic lepszego niż stara, dobra książka. Najlepiej gruba ;)

    the book - na śmierć zapomniałam napisać o tym jak wspaniale opisano w tej książce picie alkoholu. Chciałabym tak umieć, jak oni. Aż ciągle miałam na coś ochotę. Teraz kultura picia się już zmieniła. Jeśli chodzi o błędy, to stawiam właśnie na kwestię wydania, jednak powtórzone porównania muszą być też w oryginale. Np. na przestrzeni kilku stron pisze "o przedwcześnie dojrzałej twarzy" dwa razy, dla mnie to był zgrzyt, przecież pamiętam, że chwilę temu pisał dokładnie to samo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właściwie powątpiewam we własny komentarz, bo Remarque`a czytałam lata temu. Tyle mi wywietrzało! Ledwo co kojarzę Kate i Morozowa, nie odtworzyłabym tego wątku. Pamiętam Calvados i niemożliwą miłość, czyli to, co tworzyło egzystencjalną aurę powieści. :) Klimat zrasta mi się właśnie z Joanną i Ravikiem, więc z tym, co Ty chętnie byś wykastrowała. :)
    Może czas wrócić i zweryfikować?
    Przeciwnie do przedmówcy mam skłonność doceniać klasykę. Choć ona na pewno nie jest wieczna. Jedne tytuły starzeją się brzydko, inne z wiekiem zyskują na smaku (a nawet na urodzie i świeżości!). Niejedna zielenina, czyli tytuł głośny i chwalony, przegrywa z nią niemal na starcie.
    Pomyślałam, że rzeczywiście dobrze jest nie wiedzieć za dużo o tym, co nas czeka. Zbyt głośne etykiety dużo niszczą.
    A Ravic to taki szlachetny wariant lekarza. Nie może mu się udać w życiu prywatnym, bo otoczyłaby go armia pokus, by spospolicieć.

    OdpowiedzUsuń
  5. tamaryszku - ostatnio dumałam trochę nad klasyka jako taką i zastanawiam się czy nazywam nią te pozycje, które przetrwały w ludzkiej pamięci przez lata, burze i inne zawirowania. Tysiące książek wydawano w XIX wieku czy np. w latach 20., ale przecież tylko część z nich znamy albo przynajmniej kojarzymy. Inne co najwyżej są obiektem badań zapaleńców czy naukowców. Książka staruteńka może się podobać lub nie, ale widać było/jest w niej coś wielkiego, coś zasadniczego istotnego skoro przetrwała do naszych czasów. Więc to ostatecznie czas weryfikuje wszelkie pochlebne opinie ;) Ciekawe co z naszych czasów będą czytać nadal za 100-200 lat. Czy takie "Życie Pi" albo "Śnieg" Pamuka będą pamiętane? Którzy nobliści będą już kompletnie nie do czytania dla przyszłych młodych pokoleń? :]

    OdpowiedzUsuń
  6. no po Twojej recenzji tej ksiązki "na czysto"już nie przeczytam, ale zostaje wiele innych. Remarquea czytałam kiedyś "Na zachodzie bez zmian" i pamiętam, że to była dla mnie wstrząsająca lektura, sama nie wiem dlaczego jeszcze nie sięgnęłam po resztę jego książek

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlatego czasem czekam zanim przeczytam czyjąś recenzję do końca ;)
    Na Zachodzie czytałam w liceum, jak przerabialiśmy, to była dobra książka, ale mnie na dłuższy czas odstręczyła od Remarque'a, miałam dość tej jego depresji i ogólnej beznadziei. Teraz zadowolona jestem, że sięgnęłam jeszcze po 2 książki, okazał się nie być wcale jednostronny, choć dość monotematyczny (czyli wojna i jej konsekwencje).

    OdpowiedzUsuń
  8. dobry sposób :)
    lubię klimaty wojenne

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, jak ja lubię takie recenzje, jak lubię! Wypatrzeć jakiś tomik w kącie półki, zdmuchnąć kurz i czytać, z ciekawością, co litery przyniosą.
    Też lubię na czysto, ale nie ma obawy, zanim ta akurat książka wpadnie mi w ręce, zapomnę, co tu napisałaś.
    Ale wpadnie, wcześniej czy później, nie ma obawy. Nie może przecież tak być, żeby Remarque został dla mnie autorem jednej książki tylko.

    OdpowiedzUsuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)