Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cytaty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cytaty. Pokaż wszystkie posty

1 kwietnia 2020

Tylko cytat #11


Jednocześnie trzeba było przyznać - choć niechętnie - że nie był już takim matołkiem jak niegdyś. Z drugiej strony poziom, z jakiego startował, dawał olbrzymie możliwości.

***

Nie był nazbyt długo mężem, lecz po ślubie mężczyzna wykształca w mózgu dodatkowe zmysły i jeden z nich właśnie go ostrzegał, że wdepnął w kłopoty, i to głęboko.
Joanna postukiwała rytmicznie stopą o podłogę. Ramiona miała wciąż złożone przed sobą. I uśmiechała się leciutko. Takiego uśmiechu uczą się kobiety po ślubie i oznacza on: „O tak. Wdepnąłeś głęboko w kłopoty, ale pozwolę ci zanurzyć się w nich jeszcze głębiej”.

***

Gulasz smakował po prostu jak gulasz, a nie na przykład (i to przykład kompletnie i całkowicie przypadkowy) gulasz z biednej dziewczyny, która terminowała tu przed nią. 

***

- Życie nie dzieje się tak, jak powinno. Staje się to, co się staje, i to, co my robimy.
- A nie mogłaby pani mu pomóc za pomocą magii?
- Robię to. Dbam, by nie cierpiał fizycznie - odparła panna Libella.
- Ale to tylko zioła.
- Na tym polega magia. Umieć poznać, że coś jest magiczne, o czym inni ludzie nie wiedzą.

[tłum. Piotr W. Cholewa, wyd. Prószyński i S-ka]

1 lipca 2018

Tylko cytat #10


cz. 2 W cieniu zakwitających dziewcząt


(...) ojciec rodził we mnie dwa straszliwe bolesne podejrzenia. Pierwsze, że (wówczas gdy każdego dnia czułem się jakby na progu jeszcze nie tkniętego życia, mającego się rozpocząć aż jutro rano) moja egzystencja już się zaczęła; a bardziej jeszcze, że to, co w niej nastąpi , nie będzie zbyt różne od tego, co było przedtem. Drugim podejrzeniem, będącym po prawdzie jedynie inną formą pierwszego, było to, że nie znajduję się na zewnątrz Czasu, ale że podlegam jego prawom, zupełnie jak owe figury w powieści, które przez to właśnie pogrążały mnie w takim smutku, kiedym czytał ich życie w Combray (..). Teoretycznie wiemy, że ziemia się obraca, ale faktycznie nie spostrzegamy tego; ziemia, po której chodzimy, nie rusza się , i żyjemy spokojnie. Tak samo jest z Czasem. (s. 66)

***

Spotykałem na wstępie tylko kamerdynera, który, przeprowadziwszy mnie przez kilka salonów,wiódł mnie do malutkiego pustego saloniku,jak gdyby już rozmarzonego błękitnym popołudniem swoich okien. Zostawałem sam w towarzystwie storczyków, róż i fiołków. Podobne osobom czekającym obok nas, ale nieznajomym, kwiaty te zachowywały milczenie, które ich indywidualność rzeczy żywych czyniła tym bardziej przejmującym, i chłonęły ze drżeniem ciepło żarzącego się węgla, troskliwie ułożonego za kryształową szybą, w białej marmurowej misie, w której osypywały się od czasu do czasu jego niebezpieczne rubiny. (s. 118)

***

Franciszka przekazując nam jej zlecenie: "Powiedziała: proszę im pięknie życzyć dobrego połednia", udawała głos pani de Villeparisis myśląc, że powtarza wiernie jej słowa, które zniekształcała nie mniej niż Platon Sokratesa lub święty Jan Jezusa. (s. 315)

***

Pod cienką skórą czuć było śmiałą budowę, feudalną architekturę. Głowa jego przywodziła na myśl owe baszty starożytnych warowni, których nie używane strzelnice są jeszcze widoczne, ale które przerobiono wewnątrz na bibliotekę. (s. 452)

***

Wszystko, co posiadała, idee, dzieła i resztę - które cenił o wiele mniej - oddałby z radością komuś, kto by go rozumiał. Ale z braku znośnego towarzystwa żył samotnie jak odludek, co ludzie światowi nazywali pozą i złym wychowaniem, władze "duchem niepewnym", sąsiedzi bzikiem, rodzina egoizmem i pychą. (s. 461)

***

Rozmawiałem z nią, tak samo nie wiedząc, gdzie padają moje słowa i co się z nimi dzieje, co gdybym rzucał kamyki w otchłań bez dna. Że na ogół osoba, do której je zwracamy, wypełnia je sensem dobytym z własnej jej istoty, bardzo różny od sensu włożonego przez nas w te same słowa, to fakt potwierdzany wciąż przez życie. (s. 521)

[tłum. Tadeusz Boy-Żeleński, wyd. PIW]

10 grudnia 2017

Tylko cytat #8




Prawda jest kobietą, albowiem prawda to piękno, a nie przystojność, myślał sobie Ridcully, gdy senat zajmował miejsca, pomrukując przy tym niechętnie. To dobrze tłumaczy powiedzenie, że kłamstwo może cały świat oblecieć, zanim prawda włoży buty.

***

– Jestem pewien, panie Ottomy, że żaden z moich kumpli nie nosi podwiązek... – Ridcully urwał, wysłuchał szeptanych wyjaśnień Myślaka i podjął znowu: – No, może jeden, dwóch najwyżej, a świat byłby naprawdę nudny, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami.

***

Myślak przerwał, bo drzwi się otworzyły, pozwalając na przejazd wzmocnionego, ciężkiego wózka z herbatą. Ponieważ nie był popychany przez Nią, magowie nie zwracali już na niego uwagi, a skupili się na rozdawaniu filiżanek, przekazywaniu cukiernicy, badaniu jakości czekoladowych ciasteczek z nadzieją na zabranie więcej, niż przypada na osobę, oraz wszystkich innych drobnych czynnościach, bez których komitet byłby chytrym systemem do szybkiego podejmowania przemyślanych decyzji.

***

Magowie nigdy nie kłócili się publicznie, gdyż zniszczenia mogły być straszliwe. Nie, rządziła uprzejmość, ale z zaostrzonymi krawędziami.

***

Vetinari się uśmiechnął.
– No oczywiście, zgodnie z klasyką bogowie grają losami ludzi, więc zapewne nie ma powodu, żeby nie grali w piłkę. My gramy i nami grają, a najlepsze, na co możemy liczyć, to robić to w dobrym stylu.

[tłum. Piotr W. Cholewa, wyd. Prószyński i S-ka] 

16 października 2017

Tylko cytat #7




Na nieszczęście, jak wielu ludzi, którzy całkiem sobie z czymś nie radzą, nadrektor lubił się chwalić, jak doskonale sobie z tym radzi. A był dla kierowania zespołem tym, czym Herod dla Towarzystwa Przedszkolnego w Betlejem.

***

Gdzie indziej ktoś mógłby powiedzieć „To tylko książki... Książki nie są groźne”. Ale nawet całkiem zwykłe książki bywają niebezpieczne, nie tylko te o tytułach „Jak przygotować gelinit w sposób profesjonalny”. Człowiek siedzi gdzieś w jakimś muzeum i pisze nieszkodliwą książkę o ekonomii politycznej, aż nagle giną tysiące ludzi, którzy nawet jej nie czytali, z powodu tych, którzy nie zrozumieli żartu. Wiedza jest niebezpieczna, dlatego właśnie rządy często zamykają ludzi potrafiących myśleć myśli powyżej pewnego kalibru.

***

– Ale przecież jesteśmy uniwersytetem! Musimy mieć bibliotekę! – oświadczył Ridcully. – To w dobrym tonie. Jakimi ludźmi byśmy byli, gdybyśmy nie chodzili do biblioteki?
– Studentami – odparł smętnie pierwszy prymus...

***

Ridcully wskazał niewielkie drewniane urządzenie przy drzwiach. Podobne wisiały przed gabinetami wszystkich magów; składały się z niedużej przesuwanej deseczki w ramce. Obecnie deseczka odsłaniała słowo „Jestem”, a prawdopodobnie zasłaniała „Wyszedłem”, choć w przypadku niektórych magów nigdy nie było całkowitej pewności* [* Na przykład wykładowca kreatywnej nieoznaczoności utrzymywał z wyraźną satysfakcją, że jest równocześnie w stanie wewnętrzności i zewnętrzności aż do momentu, kiedy ktoś zapuka do jego drzwi i skolapsuje pole. Zatem niemożliwe jest jakiekolwiek kategoryczne stwierdzenie przed zajściem wydarzenia. Logika to wspaniała rzecz, ale nie zawsze przewyższa prawdziwe myślenie.].

***

Myślak przewrócił oczami. Takie rzeczy zawsze dobrze brzmiały, kiedy opracowywał je we własnej głowie. Czytał stare księgi, potem siedział i myślał przez całe wieki, aż niewielka teoria układała mu się w umyśle niczym rządek małych błyszczących klocków. A potem, kiedy ją wygłaszał, odbijała się od grona wykładowczego i jeden z nich... jeden z nich... zawsze zadawał jakieś potwornie głupie pytanie, na które w danej chwili nie potrafił odpowiedzieć. Jak można w ogóle dokonywać postępu wobec takich umysłów? Gdyby jakiś bóg gdzieś powiedział: „Niech się stanie światło”, oni by zapytali: „A po co? Ciemność zawsze nam wystarczała”.

***

– Zauważyłeś, że kiedy uciekasz, pakujesz się tylko w gorsze kłopoty?
– Tak, ale widzisz, od nich też mogę uciec. To piękno tego systemu. Umiera się raz, ale uciekać można zawsze.
– Jednakże mówi się, że tchórz umiera tysiąc razy, a bohater tylko raz.
– Owszem, ale to ten najważniejszy raz.

***

Jedna z najbardziej podstawowych reguł przetrwania na dowolnej planecie nakazuje nigdy nie drażnić kogoś ubranego w czarną skórę* [* Właśnie dlatego protestujący przeciwko noszeniu przez ludzi skór zwierząt nie wiedzieć czemu nie rzucają farbą w Aniołów Piekieł.].

***

[tłum. Piotr W. Cholewa, wyd. Prószyński i S-ka]

20 sierpnia 2017

Tylko cytat #7





cz. 1 W stronę Swanna

Postaram się napisać coś o całym cyklu, jak już go skończę, czyli za jakieś dwa lata (obecnie czytam cz. 2). Tymczasem - cytaty godne wyróżnienia:

Przyzwyczajenie! - robotnica zręczna, ale bardzo powolna,która zrazu pozwala naszemu duchowi cierpieć całe tygodnie w tymczasowej siedzibie, ale którą mimo wszystko winniśmy błogosławić, bo bez przyzwyczajenia, zdany na własne środki, duch nasz nie byłby zdolny uczynić nam żadnego mieszkania mieszkalnym. (s. 31)

***

Jakże ja lubiłem nasz kościół, jak dobrze go widzę! Stara kruchta, przez którąśmy wchodzili, czarna, podziurawiona jak warzęcha, była krzywa i głęboko wyżłobiona w narożnikach (tak samo kropielnica, do której nas wiodła), jak gdyby lekkie otarcie mantyl wieśniaczek wchodzących do kościoła i ich nieśmiałych palców biorących wodę święconą mogło, powtarzane w ciągu wieków, nabyć siły niszczycielskiej, naruszyć kamień i wyżłobić bruzdy takie, jakie żłobią koła wozów w kamieniu przydrożnym ocierając się o niego co dzień. I płyty grobowe, pod którymi szlachetne prochy spoczywających tam opatów Combray stwarzały dla chóru niby duchową posadzkę, nie były już same martwą i twardą materią, bo czas zmiękczył je i dał im wypłynąć na kształt miodu poza granice włąsnego prostokąta, który przekroczyły złotą falą, rozpuszczając w niej jakąś kwiecistą gotycką literę, zatapiając białe fiołki marmuru; (...). (s. 91)

***
Nawet ta miłość do fazy muzycznej zdawała się na chwilę rodzić w Swannie możliwość jakby odmłodzenia. Od tak dawna przestał zwracać swoje życie do idealnego celu, ograniczając je do pogoni za codzienną przyjemnostką, iż sądził — nie powiadając wprawdzie sobie tego jasno — że to się nie zmieni do śmierci. Co więcej, nie czując już podniosłych idei w sobie, przestawał wierzyć w ich realność, nie mogąc jednak zaprzeczyć całkowicie jej istnieniu. Toteż przywykł chować się w myśli bez znaczenia, które mu pozwalały omijać istotę rzeczy. Tak jak nie pytał siebie, czy nie byłoby lepiej przestać bywać w świecie, ale w zamian wiedział całkiem na pewno, że o ile przyjął jakieś zaproszenie, musi się na nie stawić; że o ile nie oddał potem wizyty, trzeba mu rzucić bilety; tak samo w rozmowie nie silił się nigdy bronić z przejęciem osobistego poglądu, ale dostarczał szczegółów technicznych, które miały poniekąd wartość same w sobie, a pozwalały mu nie angażować się. Był niezmiernie ścisły w przepisie kucharskim, w dacie urodzenia lub śmierci malarza, w nomenklaturze jego dzieł. Czasem mimo wszystko puścił się na sąd o jakim dziele, o sposobie pojmowania życia, ale dawał wówczas własnym słowom ironiczny tonik, jak gdyby nie cały solidaryzował się z tym, co mówił. (s. 264-265)

***
 
Każdy pocałunek przyzywa nowy pocałunek. Och, w owych pierwszych czasach, kiedy się kocha, pocałunki rodzą się tak łatwo! Tłoczą się jedne za drugimi; zliczyć pocałunki wymienione w ciągu godziny, to tak jak zliczyć kwiaty na łące w maju. (s. 296)

***

Tak!  — dodał      z owym lekkim wzruszeniem, którego doznajemy, kiedy nawet nie całkiem świadomie mówimy coś nie dlatego, że jest prawdą, ale dlatego, że sprawia nam przyjemność to mówić i kiedy słyszymy własny głos tak, jakby pochodził nie z nas, ale skądinąd — losy są rzucone, pragnę kochać jedynie serca wielkoduszne, żyć w atmosferze wielkoduszności. (s. 308)

***


Oddalił się, przepraszając i wrócił do siebie szczęśliwy, że zadowolenie ciekawości zostawiło ich miłość nietkniętą i że po tak długim maskowaniu się wobec Odety zazdrością swoją nie dostarczył jej dowodu, iż kocha ją za bardzo; który to dowód między dwojgiem kochanków zwalnia drugą stronę na zawsze od kochania dosyć.
(s. 338)

***

Wydaje mi się w gruncie śmieszne, żeby człowiek o jego inteligencji cierpiał dla osoby tego rodzaju, która nie jest nawet interesująca, bo mówią, że to idiotka — dodała z rozsądkiem ludzi niezakochanych, którzy uważają, że człowiek inteligentny powinien by cierpieć tylko dla osoby tego wartej; to mniej więcej to samo, co dziwić się, że ktoś raczy cierpieć na cholerę z powodu istotki tak małej jak bakcyl cholery. (s. 414)

***

I zanim Swann miał czas zrozumieć i powiedzieć sobie: „To faza z sonaty Vinteuila, nie słuchać, nie słuchać!”, wszystkie wspomnienia z czasu, gdy Odeta się w nim kochała, wspomnienia, które zdołał do dziś dnia zachować niewidzialne w głębiach swego jestestwa, oszukane tym nagłym promieniem z czasów jak gdyby wskrzeszonej miłości, obudziły się i jednym rzutem skrzydeł wzbiły się, aby bez litości dla jego obecnej niedoli śpiewać mu co sił zapomniane refreny szczęścia.
Zamiast oderwanych wyrażeń: „czas, kiedy byłem szczęśliwy”, „kiedy byłem kochany”, które często wymawiał dotąd, nie cierpiąc przy tym zbytnio, bo jego inteligencja zamykała w nich tylko oschłe wyciągi z przeszłości, Swann odnalazł wszystko, co utrwaliło na zawsze swoistą i lotną esencję tego utraconego szczęścia.
(s. 416)

[tłum. Tadeusz Boy-Żeleński, wyd. PIW]

30 kwietnia 2017

Tylko cytat #6

Nie nadawał się do niczego innego. Magia była jedyną ucieczką. Właściwie w magii też sobie nie radził, ale przynajmniej nie radził sobie definitywnie. Zawsze uważał, że ma prawo do roli maga w taki sam sposób, jak zero do roli liczby. Nie można zajmować się poważną matematyką bez zera, które właściwie nie jest żadną liczbą, ale gdyby je zabrać, mnóstwo większych liczb zostałoby w bardzo głupiej sytuacji. Ta niejasna myśl rozgrzewała go w czasie tych okazjonalnych przebudzeń około trzeciej nad ranem, kiedy oceniał swoje życie i stwierdzał, że waży mniej niż obłoczek ciepłego wodoru. Owszem, prawdopodobnie rzeczywiście kilka razy ocalił świat, ale na ogół działo się to przypadkiem, kiedy starał się robić coś innego. I prawie na pewno nie uzyskał za to żadnych punktów karmicznych. Takie rzeczy liczyły się chyba tylko wtedy, kiedy człowiek przystępował do nich, myśląc, najlepiej głośno: „Tam u licha, demonicznie odpowiednia chwila, żeby ocalić świat, i nie ma co się zastanawiać”, a nie: „O szlag, tym razem naprawdę chyba zginę!”.
***
Świat miał zbyt wielu bohaterów i na pewno nie potrzebuje następnego. Miał za to tylko jednego Rincewinda, więc Rincewind był światu winien utrzymywanie tego jedynego przy życiu jak najdłużej.
***
Kiedy ludzie potrafiący czytać i pisać zaczynają walczyć w imieniu tych, którzy nie potrafią, kończy się to inną odmianą głupoty. Jeśli chcecie im pomóc, zbudujcie gdzieś wielką bibliotekę albo co, i zostawcie otwarte drzwi.
***
- Czemu nie zaprosimy ich na ucztę i nie wyrżniemy wszystkich, jak się upiją?
- Słyszałeś, co mówili. Jest ich siedemset tysięcy.
- Tak? No to trzeba podać coś prostego, makaron albo co...
[tłum. Piotr W. Cholewa, wyd. Prószyński i S-ka] 

22 lutego 2017

Tylko cytat #5

-Więc co nas tam czeka?
JA.
-Ale poza tobą?
Śmierć spojrzał na niego ze zdziwieniem. SŁUCHAM?
Sztorm nad nimi osiągnął szczyt. Jakaś mewa przeleciała obok nich, tyłem.
- Chciałem powiedzieć -wyjaśnił z goryczą Ipslore - że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę. KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.

***

Rincewind cofnął się. Nie radził sobie z czarami, ale jak dotąd miał sto procent sukcesów w ratowaniu własnego życia. Nie chciał popsuć sobie wyniku.

***

Powiedzieć, że był szczupły, to stracić doskonałą okazję do użycia słowa „wychudzony". 

***
Krajobraz wznosił się i opadał niczym kołdra w sypialni nowożeńców.

***
- Nie wiem, co robić - wyznał.
- To nic takiego. Ja też nigdy nie wiem - zapewnił Rincewind ze sztuczną wesołością. - Przez całe życie jestem kompletnie zagubiony. - Zawahał się. — O ile pamiętam, nazywa się to człowieczeństwem czy jakoś tak.

***

Rincewind zastanowił się głęboko.
- Powtórz to jeszcze raz, dobrze? - poprosił. - Kiedy powiedziałaś, że ktoś nas napadnie, coś mi chyba zaczęło dzwonić w uszach.
- No przecież chcemy się spotkać z elementem kryminalnym, prawda?
- Nie dokładnie „chcemy". Nie takiego określenia bym użył.
- A jakiego?
- Wydaje mi się, że zwrot „nie chcemy" dość precyzyjnie oddaje znaczenie.

[tłum. Piotr W. Cholewa, wyd. Prószyński i S-ka]

22 marca 2013

Tylko cytat #4

Literacka Nagroda Nobla 1949


Właśnie on tą swoją rolą, tym bogactwem, tą pozycją w świecie zdeprawował Ellen, doprowadził ją do czegoś więcej niż odstępstwo, chociaż trzeba na jego usprawiedliwienie powiedzieć, że tak samo jak ona nie wiedział, że ten jego rozkwit też jest rozkwitem sztucznym i że kiedy on przed publicznoscia jeszcze odgrywa to przepyszne widowisko, za jego plecami Los, przeznaczenie, odwet, ironia - ten inspicjent, zreztą nazwij go sobie, jak chcesz - już zaczyna dekoracje usuwać ze sceny, już zaczyna zza kulis ściągać nowe cienie i formy dekoracji do następnego aktu. (s.63)

***

Za dobrze się Sutpenowi powiodło, rozumiesz, jego udziałem stała się więc owa samotność pełna pogardy i nieufności, owoc sukcesu, jeśli się go odniosło nie dzięki swemu szczęściu, ale po prostu własnymi wytężonymi siłami. (s.90)

[tłum. Zofia Kierszys, wyd. Mediasat Poland] s. 166

7 grudnia 2011

Tylko cytat #3


Nagroda Nebula 1966

Zrozumiałem teraz, że głównym celem wykształcenia jest uświadomienie sobie, iż rzeczy, w które wierzyło się całe życie, nie są prawdą i nic nie jest takie, jakie się wydaje. (s. 61)

[tłum. Krzysztof Sokołowski, Prószyński i S-ka, 1996]

7 września 2011

Tylko cytat #2


Za spuszczonymi żaluzjami, w wysuszonym, spieczonym, zeschniętym ogrodzie, płonęło lato w ostatnim wybuchu furii; było niczym podpalacz, który nim pójdzie w świat, w bezmyślnej wściekłości puszcza z dymem okoliczne pola. (s. 6)

***

Oficer gwardii bardzo uważnie, pochyliwszy się nieco do przodu, wpatrywał się się w przyjaciela syna, jakby teraz zobaczył go po raz pierwszy. Wieczorem, kiedy sam z synem pozostał w palarni, powiedział mu:
- Konrad nigdy nie będzie żołnierzem.
- Dlaczego? - spytał przestraszony chłopak.
Lecz wiedział, że ojciec ma rację. Oficer gwardii wzruszył ramionami. Palił cygaro, siedział przed kominkiem z wyciągniętymi nogami, obserwował dym z cygara. Ze spokojem człowieka, który zna się na rzeczy, z poczuciem wyższości, powiedział:
- Bo to jest człowiek innego rodzaju.
Ojciec już nie żył, minęło wiele lat, kiedy generał zrozumiał to zdanie. (s. 42)

***

Pragnienie bycia kimś innym niż tym, kim jesteśmy; silniejsze pragnienie nie może zapłonąć w ludzkim sercu. Bowiem życia nie można znosić w inny sposób niż ze świadomością, że godzimy się z tym wszystkim, co znaczymy dla siebie i dla świata. Trzeba zgodzić się z tym, że jesteśmy tacy lub inni, i wiedzieć - kiedy się z tym godzimy - że za tę mądrość nie otrzymamy pochwały od życia, nie przypną nam do piersi orderu, kiedy wiemy i znosimy to, że jesteśmy próżni, samolubni albo łysi i brzuchaci - nie, należy wiedzieć, że za nic nie otrzymamy nagrody ani pochwały. Musimy znosić nasz charakter, nasza naturę, ponieważ doświadczenie i zdolność rozumienia nie zmieniają jej wad, samolubstwa, chciwości. Trzeba znosić i to, że nasze pragnienia nie znajdują odzewu w świecie. Że ci, których kochamy, nie kochają nas albo że nie kochają tak, jak się spodziewamy. (s. 104)

***

W życiu wszystko można osiągnąć, wszystko wokół ciebie i na świecie możesz pokonać, życie może dać ci wszystko i ty możesz wziąć z życia wszystko: tylko nie możesz zmienić czyjegoś gustu, skłonności, rytmu życia, właśnie owej odmienności, jaka w pełni charakteryzuje tego człowieka, który jest dla ciebie ważny, który jest ci bliski. (s. 136)

[tłum. Feliks Netz, Czytelnik, 2011]

8 sierpnia 2011

Tylko cytat #1


Pośród miejscowych dzieci dowodem wielkiej dzielności jest zakradnięcie się po zmierzchu do owych mrocznych pokoi i danie znaku płonącą zapałką z okna na najwyższym piętrze. Jednakże ganek jest jeszcze w niezłym stanie i co sobota roztasowują się na nim przebywające ze wsi rodziny.
Nowi ludzie rzadko osiedlają się w Noon City czy na jego przedmieściach, ponieważ bądź co bądź trudno tu dostać zajęcie. Z drugiej strony rzadko się słyszy, aby ktoś się stąd wyniósł, chyba że rusza w samotną wędrówkę na ciemną wyniosłość ponad kościołem baptystów, gdzie między chwastami niby kamienne kwiaty bieleją zapomniane nagrobki. (s. 18)

***

- Zważywszy, że urodziłem się martwy, jakaż to ironia, że w ogóle mam umrzeć! Tak, urodziłem się martwy, dosłownie, jednakże położna była na tyle przewrotna, że klapsem obudziła we mnie życie. A może i nie? - spojrzał na Joela z rozbawieniem. - Odpowiedz mi; może nie?
- Czy co nie? - zapytał Joel, bo jak zwykle nie zrozumiał; zdawało się, że Randolf stale prowadzi jakieś nieprzeniknione, tajemne rozmowy z kimś niewidzialnym. - Randolfie - powiedział. - Proszę cię, nie złość się na mnie, ale to dlatego, że zawsze mówisz w jakiś taki śmieszny sposób.
- Mniejsza z tym - odrzekł Randolf. - Wszelkiej trudnej muzyki należy słuchać kilka razy. I chociaż to, co ci mówię, brzmi bezsensownie, to jednak kiedyś we wspomnieniu wyda ci się to aż nadto jasne. Gdy to się stanie, gdy zwiędną już bezpowrotnie te kwiaty, które masz w swoich oczach, zapłaczę nad tobą, choć mnie samemu niczyje łzy nie dopomogły wydobyć się z kokonu. (s. 124)

[tłum. Bronisław Zieliński, MUZA, 1995]