29 grudnia 2009

Ursula K. Le Guin - Czarnoksiężnik z Archipelagu

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2001
ilość stron: 245

cz. 1 cyklu Ziemiomorze

Udało się, wreszcie to przeczytałam. W jeden dzień. Na razie fantastyka to dla mnie para królewska: pan Tolkien i pani Le Guin. Król i Królowa. Plus kilku autorów jako dworzanie (np. Pielewin, czyli nie stricte fantasy albo Sapkowski). Nie da się chyba w tej dziedzinie zrobić czegoś więcej, kunsztowniej, lepiej... Wytyczyli szlaki i pozostałe książki są kopią ich dzieł.
Ostatnio miałam okazję przeczytać też "Uczeń skrytobójcy" Robin Hobb, dałam 4. Książka, która umiejętnie wykorzystuje znane chwyty i schematy, daje kilka godzin przyjemności. Jednak muszę przyznać, że to tylko rzemiosło i tyle. Za tą fantasy nie ma nic, to jest puste i płytkie, jedynym celem istnienia takich książek jest rozrywka, nie pozostawia ona w czytelniku nic na dłużej, nie trzeba jej interpretować, bo nie ma w niej podwójnego dna! Śmiem tak twierdzić. Czytając natomiast Tolkien'a czy Le Guin można napisać książkę o możliwych interpretacjach, można się kompletnie zapomnieć w tym świecie, wszystko się w nich układa jak puzzle, zazębia się i ma swój własny sens, który należy odkryć. Bo w nich jest do odkrycia coś jeszcze oprócz samej treści przed naszymi oczyma.
Nie znając tej książki, czułam się autentycznie zapóźniona literacko. Cały świat się już zachwycił, a ja co? Nie znam. Z panią Ursulą pierwszy kontakt miałam bardzo przypadkowy - na allegro wpadła mi jej książka o ciekawym tytule "Lewa ręka ciemności". Znałam nazwisko, jej sławę i zaryzykowałam. Jej pisanie mnie całkowicie oczarowało. Jak nikt potrafi pisać o całych społeczeństwach, stwarzać misterną i skomplikowaną sieć relacji i zależności między ludźmi. Do tego waży słowa. Jednym zdaniem jest w stanie odmalować krajobraz, myśli, nastrój. Takie zdanie: Zagłębienia fal napełniały się już mrokiem, podczas gdy grzebienie błyszczały jeszcze jasnoczerwonym odblaskiem zachodu. Nie trzeba być malarzem, aby wyobrazić sobie tę scenę. Przede wszystkim jednak Le Guin nie ucieka od egzystencjalnych, właściwie filozoficznych kwestii: Myślałeś, będąc chłopcem, że mag to ktoś, kto potrafi uczynić wszystko. Tak i ja niegdyś myślałem. Tak myśleliśmy wszyscy. A prawda jest taka, że im bardziej rośnie prawdziwa moc człowieka, im bardziej poszerza się jego wiedza, tym bardziej zwęża się droga, która może on kroczyć; aż wreszcie niczego już nie wybiera, lecz czyni tylko i wyłącznie to, co musi czynić...
Mnóstwo tu kulturowych odniesień, smaczków i szczególików. Istna uczta. Gdyby został mi rok życia, na liście moich priorytetów byłoby przeczytanie pozostałych części.

Słowo o wydaniu. Tłumaczenie Stanisława Barańczaka jest, oczywiście, na najwyższym poziomie. Okładka nie najgorsza (ma związek z fabułą), tusz się trochę rozmazuje, za to klej trzyma mocno. Gdyby tylko Prószyński i S-ka nie wypuszczało takich błędów jak "narazie".

Ocena: 6/6

3 komentarze:

  1. Witaj moja droga wśród wielbicieli Ziemiomorza :D

    Jakby co - wszystkie 6 tomów krąży wśród naszej grupki ;) Znajdziesz je w Lubiczu i Pakości, więc jeżeli nie masz, to możesz czas mojej nieobecności wykorzystać na pożyczkę i przeczytanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, jak się natknę na nie, to wezmę na przechowanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Czarnoksiężnika..." czytałam wieki temu. Po twojej recenzji będę musiała do niego wrócić, bo na pewno nie doceniłam. Na razie (pisane osobno) zabrałam się za "Dary". I chyba będę powoli zgłębiać tematykę fantasy.

    A "Uczniowi skrytobójcy" dałam 4,5. To pół za - mimo ogólnej schematyczności - oryginalność poszczególnych rozwiązań. Po pewnym czasie przeczytałam tom 2. i znowu 4,5. Ale tom 3. mnie oczarował, chociaż też pewnie daleko mu do mistrzów fantasy. Bardzo się przejęłam tą baśnią, wzruszyła mnie. Dałam 5,5.

    OdpowiedzUsuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)