Wydawnictwo: Da Capo, 1994
Pierwsze wydanie: 1963
Liczba stron: 219
Tłumacz: Lech Jęczmyk
Zmienię zdjęcie okładki, jak będę mieć swoje. Starsze wydania mają to do siebie, że trudno je w sieci znaleźć. Moje jednak jest szkaradne niewymownie, więc nie będę się spieszyć.
No to tak. Dałabym wyższą ocenę, ale książka dzieli się na część lepszą i na gorszą. Granica wypada mniej więcej w połowie. Jest absolutnie zaskakująca, bardzo zabawna i pomysłowa. Vonnegut uwielbia żartować, rzucić nieprawdopodobną puentę np. dialogu, a do tego przemyca w tym wszystkich coś poważniejszego. I tak czytam sobie o gościu, który chce napisać książkę o ojcu bomby atomowej i dociera do jego rodziny. Pojawia się tajemniczy lód - 9 (siejąca śmierć broń), trafiają na tropikalną wyspę rządzoną przez dyktatora, na której panuje dziwna religia: bokononizm (chyba najciekawszy punkt historii). Ale uwaga! Już na wstępie książki jesteśmy ostrzegani, że wszystko to łgarstwo i nie należy wierzyć w ani jedno słowo pisarza. Nawet ta religia opiera się na kłamstwie i obnaża ludzką skłonność do głupoty i wiary w najbardziej absurdalne rzeczy.
Fabuła jest prosta, rozdziały króciutkie, nawet jak coś się komplikuje, zostaje to opisane w kilku zdaniach, wszystko jak w bajce dla dzieci niemalże. Uśmiałam się przy niej szczerze i nawet zaczęłam się zastanawiać dlaczego właściwie nie podobała mi się jego "Rzeźnia numer pięć". Szkoda, że w pewnym momencie historia siada, interesowała mnie już trochę mniej, zamiary pisarza stały się dla mnie czytelne, a zakończenie już jasne jak słońce.
Pierwsze wydanie: 1963
Liczba stron: 219
Tłumacz: Lech Jęczmyk
Zmienię zdjęcie okładki, jak będę mieć swoje. Starsze wydania mają to do siebie, że trudno je w sieci znaleźć. Moje jednak jest szkaradne niewymownie, więc nie będę się spieszyć.
No to tak. Dałabym wyższą ocenę, ale książka dzieli się na część lepszą i na gorszą. Granica wypada mniej więcej w połowie. Jest absolutnie zaskakująca, bardzo zabawna i pomysłowa. Vonnegut uwielbia żartować, rzucić nieprawdopodobną puentę np. dialogu, a do tego przemyca w tym wszystkich coś poważniejszego. I tak czytam sobie o gościu, który chce napisać książkę o ojcu bomby atomowej i dociera do jego rodziny. Pojawia się tajemniczy lód - 9 (siejąca śmierć broń), trafiają na tropikalną wyspę rządzoną przez dyktatora, na której panuje dziwna religia: bokononizm (chyba najciekawszy punkt historii). Ale uwaga! Już na wstępie książki jesteśmy ostrzegani, że wszystko to łgarstwo i nie należy wierzyć w ani jedno słowo pisarza. Nawet ta religia opiera się na kłamstwie i obnaża ludzką skłonność do głupoty i wiary w najbardziej absurdalne rzeczy.
Fabuła jest prosta, rozdziały króciutkie, nawet jak coś się komplikuje, zostaje to opisane w kilku zdaniach, wszystko jak w bajce dla dzieci niemalże. Uśmiałam się przy niej szczerze i nawet zaczęłam się zastanawiać dlaczego właściwie nie podobała mi się jego "Rzeźnia numer pięć". Szkoda, że w pewnym momencie historia siada, interesowała mnie już trochę mniej, zamiary pisarza stały się dla mnie czytelne, a zakończenie już jasne jak słońce.
Ocena: 4,5/6
Czytałam jakiś miesiąc temu i ogromnie mi się podobała. I nawet jakoś nie odczułam tego, że historia "siadła". Przy okazji, ja też podczas czytania zaczęłam się zastanawiać, dlaczego "Rzeźnia numer pięć" niezbyt przypadła mi do gustu ;)
OdpowiedzUsuńNiestety gościa nie czytałam, ale chyba należy! Tak sobie myślę. To już w końcu klasyka.Pozdrawiam, M. :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, klasyk :) Myślę, że w latach 60. faktycznie był powody jego wielkiej popularności.
OdpowiedzUsuńUltramaryna, możliwe, że moje subiektywne wrażenie "siadania" historii jest związane z przymusową 2-dniową przerwą, nie miałam czasu czytać wtedy, ale też nie wracałam myślami do tej opowieści.
Kilka spraw. Pierwsza, historycznoliteracka - Vonnegut wydał "Kocią kołyskę" bodajże w 1963 roku. Mniejsza o tę datę. Chodzi mi o to, że o ile się orientuję, Uniwersytet w Chicago za tę pozycję (choć fikcyjną, choć beletrystyczną) przyznał pisarzowi tytuł magistra (jego autentyczna praca magisterska została odrzucona, jako zbyt banalna i oczywista). Po co o tym piszę?
OdpowiedzUsuńOtóż, druga sprawa, ta książka wg mnie nie miała zaskakiwać, nie stanowi powieści przygodowej ani kryminalnej. Właściwie już od chwili wzmianki na temat lodu-9 można się domyślać, jak całość się skończy. Przypuszczam, że czytałaś wydanie Zysk i S-ka, gdzie nawet na tyle okładki jest wzmianka o zagładzie. Reasumując - w moim odczuciu Vonnegut nie tworzył zawiłych historii, w których do końca nie wiemy, co się wydarzy. Owszem, można szukać wyjątków - chociażby "Syreny z Tytana" (całość taka sobie, ale końcówka mnie położyła). Niemniej, "Kocia..." jest raczej głęboką analizą socjologiczno-kulturową, ujętą w ramy fabuły (jak sama zauważasz, bardzo prostej). Fikcyjna historia, fikcyjna religia oraz zabiegi, które ułatwiają manipulację społeczeństwem. Ciekawe, czy ś.p. Vonnegut był zadowolony, kiedy w Stanach powstał oficjalny, zarejestrowany kościół bokononistów. Raczej wątpię.
Czy historia siada? To pewnie bardzo subiektywny osąd, dla jednych tak, dla drugich nie. Sam jestem wielkim fanem tej powieści, wg mnie nie ma tam ani jednego niepotrzebnego zdania. Myślę, że jeśli znajdziesz chwilę, powinnaś ją przeczytać ponownie, być może odkryjesz w niej coś, na co do tej pory nie zwróciłaś uwagi.
Pozdrawiam :)
Dla mnie była jednak zaskakująca, bowiem z reguły nie czytam podobnych książek, z takim natężeniem absurdu. Jak widać moje wydanie było inne (da capo) i okładka nic mi specjalnego nie zdradziła.
OdpowiedzUsuńCzy głęboka? No dla mnie nie aż tak bardzo i nie było to w sumie zbyt odkrywcze (choć może wtedy było?), w związku z tym w pewnym momencie moje zainteresowanie książką nieznacznie spadło. Ale jak widać całość oceniłam jak najbardziej pozytywnie.
Ale z tą magisterką, to mnie zaskoczyłeś, nie wiedziałam. Szkoda, że ja tak nie mogłam!
A, rzeczywiście, nie zwróciłem uwagi na wydawnictwo. Hmm, no to Zysk i S-ka jest brzydsze. Nie wiem, kto te okładki projektował :/
OdpowiedzUsuń(http://www.kolporter.pl/88121,Ksiazki_Obca_Kocia-kolyska.html)
Pozdrawiam.
Eee, w porównaniu z tym, co miałam to wręcz ładne :) Moje miało dwóch bzykających się koto-ludzi na froncie!
OdpowiedzUsuń