Frances Mayes - Pod słońcem Toskanii
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
pierwsze wydanie: 2002
ilość stron: 296
Opowieść Amerykanki, która przeżywa każdy kamień i drzewko w Europie, tak można streścić tę książkę jednym zdaniem. Bardzo słabe czytadełko, już wiem, że nie wolno mi sięgać po nic takiego, ale zwiódł mnie całkiem przyzwoity film na jej podstawie (z którym nie ma nic wspólnego). Wątki wprowadzone nie wiadomo po co, ponieważ porzuca je w wybranych przez siebie momentach, przepisy kulinarne, które czytelnikowi są po grzyba, doszukiwanie się wszędzie jakieś magii, ukrytych znaczeń, o matko, moje oczy ledwo to wytrzymały. Styl nie jest grafomański, można wyczuć wykształcenie autorki, ale, niestety, przeciętny europejski czytelnik będzie patrzył na nią z pobłażaniem. Już lepiej przeczytać Rok w Prowansji Peter'a Mayle w tej kategorii. I choć jest to książeczka napisana głównie dla pieniędzy, to jednak można w niej wyczuć typowy angielski humor, no i autor pokusił się o poznanie i opisanie swoich sąsiadów, których pani Mayes podziwia głównie z daleka i zawsze widzi w nich archetyp rodziny, archetyp matki, a potem widzi archetyp stołu przykrytego obrusem w kratkę itp., itd.
ocena: 2/6
Monika Szwaja - Gosposia prawie do wszystkiego
Wydawnictwo: SOL
pierwsze wydanie: 2009
ilość stron: 352
Miało być zabawnie - nie było. Miało być to czytadło z wyższej półki - było z najniższej. Zostałam skutecznie zniechęcona do pozostałych książek tej autorki. Fabuła i styl to istny groch z kapustą, połączenie Musierowicz (której wybaczamy wiele, ponieważ potrafi pisać), komedii romantycznych i literatury naprawdę niskich lotów. Ilość nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności może przyprawić o zawrót głowy, wszystko łatwo przewidzieć, nawet złe charaktery ostatecznie okazują się w sumie dobre i poczciwe. Problemy rozwiązują się niemal same, główna bohaterka na każdym kroku spotyka wspaniałych ludzi, którzy od razu chcą się z nią zaprzyjaźnić i jej pomóc, ofiara napaści gdzieżby tam poczuła choćby malutki stan lękowy... I do tego przynudzanie opowieściami o dalekomorskich statkach (ze szczegółami) i tłumaczeniami rosyjskich pieśni. Nie, to było dla mnie za wiele, zostałam srogo ukarana za połaszczenie się na tę pozycję.
ocena: 1,5/6
Edyta Czapiel - Jasne błękitne okna
wydawnictwo: Muza
pierwsze wydanie: 2008
ilość stron: 368
Nie dałam rady. I jestem z siebie dumna. W swoim życiu nie skończyłam zaledwie kilku książek (większość z nich zamierzam i tak kiedyś skończyć), ale po raz pierwszy nie mam wyrzutów sumienia. Po kilku stronach zaczęłam wertować książkę z nadzieją, że da się ją w ogóle przeczytać. Niestety, inne fragmenty były dokładnie takie same. Może i to wspaniały debiut, jak się tam ludzie zachwycają na okładce, ale mnie styl Czapiel zniechęcił już na wstępie. Przegadany to raz. Scena, która w życiu trwałaby jakieś 30 sekund, trwa u niej w nieskończoność, opisana do najmniejszych szczegółów, to dwa. Najgorsze było jednak dla mnie pretensjonalne nagromadzenie porównań w każdym możliwym akapicie (i to po kilka na akapit). W związku z tym po raz pierwszy w życiu "poleciałam" na koniec i przeczytałam zakończenie. Równie chaotyczne i bełkotliwe. Oczywiście, to moje prywatne opinie, nie trzeba się z nimi zgadzać. Stwierdziłam jednak, że nie będę się katować tą pozycją...
[Oceniłam na b-netce tylko po to, żeby mi czasem nie polecała czegoś podobnego, tu nie dam żadnej oceny.]
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
pierwsze wydanie: 2002
ilość stron: 296
Opowieść Amerykanki, która przeżywa każdy kamień i drzewko w Europie, tak można streścić tę książkę jednym zdaniem. Bardzo słabe czytadełko, już wiem, że nie wolno mi sięgać po nic takiego, ale zwiódł mnie całkiem przyzwoity film na jej podstawie (z którym nie ma nic wspólnego). Wątki wprowadzone nie wiadomo po co, ponieważ porzuca je w wybranych przez siebie momentach, przepisy kulinarne, które czytelnikowi są po grzyba, doszukiwanie się wszędzie jakieś magii, ukrytych znaczeń, o matko, moje oczy ledwo to wytrzymały. Styl nie jest grafomański, można wyczuć wykształcenie autorki, ale, niestety, przeciętny europejski czytelnik będzie patrzył na nią z pobłażaniem. Już lepiej przeczytać Rok w Prowansji Peter'a Mayle w tej kategorii. I choć jest to książeczka napisana głównie dla pieniędzy, to jednak można w niej wyczuć typowy angielski humor, no i autor pokusił się o poznanie i opisanie swoich sąsiadów, których pani Mayes podziwia głównie z daleka i zawsze widzi w nich archetyp rodziny, archetyp matki, a potem widzi archetyp stołu przykrytego obrusem w kratkę itp., itd.
ocena: 2/6
Monika Szwaja - Gosposia prawie do wszystkiego
Wydawnictwo: SOL
pierwsze wydanie: 2009
ilość stron: 352
Miało być zabawnie - nie było. Miało być to czytadło z wyższej półki - było z najniższej. Zostałam skutecznie zniechęcona do pozostałych książek tej autorki. Fabuła i styl to istny groch z kapustą, połączenie Musierowicz (której wybaczamy wiele, ponieważ potrafi pisać), komedii romantycznych i literatury naprawdę niskich lotów. Ilość nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności może przyprawić o zawrót głowy, wszystko łatwo przewidzieć, nawet złe charaktery ostatecznie okazują się w sumie dobre i poczciwe. Problemy rozwiązują się niemal same, główna bohaterka na każdym kroku spotyka wspaniałych ludzi, którzy od razu chcą się z nią zaprzyjaźnić i jej pomóc, ofiara napaści gdzieżby tam poczuła choćby malutki stan lękowy... I do tego przynudzanie opowieściami o dalekomorskich statkach (ze szczegółami) i tłumaczeniami rosyjskich pieśni. Nie, to było dla mnie za wiele, zostałam srogo ukarana za połaszczenie się na tę pozycję.
ocena: 1,5/6
EDIT
(30.01.2010r.)
(30.01.2010r.)
Edyta Czapiel - Jasne błękitne okna
wydawnictwo: Muza
pierwsze wydanie: 2008
ilość stron: 368
Nie dałam rady. I jestem z siebie dumna. W swoim życiu nie skończyłam zaledwie kilku książek (większość z nich zamierzam i tak kiedyś skończyć), ale po raz pierwszy nie mam wyrzutów sumienia. Po kilku stronach zaczęłam wertować książkę z nadzieją, że da się ją w ogóle przeczytać. Niestety, inne fragmenty były dokładnie takie same. Może i to wspaniały debiut, jak się tam ludzie zachwycają na okładce, ale mnie styl Czapiel zniechęcił już na wstępie. Przegadany to raz. Scena, która w życiu trwałaby jakieś 30 sekund, trwa u niej w nieskończoność, opisana do najmniejszych szczegółów, to dwa. Najgorsze było jednak dla mnie pretensjonalne nagromadzenie porównań w każdym możliwym akapicie (i to po kilka na akapit). W związku z tym po raz pierwszy w życiu "poleciałam" na koniec i przeczytałam zakończenie. Równie chaotyczne i bełkotliwe. Oczywiście, to moje prywatne opinie, nie trzeba się z nimi zgadzać. Stwierdziłam jednak, że nie będę się katować tą pozycją...
[Oceniłam na b-netce tylko po to, żeby mi czasem nie polecała czegoś podobnego, tu nie dam żadnej oceny.]
Pod słońcem Toskanii kiedyś próbowałam przeczytać i też zostawiłam po kilku stronach z tych samych powodów, co opisane tu przez Ciebie. Szkoda było mi czasu na ten egzaltowany przewodnik.
OdpowiedzUsuńNatomiast Szwaję kiedyś lubiłam bardzo, bo się dobrze nad nią bawiłam. Jednakowoż po Zatoce Trujących Jabłuszek zaczynam czuć przesyt radosnych kwików nad pięknem tego świata. Zastanawiałam się właśnie, czy Gosposia jest lepsza czy równie infantylna jak Zatoka... Jeszcze tego nie czytałam, więc nie będę się wypowiadać, ale coś czuję, że z takim nastawieniem będę po to sięgać, że pewnie dostrzegę wszystkie wady, a zalety mi umkną... :)
Kalio, szczerze odradzam, ja się już tylko śmiałam z tej naiwnej fabuły, nie ma tam ani jednej ciekawie napisanej postaci. Szkoda czasu.
OdpowiedzUsuńPod słońcem Toskanii i ja kiedyś zaczęłam, niestety również poległam. Nie wiem za co ją ludzie tak wychwalają... Co do Szwai parę lat temu czytałam jej "Jestem nudziarą", które wtedy mi się podobało, dlatego zadowolona sięgnęłam ostatnio po "Zapiski stanu poważnego" i... poległam. W zasadzie nawet nie wiem dlaczego, bo książkę czytało się naprawdę całkiem przyjemnie, z tym, że jakoś nie mogło mnie to wciągnąć. Jednak parę jej pozycji jeszcze na mnie czeka na półkach, więc mam nadzieję, że mimo wszystko zostanę jeszcze miło zaskoczona ;).
OdpowiedzUsuńKornwalijko - jestes kolejna osoba, ktorej nie podobala sie powiesc pani Mayes, hmm, skutecznie wszsystkie wczesniejsze oceny i recenzje mnie zniechecaja.
OdpowiedzUsuńco do Szwai - czytalam tylko "Jestem nudziara". kilka lat temu podobala mi sie - utozsamialam sie z glowna bohaterka troche ;). po tej ksiazce jednak jakos nie mialam ochoty ani sposobnosci zapoznac sie z innymi pozycjami tej pani.
I Kornwalijko, jeszcze jedno - ja generalnie tez nie przepadam za horrorami, osobiscie " "Egzorcyzmy" Dorothy Mills" nazwalabym thrillerem psychologicznym =)
pozdrawiam Cie przegoraco =*