wydawnictwo: Prószyński i S-ka
wydanie pierwsze: 2001
ilość stron: 414
Biję się z myślami czy pisać o tej książce. Bo tak: jestem fanką twórczości Pani Agathy, jej książki będę czytać do końca życia (mam umiejętność zapominania zakończeń). Z kolei jej biografia jest dobra, ale tylko dobra, poprawna. I sama Pani Agatha okazuje się całkiem zwyczajną osobą, bystrą, ciekawą świata, ale nie... zachwycającą. Oczywiście, nie ma w tym nic dziwnego, prawie wszyscy jesteśmy do bólu zwyczajni. Jest dzieckiem swoich czasów: osobą konserwatywną, taką właśnie wyspiarską, z dość ograniczonym spojrzeniem na świat i jego złożoność (ograniczoną wychowaniem i swoimi czasami, nie jest to wynikiem jej upodobań). Zdziwiło mnie wielce, że większość jej praw autorskich posiada firma, którą założyła, co oznacza, że jej rodzina zachowała ich tylko część (w każdym razie tak to zostało przedstawione w książce).
Okazuje się też, że pisanie traktowała jak rzemiosło, nie sprawiało jej to wielkiej przyjemności, męczyła się strasznie podczas pisania i poprawek, starała się rzetelnie wydawać jedną książkę rocznie, więc taśmowo jej dość pisała. Ale są też niezaprzeczalne pozytywy. Raz, że już wiem, co mnie tak pociąga w tych powieściach kryminalnych. Przecież zdaję sobie sprawę, że są bardzo schematyczne, postacie są papierowe jako archetypy jakichś charakterów, ilość scenariuszy jest w nich ograniczona. A jednak czytanie ich sprawia mi wielką przyjemność już od lat niemal 15-stu. I dotarło to do mnie: jest to odprężenie dla szarych komórek, które nie muszą trudzić się skomplikowaną fabułą, artystycznym podejściem do tematu czy fascynującymi dialogami i postaciami. Nie, chodzi o czystą dedukcją i zestawienie kilku osób oraz kilkunastu faktów i wyciąganie wniosków. I to fascynuje jej czytelników od lat. W tym jest absolutną mistrzynią. Kiedy czytam Coben'a tego nie czuję, czyta się to przyjemnie, ale nikt mnie nie zmusza do samodzielnego zgadywania i nie czuje się nawet takiej potrzeby. A z Christie to zawsze jest pewnego rodzaju wyścig - czy tym razem uda mi się odgadnąć przed finałową sceną, czy znowu mnie nabierze?
Dwa - podoba mi się jej postrzeganie pisarza, który nie powinien paplać na prawo i lewo o swoich książkach, nie znosiła robionych jej zdjęć, pomysły o umieszczaniu ich na okładkach uważała za idiotyzm. Była cicha, nieśmiała, skromna, urodzony obserwator. I pisała ciekawe listy do innych, może za dużo tam potrójnych wykrzykników, ale ukazują jej błyskotliwość i żywość umysłu (listy, nie wykrzykniki).
Biografia jest bardzo pokaźna, szczegółowa, okraszona nieco zdjęciami. Poprawna, ale nie fascynująca. Prószyński i S-ka są dla mnie za to liderem w konkursie na najbardziej niechlujne wydania - korekta woła tam o pomstę do nieba, niestety... I to jest warte wg nich 49zł (twarda oprawa).
ocena: 4/6
wydanie pierwsze: 2001
ilość stron: 414
Biję się z myślami czy pisać o tej książce. Bo tak: jestem fanką twórczości Pani Agathy, jej książki będę czytać do końca życia (mam umiejętność zapominania zakończeń). Z kolei jej biografia jest dobra, ale tylko dobra, poprawna. I sama Pani Agatha okazuje się całkiem zwyczajną osobą, bystrą, ciekawą świata, ale nie... zachwycającą. Oczywiście, nie ma w tym nic dziwnego, prawie wszyscy jesteśmy do bólu zwyczajni. Jest dzieckiem swoich czasów: osobą konserwatywną, taką właśnie wyspiarską, z dość ograniczonym spojrzeniem na świat i jego złożoność (ograniczoną wychowaniem i swoimi czasami, nie jest to wynikiem jej upodobań). Zdziwiło mnie wielce, że większość jej praw autorskich posiada firma, którą założyła, co oznacza, że jej rodzina zachowała ich tylko część (w każdym razie tak to zostało przedstawione w książce).
Okazuje się też, że pisanie traktowała jak rzemiosło, nie sprawiało jej to wielkiej przyjemności, męczyła się strasznie podczas pisania i poprawek, starała się rzetelnie wydawać jedną książkę rocznie, więc taśmowo jej dość pisała. Ale są też niezaprzeczalne pozytywy. Raz, że już wiem, co mnie tak pociąga w tych powieściach kryminalnych. Przecież zdaję sobie sprawę, że są bardzo schematyczne, postacie są papierowe jako archetypy jakichś charakterów, ilość scenariuszy jest w nich ograniczona. A jednak czytanie ich sprawia mi wielką przyjemność już od lat niemal 15-stu. I dotarło to do mnie: jest to odprężenie dla szarych komórek, które nie muszą trudzić się skomplikowaną fabułą, artystycznym podejściem do tematu czy fascynującymi dialogami i postaciami. Nie, chodzi o czystą dedukcją i zestawienie kilku osób oraz kilkunastu faktów i wyciąganie wniosków. I to fascynuje jej czytelników od lat. W tym jest absolutną mistrzynią. Kiedy czytam Coben'a tego nie czuję, czyta się to przyjemnie, ale nikt mnie nie zmusza do samodzielnego zgadywania i nie czuje się nawet takiej potrzeby. A z Christie to zawsze jest pewnego rodzaju wyścig - czy tym razem uda mi się odgadnąć przed finałową sceną, czy znowu mnie nabierze?
Dwa - podoba mi się jej postrzeganie pisarza, który nie powinien paplać na prawo i lewo o swoich książkach, nie znosiła robionych jej zdjęć, pomysły o umieszczaniu ich na okładkach uważała za idiotyzm. Była cicha, nieśmiała, skromna, urodzony obserwator. I pisała ciekawe listy do innych, może za dużo tam potrójnych wykrzykników, ale ukazują jej błyskotliwość i żywość umysłu (listy, nie wykrzykniki).
Biografia jest bardzo pokaźna, szczegółowa, okraszona nieco zdjęciami. Poprawna, ale nie fascynująca. Prószyński i S-ka są dla mnie za to liderem w konkursie na najbardziej niechlujne wydania - korekta woła tam o pomstę do nieba, niestety... I to jest warte wg nich 49zł (twarda oprawa).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)