1 lutego 2011

Giuseppe Tomasi di Lampedusa - Lampart

Wydawnictwo: Książka i Wiedza, 1988
Pierwsze wydanie: Il gattopardo, 1958
Stron: 363
Tłumacz: Zofia Ernstowa

W trakcie studiów moi wykładowcy czasem polecali nam pewne książki. Należałam do tych dziwaków, którzy otwierali wtedy kajecik i skrupulatnie zapisywali sobie te tytuły. Lampart jest jednym z nich, a wspominał go śp. prof. Sławomir Kalembka, człowiek - legenda. I powiem Wam jedno - chwała mu za to!

Z książkami wyjątkowymi zawsze jest ten problem, że nie wiem co o nich napisać. Musielibyście zobaczyć jak wzdycham, zamykając przeczytaną już książkę, jak ściskam ją w ręku, nie chcąc odłożyć na półkę. Ostatnim razem miałam dokładnie takie samo uczucie. Jednak blog rządzi się swoimi prawami, trzeba coś napisać, a czasem wręcz należy, żeby książka nie zginęła zakurzona gdzieś na bibliotecznej półce albo na Waszym regale, czy Waszych rodziców. Trzeba ją uratować od zapomnienia, a to wymaga napisania czegoś w rodzaju reklamy. Niełatwe zadanie, zawsze się boję, że nie sprostam temu i ktoś od razu odpuści sobie dany tytuł, co będzie moją winą...

Jakoś prywatnie mi dziś wyszło. Do rzeczy. Lampart to literacki odpowiednik oryginalnych jajek Fabergé. Żebyście mieli jakiś ogląd, to te dwa są najsławniejsze: Zima i Azov. Zachwyca już jego skorupka: mieniąca się i skrząca w oku czytelnika, przykuwająca uwagę a to eleganckim porównaniem, a to ozdobnym (a przy tym nie za długim) opisem przyrody, mebli, ubrań. Lśnią wyraziste charaktery bohaterów, błyszczą dialogi pełne ukrytych motywów. Wraz z przewracaniem kolejnych stron odsłania nam się bogactwo wnętrza, dokładnie jak w przypadku carskich jajek. Tam ukryte są już najprawdziwsze klejnoty, a im uważniej się im przyglądamy, tym więcej szczegółów jesteśmy w stanie dostrzec. Jakież trzeba mieć pióro, żeby tak subtelnie odmalować zmierzch pewnej epoki, umieranie arystokracji, zmianę świata, używając do tego celu tylko kilku pluszowych foteli, trzech zamkniętych skrzyń, spojrzeń wnuków i wypchanego psa. Ostatnie dwa rozdziały rozłożyły mnie na łopatki swoim mistrzostwem. Nie wystarczy kilka tricków z podręcznika pisania powieści, żeby wyczarować przed czytelnikiem wrażenie nostalgii, tęsknoty za czymś bezpowrotnie utraconym.

Kim więc jest Lampart? Jest księciem Salina, którego herb rodowy (z lampartem właśnie) oddaje jednocześnie charakter tej dominującej nad wszystkimi i wszystkim postaci. Wokół niego kręci się życie rodzinne, jest to więc i saga, ale mająca rolę symbolu, zwłaszcza, że wydarzenia zostały wpisane w okres zjednoczenia Włoch (1860-62). Miejscem akcji jest Sycylia, opisana solidnie: od arystokratycznej góry, przez duchowieństwo, dorobkiewiczów, aż do ostatniego szczebelka biedoty. Historia Włoch nie przytłacza jednak całości. Lampedusa jest pisarzem jednej książki, jednej wielkiej powieści, ale jakiej. To możliwe - zdążyć skończyć coś pisać przed śmiercią i zyskać wieczną sławę i szacunek :)

I jeszcze mała refleksja: jak to jest, że w książkach wydawanych przed 1989r. po prostu nie ma literówek, nie ma żadnych błędów zapomnianych przez korektę? Czy obecnie to kwestia pospiesznego wydawania kolejnych tytułów? Dobrze, że poprawiła się za to jakość okładek, ta moja jest marnym opakowaniem dla takiej perły, jaką jest Lampart.

Ocena: 6/6

20 komentarzy:

  1. Fakt, po 1989 nawet jak tych literówek nie ma... to są. Zawsze jakaś wyskoczy.
    Pzred 1989 występowały za to już całkiem zapomniane erraty...

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, w ogóle kolibrowe wydania moim zdaniem wymiatają. Chciałbym mieć całą kolekcję, ale to takie marzenia tylko.
    Twój tekst jest niezwykle wciągający i idąc za Twoim przykładem otwieram kajecik i zapisuję w swoim zeszycie, w którym każdy oprócz mnie by się zgubił. Mam nadzieję, że tytuł się nie zgubi. Zaznaczę kolorkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedna z lepszych recenzji, jakie ostatnio czytałam. Gratulacje!
    Na tę książkę mam już ochotę bardzo dawno, ale wciąż coś staje mi na drodze do "Lamparta" :) Bardzo dawno temu oglądałam adaptację filmową. Zrobiła na mnie duże wrażenie.
    "Kolibrowa" okładka akurat tej książki mnie nie zachwyca, wydaje mi się trochę zbyt nowoczesna. Wolałabym edycję trochę bardziej staroświecką.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że podążasz szlakiem moich lektur z "młodości" :) "Lamparta" czytałam, podobnie jak "Lot nad kukułczym gniazdem", bardzo dawno temu i najwyraźniej na tę książkę też byłam zbyt smarkata, bo nie pamiętam zupełnie rzeczy, o których piszesz - nastroju, mistrzostwa językowego, dobrze zarysowanych charakterów, dialogów. W zasadzie nie pamiętam nic, prócz kilku szczegółów bez znaczenia i być może jakiegoś cienia tej nostalgii... Czasem myślę sobie, że zaczęłam czytać - tak "na poważnie" - późno i wiele czasu zmarnowałam, ale z drugiej strony w takich momentach, gdy okazuje się, że z czytanych zbyt wcześnie książek uroniłam wszystko, co istotne, dochodzę do wniosku, że do tych "wielkich", trudnych książek nie warto się wyrywać, a najlepiej poczekać, aż się do nich dorośnie. A do "Lamparta" w takiej sytuacji na pewno wrócę, mam go zresztą w domu - w nowszym wydaniu, z bardziej elegancką okładką ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Poszukam w bibliotece :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudna recenzja moja droga! Tej książki u nas w domu nie widziałam, pozostaje więc biblioteka. A z chęcią sięgnę, bo lubię książki o takiej tematyce + Twoje zachwyty nie mogły mnie nie skusić ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Grzesiu- wymiatające wydanie? Właściwie tylko korekta i wspaniałe tłumaczenie. Natomiast pozostałe elementy są kiepskie- dają nieciekawe i cienkie okładki i klej bez szału, z biegiem lat Kolibry wyglądają coraz niechlujniej, niestety.

    pozostali hurtem ;)
    Dziękuję za miłe słowa, miałam trochę stresa z tym postem, że wyjdzie grafomańsko, a przecież chcę Was zmotywować do czytania Lamparta :] Lirael przypomniała mi o ekranizacji. Na śmierć zapomniałam napisać - wreszcie będę mogła zobaczyć film Viscontiego, już się doczekać nie mogę! Ta książka to idealny materiał dla niego, jest już sam w sobie viscontinowski, choć to kwestia moich wrażeń po jego filmach, oczywiście ;)

    naia-jako nastolatka zaczytywałam się klasyką XIX-wieczną, czasem czymś sławnym, ale nowszym, pewnie byłam za smarkata, ale i tak ją wtedy doceniłam, więc nie żałuję, zwłaszcza, że to jest dla mnie ogromna baza, punkt wyjścia. Tamte lektury nauczyły mnie co dobre i jak wysoko może być poprzeczka :) Teraz natomiast łapię się na tym, że czytam tzw. klasykę współczesną, czyli z XX wieku. Często są to właśnie te sławne tytuły. I to też mi wychodzi na dobre, bo jako dzieciak chyba bym ich nie zrozumiała, pewnie by mi się podobało, ale wielu rzeczy bym nie dostrzegła niewprawnym, młodym okiem. Np. taki Egipcjanin Shinue czy Lot nad kukułczym gniazdem. Masz rację, czasem nie warto się spieszyć ;) Są tez więc tytuły, które wiem, że muszę powtórzyć, np. Lolita.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dawno już czytałam "Lamparta" (zawsze podobało mi się brzmienie tego tytułu we włoskim oryginale :)), naprowadzona nań onegdaj przez ukochanego Herlinga-Grudzińskiego. I do dziś jestem pod wielkim wrażeniem tej powieści w starym stylu. Doskonale rozumiem Twoje odczucia wobec "Lamparta", bo to jedna z tych książek, o których się nie zapomina.

    OdpowiedzUsuń
  9. "perła", "brak literówek", akcja w XIX wieku - pędze do biblioteki

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaopatrzyłam się w zeszłym roku w nowy przekład czyli "Geparda" i w takim wydaniu zamierzam przeczytać. Choć nie mam pojęcia kiedy.

    Tutaj jest ciekawy artykuł, jeśli masz ochotę na takie dodatkowe spojrzenie na powieść Lampedusy:
    http://wyborcza.pl/1,75475,7285186,Gepard__pies_i_gwiazda.html

    OdpowiedzUsuń
  11. maioffka- -dzięki wielkie za linka, świetny artykuł!!! Teraz bardzo mam ochotę na przeczytanie nowego tłumaczenia, koniecznie muszę do niego dotrzeć! Jestem w szoku, że autor tej recenzji napisał o rzeczach, za które ja właśnie dałam 6, ale o których nie napisałam. Raz, za bardzo nie potrafiłam tego ubrać w słowa, dwa, nie chciałam innym psuć przyjemności dotarcia do tego samemu, trzy, młodszych osób nie chciałam zniechęcać, że tu jakaś śmierć, metafizyka, uniwersalne spojrzenie na człowieka... I kurczę, jest jeszcze biografia Lampedusy! Ach, jak dobrze być molem, tak łatwo nas ucieszyć :D
    Serdeczne dzięki jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
  12. Trudno powiedzieć, że mnie 'zachęciłaś' do przeczytania "Lamparta". Właściwie to mnie zmusiłaś! Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  13. kornwalio, ale ja uwielbiam gdy po jakimś czasie Kolibry wyglądają tak, jak wyglądają! rozleciane, żółte i waniajet ;P

    OdpowiedzUsuń
  14. O rany, ta książka przewijała się gdzieś u mojej Mamy, ale nigdy jakoś nie miałam chęci, by po to sięgnąć...

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam nadzieję, że naprawisz ten błąd ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeczytałam tę książkę jakieś pół roku temu w starym tłumaczeniu. Od tego momentu ta książka ciągle jest w moich myślach. Kiedy ją wzięłam do ręki wiedziałam, że to jedna z najważniejszych powieści XX wieku, ale nie sądziłam, że tak mnie ta książka poruszy. Wiem dokładnie co masz na myśli, kiedy piszesz, że niektóry rozdziały rozkładają na łopatki. Koniecznie muszę tę książkę mieć na własność i chyba skuszę się na ten nowy przedkład.

    Magda

    OdpowiedzUsuń
  17. Magdo, też planuję przeczytanie tego nowego wydania. Nie wiem czy je kupię, bo mam to stare, a książka nie mogłaby już być lepsza chyba ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Podobno nowy przekład (uzupełniony fragmentami nieukończonymi) z opracowaniem (przypisy) bije na głowę ten stary. I jest pięknie wydany - kto dziś publikuje w płóciennej oprawie??? Tłumaczenie Ernstowej znam, Kasprzysiaka przeczytam jeszcze w tym roku - świeżutki nabytek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maiooffka już mi sygnalizowała, że jest też inne tłumaczenie, zdecydowanie warte uwagi. Kiedyś je też przeczytam.

      Usuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)