Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2010
Pierwsze wydanie: How Many Friends Does One Person Need?, 2010
Stron: 333
Tłumacz: Dominika Cieśla-Szymańska
Postanowiłam nie przejmować się tą niepoważną okładką i sprawdzić jakie to zagadki ewolucji Dunbar mi wyjaśni. Niestety, tym razem opakowanie jest dość dobrą ilustracją zawartości.
Mój najpoważniejszy zarzut wobec tej książki brzmi, że jak na pozycję popularnonaukową jest bardziej popularna niż naukowa. Nie zawiera żadnych przypisów, o bibliografii nie wspominając. Przywoływane eksperymenty opisane są tak lakonicznie, bez źródeł i ważnych danych statystycznych, że ich wpływ na przekonanie czytelnika, co do prawdziwości niektórych teorii jest znikomy. I jak to z antropologią bywa, (która, nawiasem mówiąc, niespecjalnie mnie przekonuje jako nauka w chwili, gdy zaczyna gdybać i przypuszczać) Dunbar używa tych denerwujących sformułowań typu "wydaje się więc", "załóżmy, że", "uprawdopodabnia to" itd. Na szczęście, są też fakty, twarde dane, których nie można interpretować jak się chce i pojawiają się one w rozdziałach dotyczących genetyki. Właśnie te zagadnienia oraz opisywanie teorii umysłu i tzw. intencjonalności podobały mi się najbardziej. Nigdy nie sądziłam, że jest to tak istotne dla naszego człowieczeństwa, a także dla... artystów. Z teorii zachowań społecznych natomiast, kupuję tę o "liczbie Dunbara", jego najbardziej znane osiągnięcie, ponieważ sprawdza się w praktyce (to właśnie ona odpowiada na tytułowe pytanie, aczkolwiek termin "friends" jest tu bardzo mylący).
Książka może zrobiłaby na mnie lepsze wrażenie, gdyby nie język. Po profesorze z uniwersytetyu oksfordzkiego spodziewałabym się lepszego władania piórem, niezależnie o d tego, że te teksty to jego przeredagowane artykuły i felietony z magazynów naukowych. Napisane jest to bowiem prostym językiem, ale też niechlujnym. To znaczy jest kilka fragmentów, gdy brak w zdaniu logiki, związku przyczynowo-skutkowego. Chyba, że w tłumaczeniu tak wyszło. Ponadto Dunbar usilnie próbuje czytelnika rozbawić, co mu się w ogóle nie udaje. I te jego uproszczenia w stylu "ludzie wybierają sobie rodziców", "człowiek podjął ryzykowną decyzję o zmianie kształtu swojej miednicy" (nie cytowałam dosłownie) itp. To mnie wyjątkowo odrzucało.
Gwoli zakończenia: okładka zachęca, że książka inspiruje, prowokuje i bawi. Zgadza się tylko to pierwsze. Wydano ją natomiast bardzo starannie, czego dowodem niech będzie brak choćby najmniejszej literówki.
Ocena: 3/6
Pierwsze wydanie: How Many Friends Does One Person Need?, 2010
Stron: 333
Tłumacz: Dominika Cieśla-Szymańska
Postanowiłam nie przejmować się tą niepoważną okładką i sprawdzić jakie to zagadki ewolucji Dunbar mi wyjaśni. Niestety, tym razem opakowanie jest dość dobrą ilustracją zawartości.
Mój najpoważniejszy zarzut wobec tej książki brzmi, że jak na pozycję popularnonaukową jest bardziej popularna niż naukowa. Nie zawiera żadnych przypisów, o bibliografii nie wspominając. Przywoływane eksperymenty opisane są tak lakonicznie, bez źródeł i ważnych danych statystycznych, że ich wpływ na przekonanie czytelnika, co do prawdziwości niektórych teorii jest znikomy. I jak to z antropologią bywa, (która, nawiasem mówiąc, niespecjalnie mnie przekonuje jako nauka w chwili, gdy zaczyna gdybać i przypuszczać) Dunbar używa tych denerwujących sformułowań typu "wydaje się więc", "załóżmy, że", "uprawdopodabnia to" itd. Na szczęście, są też fakty, twarde dane, których nie można interpretować jak się chce i pojawiają się one w rozdziałach dotyczących genetyki. Właśnie te zagadnienia oraz opisywanie teorii umysłu i tzw. intencjonalności podobały mi się najbardziej. Nigdy nie sądziłam, że jest to tak istotne dla naszego człowieczeństwa, a także dla... artystów. Z teorii zachowań społecznych natomiast, kupuję tę o "liczbie Dunbara", jego najbardziej znane osiągnięcie, ponieważ sprawdza się w praktyce (to właśnie ona odpowiada na tytułowe pytanie, aczkolwiek termin "friends" jest tu bardzo mylący).
Książka może zrobiłaby na mnie lepsze wrażenie, gdyby nie język. Po profesorze z uniwersytetyu oksfordzkiego spodziewałabym się lepszego władania piórem, niezależnie o d tego, że te teksty to jego przeredagowane artykuły i felietony z magazynów naukowych. Napisane jest to bowiem prostym językiem, ale też niechlujnym. To znaczy jest kilka fragmentów, gdy brak w zdaniu logiki, związku przyczynowo-skutkowego. Chyba, że w tłumaczeniu tak wyszło. Ponadto Dunbar usilnie próbuje czytelnika rozbawić, co mu się w ogóle nie udaje. I te jego uproszczenia w stylu "ludzie wybierają sobie rodziców", "człowiek podjął ryzykowną decyzję o zmianie kształtu swojej miednicy" (nie cytowałam dosłownie) itp. To mnie wyjątkowo odrzucało.
Gwoli zakończenia: okładka zachęca, że książka inspiruje, prowokuje i bawi. Zgadza się tylko to pierwsze. Wydano ją natomiast bardzo starannie, czego dowodem niech będzie brak choćby najmniejszej literówki.
Ocena: 3/6
Poszukam i być może przeczytam, gdyż lubię i naukowe i psychologiczne.
OdpowiedzUsuńTo nie jest ani naukowe, ani psychologiczne, niestety.
OdpowiedzUsuńKtoś niedokładnie przeczytał recenzję... :P
OdpowiedzUsuńNa podstawie Twojego tekstu wnioskuję, że czasem należy oceniać książkę po okładce. Gdybym ją zobaczył na półce, to bym prześlizgnął wzrokiem w uznaniu, że to na pewno książka dla dzieci nie leży tam gdzie trzeba. A skoro mówisz, że jest to "popularno-naukowa", to nie wiem jak można uzasadnić brak źródeł, bibliografii... Szkoda gadać...
Bywa, że w kolorwym papierku znajduje się gorzki cukierek. Ale jakoś go przełknęłaś :P
Popularnonaukowe książki nawet jeśli nie mają bibliografii, to mają choć przypisy, a tu ani tego, ani tego. Mnie ta okładka przywodzi na myśl wstęp do czegoś zabawnego, ale nawet tej obietnicy nie spełniła.
OdpowiedzUsuńWięc płacz i zgrzytanie zębów :)
OdpowiedzUsuńAle chociaż literówek nie ma (jak to jest, że teraz brak literówek to nie standard, ale wielki plus?).
OdpowiedzUsuńDokładnie Iza, dlatego zwracam na to uwagę w nowych wydawnictwach. W przypadku starszych rzadko o tym piszę, bo wiadomo, że trzymają poziom.
OdpowiedzUsuń