11 stycznia 2011

Filmowe wyróżnienia drugiego półrocza 2010r. (oceny 8-9)

Powinnam była zrobić to pod koniec grudnia, ale wygrało moje lenistwo. Teraz się zabrałam, w końcu każdy powód jest dobry, żeby odłożyć na później naukę. Między lipcem a grudniem obejrzałam 27 filmów bliskich doskonałości, które dostały oceny 9 lub 8. Tym razem miałam spore kłopoty z wyłonieniem pierwszej dziesiątki, ciągle zmieniałam kolejność, dodawałam jedne, wyrzucałam z ciężkim sercem inne, potem znowu kombinowałam. Wyszło coś takiego. Polecam je gorąco.

10. Filar (1962r.) aka La Jetée
reż. Chris Marker aka
Film - ciekawostka, bowiem składa się tylko ze zdjęć i głosu narratora. Jest to wizja apokaliptycznej przyszłości, upadku człowieka, braku nadziei. I w tej bezdennej otchłani, wbrew wszystkiemu, rodzi się uczucie. Na 28 minut przykuwa uwagę, oczarowuje przemyślanymi zdjęciami, którym udało się uchwycić nastrój chwili, zaskakuje zakończeniem. Ciekawy eksperyment, von Trier w Dogville udowodnił to samo. Że dobra historia, z emocjonalnym potencjałem trafi do widza, niezależnie od tego jakie przeszkody postawi mu się na drodze: czy to będą czarno-białe zdjęcia, czy scenografia wymalowana kredą na podłodze. Wyobraźnia i tak zwycięży, wrażliwość wykona resztę pracy.

9. Życie O'Haru (1952r.) aka Saikaku ichidai onna
reż. Kenji Mizoguchi
Pierwsze zetknięcie z tym reżyserem, na liście do obejrzenia są kolejne trzy tytuły. Japoński film, będący hołdem dla kobiety, której przyszło żyć w kulturze patriarchalnej XVII wieku. Jej życie to pasmo problemów, które ona może jedynie przyjąć i zaakceptować. Bardzo kojarzył mi się z Grobowcem świetlików, oczywiście nie tematyką, ale stanem, w jakim pozostawia widza. Że wcale nie wszystko będzie dobrze, że niesprawiedliwość jest czymś nieuniknionym. Dopracowane do ostatniego detalu zdjęcia, stroje, fryzury. no i długie ujęcia. Aż dziw bierze, że budżet Mizoguchi miał malusieńki, na ekranie tego nie widać.

8. Prorok (2009r.) aka Un Prophète
reż. Jacques Audiard
Nowy film, miło wreszcie coś współczesnego wrzucić na moją listę. Polecam fanom kina gangsterskiego, bo odnajdą tu wiele motywów, które, owszem, już gdzieś kiedyś widzieli, a jednak czuć tu pewną świeżość. Może dlatego, że świetnie pokazuje to, co się teraz dzieje we Francji, ale tez w ogóle w Europie Zachodniej - ten podział na my, biali, i oni, kolorowi imigranci i ich drugie, trzecie pokolenie. Teoretycznie już są swoi, a w praniu wychodzi, że figa z makiem, nadal są "onymi". Dostosowują się do tej sytuacji szybko, przechodząc do podziemia, gdzie panuje pieniądz i przemoc. Tytułowy bohater to Malik, Arab, prosty chłopak bez żadnej świadomości własnych korzeni. Do czasu. Trafia na 6 lat do pudła i tam zaczyna się jego dojrzewanie, proces opowiadania się po którejś ze stron. Resztę obejrzyjcie sami, nie będę Wam zabierała bezcennego doświadczenia zrobienia takiej miny jak ja, gdy pojawiły się napisy końcowe ;)

7. Poważny człowiek (2009r.) aka A Serious Man
reż. Joel Coen, Ethan Coen
Niewskazany dla młodzieży, po co się frustrować, że się nie zrozumiało. Braciom należą się brawa za odwagę, mało kto obecnie podejmuje takie tematy w filmach jak Bóg, wiara, mistycyzm, wiecie, te wielkie słowa, o których nie chcecie myśleć. A oni to zrobili. Scenariusz jest niesamowicie spójny, wspaniale wykorzystuje tez motyw przypowieści o Hiobie. Jeśli ktoś uwierzy w tag komedia, to się proszę potem nie dziwić, że się będzie zawiedzionym. To nie jest śmieszne, to jest poważne. Pamiętam, że jak wychodziłam z kina to miałam mętlik w głowie, ale jak już jechałam do domu, to nagle coś zaskoczyło i zaczęłam wyjaśniać to komuś tak logicznie, że aż sama się zdziwiłam. Bo historia Larry'ego, którego życie wali się jak domek z kart, jest logiczna, wszystko w niej ma swoje miejsce i wynika z tego, co było wcześniej.

6. Sceny z życia małżeńskiego (1973r.) aka Scener ur ett äktenskap
reż. Ingmar Bergman
Odwieczna walka kobiety i mężczyzny, instytucja małżeńska z całym swoim przerażającym kramem. Wspaniałe aktorstwo, inteligentne dialogi, z których składa się właściwie cały film. Bardzo głęboka analiza związku.

5. Kwaidan, czyli opowieści niesamowite (1964r.) aka Kaidan
reż. Masaki Kobayashi
Cztery nowele przedstawiające japońskie legendy. Zdecydowanie zamierzam przeczytać oryginalne opowiadania. Piękne kadry, wysmakowana scenografia, bardzo dobre aktorstwo. Zestrachałam się. Na razie średnia moich ocen dla tego reżysera to...9!

4. Rififi (1955r.) aka Du rififi chez les hommes
reż. Jules Dassin
Historia pewnego napadu na sklep jubilerski. Zapewne Melville oglądał to w ramach pracy domowej. Napięcie do ostatniej sceny, brak przegadania, dobrze skonstruowany scenariusz, kopalnia motywów dla tysięcy następnych filmów kryminalnych. Dassin był wielki.

3. Anioł zagłady (1962r.) aka El Angel exterminador
reż. Luis Buñuel
Buñuel to mistrz kreatywności, chyba miał jakiś sklep z pomysłami. Kto wpadłby na coś takiego: ludzie przychodzą na kolację, a potem nagle nie mogą z niej wyjść. Nikt ich tam siła nie trzyma, po prostu nie mogą przekroczyć progu pokoju. Fantasy, horror?, nie! jak zawsze kpina z ludzkiej natury.

2. Marsz weselny (1928r.) aka The Wedding March
reż. Erich von Stroheim
Dla Stroheim'a był nostalgicznym powrotem do młodości w Wiedniu, w warstwie fabularnej to przepiękna historia miłosna. Nie krzywcie jednak na to nosa, nie zakładajcie schematycznego scenariusza, a Marsz Was przynajmniej zaskoczy, jeśli nie olśni i zachwyci jak mnie. Jedyny film niemy, który doprowadził mnie do łez, braku dialogów w ogóle się nie zauważa.


1. Mężczyzna, który sadził drzewa (1987r.) aka L'Homme qui plantait des arbres
reż. Frédéric Back

W 1913 roku młody mężczyzna wyrusza na górską wyprawę i trafia do jałowej, pustej i nieprzyjaznej krainy. Spotyka tam starszego człowieka, pasterza owiec, który zdaje się nic sobie nie robić z zawirowań świata, za to sadzi dęby. 30 minut siedziałam w jednej pozie, po kilku minutach miałam oczy jak talerze, na koniec czułam się jak nowo narodzony człowiek. To najbardziej optymistyczny film jaki w życiu widziałam.

To chyba ostatnie takie podsumowanie, mam wrażenie, że to nie ma sensu, pewnie tylko ja oglądam takie filmy. Albo będą listy do 3 miejsc maksymalnie.

10 komentarzy:

  1. Twój numer 1 na pewno obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, widziałem tylko numer siódmy. Ósmy czeka. Reszta, jeśli starczy mi życia!
    Planujesz listę pomyłek 2010 roku?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, szkoda czasu oglądać takie filmy, a co dopiero pisać o nich.

    OdpowiedzUsuń
  4. No ta końcówka to już było prostackie dopraszanie się o komplementy... ;P

    Dobra, podnoszę rękawicę i komplementuję: świetnie się czyta te Twoje zestawienia i znajduję w nich wiele filmowych inspiracji. Pisz dalej i pisz tak samo pięknie. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak to odebrałaś? Nic na to nie poradzę. Jestem w kiepskim nastroju i blog to odczuł wczoraj. W każdym razie skłaniam się jednak ku trójce wyróżnionych, będzie mi ciężko wybrać, ale książek wyróżnionych było tylko 4, więc nie będę filmów faworyzować. No i pisanie tego zajmuje za dużo czasu. Tym razem już olałam plakaty.
    Za komplementy dziękuję oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Zapewne Melville oglądał to w ramach pracy domowej."

    To że powstały 'Touchez pas au grisbi' i 'Rififi' ośmieliło Melville do tego by spróbować zrobić we Francji Noir. Wcześniej nie wierzył że można zrobić coś co zbliży się poziomem do Asfaltowej Dżungli.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kornwalio, jasne, że piszesz przecież dla swojej przyjemności, ale pamiętaj, że są tacy, którzy Cię wiernie czytają. No i cóż — jeśli dobrych filmów oglądasz więcej niż czytasz dobrych książek, to czemu by ich nie wyróżnić? Ale jeśli nie masz czasu na te wpisy, to świetnie ten argument rozumiem. :)

    Trzymam kciuki za powrót dobrego nastroju. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też bardzo lubię i cenię te wpisy. Widziałaś już może Dziennik Wiejskiego Proboszcza Bressona? Niesamowity.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziennik jest baaardzo wysoko na liście polecanek filmwebu, jak i kilka innych filmów Bunuela, ale na razie nie wzięłam go na warsztat, tylko właśnie Anioła... A wiesz, że Dziennik i Nazarin to były dwa ulubione filmy Tarkowskiego? Często o nich pisał w swoich dziennikach.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiedziałem o Nazarinie, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)