10 października 2010

Orhan Pamuk - Cevdet Bej i synowie

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2010
Pierwsze wydanie: 1982
Liczba stron: 740
Tłumacz: Anna Polat

Literacka Nagroda Nobla 2006
Debiut Pamuka wielkości cegły. To chyba dowód jego odwagi, kto by się na początek porwał na napisanie sagi rodzinnej? I to rozpisanej na tyle stron.

Pierwszą moją myślą było: widać, że to debiut. Pewnych chwytów literackich Pamuk nie miał jeszcze opanowanych, znanych mi z jego dojrzałej książki Śnieg, odnosiłam wrażenie, że się na niej uczył i udało mu się to. Zwłaszcza pod koniec Cevdeta czułam pewną ledwo wyczuwalną różnicę w sposobie pisania. Widać w niej już typowe Pamukowskie zabiegi: strumień świadomości w zapisie myśli bohaterów, odnotowywanie nawet najmniejszej zmiany ich nastroju, pytania o abstrakcyjne sprawy podczas wykonywania zwykłych czynności oraz pisanie o kompleksach Turków wobec Europy. Natomiast od czasu tej książki wyraźnie nauczył się pisać dialogi i wprowadzania do fabuły pewnych punktów nośnych całej akcji, aby coś ją przerzucało z punktu A do punktu B. Wszystko wydaje się zrozumiałe, kiedy się człowiek dowie, że Pamuk jak zaczął to pisać miał 22 lata (!) i zajęło mu to 4 lata (stąd dopracowanie stylu rzucające się w oczy w ostatniej części).

Cevdet Bej i synowie podzieleni są na trzy części odpowiadające losom trzem pokoleniom tej rodziny. Fabuła zaczyna się w 1905 roku, a kończy w 1970. Cevdet jest jeszcze stosunkowo młodym kupcem planującym swój ożenek, który zaczyna dostrzegać pierwsze symptomy nadciągających w Turcji zmian. Potem towarzyszymy jego dorosłym dzieciom, poznajemy ich rozterki, problemy, ich próby znalezienia sobie miejsca w zmieniającym się stale kraju. Ostatnia część to już nowoczesny Istambuł na chwilę przed kolejnym przewrotem wojskowym, która poświęcona jest jednemu z wnuków Cevdeta. Ona mi się zresztą najbardziej podobała.

Przeszkadzało mi natomiast brak burz w dziejach Cevdetów, jakichś punktów kulminacyjnych, zdaje się, że Pamuk postawił na coś innego, na coś, co dostrzegłam dopiero pod koniec lektury i wtedy doceniłam. Mam na myśli to jakim organizmem jest rodzina, jak rozterki jednej osoby są niczym na tle kilkudziesięciu lat. Raziły mnie jednak nieraz sztuczne dialogi, które nie dotyczyły nawet niczego konkretnego lub ważnego, ot ludzie przerzucający się słowami. Wielu bohaterów wydawało mi się do siebie zbyt podobnych, przez co nie byli dla mnie dostatecznie wyraziści. Zwłaszcza kobiety są nijakie, w Śniegu autor nie popełniał już takich błędów. Brakowało mi też szczegółów w tle: nie wiem za bardzo jak oni mieszkali, jak się ubierali, rodzinna firma pojawia się w ich rozmowa jako coś ważnego, ale dla mnie była pustym słowem, trudno było mi wyobrazić sobie budynki, ich codzienne życie. Tego było zdecydowanie za mało. Tak samo zresztą jak przypisów od tłumacza (np. dotyczących ustaw wspominanych w tekście). Co się z kolei Pamukowi udało to pokazanie panoramy Turcji na przestrzeni tych lat: nie wielkie i gwałtowne rewolucje, ale malutkie zmiany przemycane gdzieś na kartach, np. psy, które Turcy zaczęli trzymać w domu jak Europejczycy, minispódniczki u kobiet, większa swoboda młodych w towarzystwie ludzi starszych, zdrada w małżeństwie.

Jest to książka dobra, nie najlepsza i nie porywająca, ale dająca szansę docenienia Pamuka teraz, kiedy osiągnął już pełnię swego talentu. Widać w niej czego się od tego czasu nauczył. No i jakby nie patrzeć: ani razu przez te 700 stron nie miałam ochoty jej przerwać. Czytałam ją cały czas z zainteresowaniem, a najbardziej polubiłam Ahmeta z cz. trzeciej.

Ocena: 4/6

Inne książki tego autora:

6 komentarzy:

  1. Nie czytałam jeszcze nic Pamuka, ale teraz czytam sagę Tomasza Manna i ciekawe jest to, że debiutem powieściowym obu noblistów była saga rodzinna...

    OdpowiedzUsuń
  2. O, to ja nawet nie wiedziałam, że to był Manna debiut! Na okładce Devceta jest zachęta, że to tacy tureccy Buddenbrookowie, ale nie mam jeszcze, niestety, porównania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamuk jakoś nie przemówił nigdy do mnie więc po niego nie sięgnąłem. Widzę, że akurat ta jego książka nie za bardzo nadaje się na pierwszy ogień.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tak, nie zaczynałabym znajomości z tym pisarzem od tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Buddenbookowie" do tej pory siedzą mi w głowie, choć czytałam powieść Manna już ponad dekadę temu. Takie długie historie mają tą przewagę, że pozwalają nam się przywiązać do bohaterów, dobrze ich poznać, wpisać w nasze własne życie czas, kiedy nam towarzyszyli.
    Pamuka będę czytać, ale po trochu. Może kiedyś dotrę i do Cevdet Bej'a (?) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bej to właściwie nie jest jego nazwisko, zdaje się, że tam dorosły mężczyzna po jakimś czasie ma na końcu Bej. To forma grzecznościowa. Nazwisko było podane raz, ale trudno byłoby mi to napisać :)

    OdpowiedzUsuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)