Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza, 1983
Pierwsze wydanie:1964
Liczba stron: 206
Ogromne zaskoczenie! Ta książka otworzyła nowe rejony w s-f, do czego u Lema można się przyzwyczaić (żartuję, nie można, nie mogę opanować dumy, że to mój krajan ;) Wyobrażam sobie scenkę: planeta gdzieś w odległej galaktyce, siedzi robot w fotelu w swoim domku, wokół niego zgromadzone wnuczęta-robociątka i słuchają z przejęciem historii o stworzeniu świata, o wielkich wynalazkach, o dziwnych maszynach, a także jakieś tajemnicze legendy o egzotycznych stworzeniach, które trudno zrozumieć. Te stworzenia to, oczywiście, my! Sam pomysł jest wręcz genialny w swojej prostocie, a jednak to, co Lem wyczynia w książce sprawia, że czytelnik ma wrażenie jakby podróżował sobie po Kosmosie, gdzieś bardzo, bardzo daleko, za siedmioma galaktykami i siedmioma Słońcami...
Pisarz korzysta ze znanych schematów bajek (o których można poczytać w klasycznej już pozycji Morfologia bajki Proppa, na allegro osiąga zawrotne sumy). W tych tradycyjnych są to np. zły czarownik, dobra wróżka, król, który odda córkę za żonę itp., itd. U Lema też to jest, ale często w zmienionej formie. Pełno tu elektrorycerzy, Wielkich Wynalazców, maszyn cyfrowych, najeźdźców z kosmosu, nieroztropnych królów, genialnych uczonych. Lem wspina się wręcz na wyżyny sztuki neologizmów. A jego pomysłowość nie zna granic. Czasem doprowadza historyjkę do ściany wg mnie, i umieram z ciekawości "jak on to w takim razie skończy?!", i bach, oczywiście wymyśla zakończenie ze świetną puentą. W opowiadaniach sporo jest też metaforycznych prztyczków w nos ludzi ;)
Moje ulubione opowiadania to Przyjaciel Automateusza, który to namawia go do samobójstwa na podstawie logicznych i rozsądnych przesłanek, trzy końcowe opowiadania o dwójce przyjaciół Klapaucjuszu i Trurlu, wynalazcach, którzy ciągle sobie dokuczają i ze sobą rywalizują (już wiem, że im poświęcona jest Cyberiada) oraz Król Globares i mędrcy, ponieważ udowadnia, że Kosmos z pewnego punktu widzenia nie jest poważny, tylko śmieszny :] Jak to w zbiorach opowiadań bywa, są i słabsze fragmenty, stąd moja ocena. Jednak nadal twierdzę, że to świetna pozycja; nie licząc chyba dwóch opowiadań, można to śmiało dziecku poczytać (ale jeszcze przed fazą pytania "a co to?", "a dlaczego?" lub po niej ;) Z drugiej strony widzę, że w latach 80. była to lektura obowiązkowa w klasie VI (sic!), a wiele osób pisze, że do Lema zostało zniechęconych właśnie w szkole podstawowej. Szkoda, wielka szkoda. Sama poznałam go dopiero w liceum i to był zdaje się odpowiedni wiek na to, bo trafił do wora moich ulubionych pisarzy.
A tak na koniec: w zbiorze pojawia się maszyna, która umiała robić wszystko na literę n. I na przykład likwiduje nienawiść i niepokój, umie zrobić niebo i...naukę (genialny fragment!) ale każą jej też zrobić Nic ;) Zastanawiam się jaką maszynę bym wybrała, mając do wyboru jedną literę alfabetu ;)
Ocena: 4,5-5/6
Pierwsze wydanie:1964
Liczba stron: 206
Ogromne zaskoczenie! Ta książka otworzyła nowe rejony w s-f, do czego u Lema można się przyzwyczaić (żartuję, nie można, nie mogę opanować dumy, że to mój krajan ;) Wyobrażam sobie scenkę: planeta gdzieś w odległej galaktyce, siedzi robot w fotelu w swoim domku, wokół niego zgromadzone wnuczęta-robociątka i słuchają z przejęciem historii o stworzeniu świata, o wielkich wynalazkach, o dziwnych maszynach, a także jakieś tajemnicze legendy o egzotycznych stworzeniach, które trudno zrozumieć. Te stworzenia to, oczywiście, my! Sam pomysł jest wręcz genialny w swojej prostocie, a jednak to, co Lem wyczynia w książce sprawia, że czytelnik ma wrażenie jakby podróżował sobie po Kosmosie, gdzieś bardzo, bardzo daleko, za siedmioma galaktykami i siedmioma Słońcami...
Pisarz korzysta ze znanych schematów bajek (o których można poczytać w klasycznej już pozycji Morfologia bajki Proppa, na allegro osiąga zawrotne sumy). W tych tradycyjnych są to np. zły czarownik, dobra wróżka, król, który odda córkę za żonę itp., itd. U Lema też to jest, ale często w zmienionej formie. Pełno tu elektrorycerzy, Wielkich Wynalazców, maszyn cyfrowych, najeźdźców z kosmosu, nieroztropnych królów, genialnych uczonych. Lem wspina się wręcz na wyżyny sztuki neologizmów. A jego pomysłowość nie zna granic. Czasem doprowadza historyjkę do ściany wg mnie, i umieram z ciekawości "jak on to w takim razie skończy?!", i bach, oczywiście wymyśla zakończenie ze świetną puentą. W opowiadaniach sporo jest też metaforycznych prztyczków w nos ludzi ;)
Moje ulubione opowiadania to Przyjaciel Automateusza, który to namawia go do samobójstwa na podstawie logicznych i rozsądnych przesłanek, trzy końcowe opowiadania o dwójce przyjaciół Klapaucjuszu i Trurlu, wynalazcach, którzy ciągle sobie dokuczają i ze sobą rywalizują (już wiem, że im poświęcona jest Cyberiada) oraz Król Globares i mędrcy, ponieważ udowadnia, że Kosmos z pewnego punktu widzenia nie jest poważny, tylko śmieszny :] Jak to w zbiorach opowiadań bywa, są i słabsze fragmenty, stąd moja ocena. Jednak nadal twierdzę, że to świetna pozycja; nie licząc chyba dwóch opowiadań, można to śmiało dziecku poczytać (ale jeszcze przed fazą pytania "a co to?", "a dlaczego?" lub po niej ;) Z drugiej strony widzę, że w latach 80. była to lektura obowiązkowa w klasie VI (sic!), a wiele osób pisze, że do Lema zostało zniechęconych właśnie w szkole podstawowej. Szkoda, wielka szkoda. Sama poznałam go dopiero w liceum i to był zdaje się odpowiedni wiek na to, bo trafił do wora moich ulubionych pisarzy.
A tak na koniec: w zbiorze pojawia się maszyna, która umiała robić wszystko na literę n. I na przykład likwiduje nienawiść i niepokój, umie zrobić niebo i...naukę (genialny fragment!) ale każą jej też zrobić Nic ;) Zastanawiam się jaką maszynę bym wybrała, mając do wyboru jedną literę alfabetu ;)
Ocena: 4,5-5/6
Jakoś nigdy nie mogłam przekonać się do Lema, wogóle rejony s-f są dla mnie dosyć niezbadane, oprócz prozy Dicka. Choć ostatnio rozpalona średnowieczną gorączką sięgnęłam po powieść z tego gatunku "Doomsday Book"Connie Willis i jestem bardzo miło zaskoczona.
OdpowiedzUsuńMnie w s-f fascynuje właśnie to, że można puścić wodze fantazji, nic pisarza nie ogranicza, jakby człowiek wraz z książką wyruszał w Kosmos :) Zachęcam do przełamania się, Lem nie przez przypadek zyskał światową sławę. Jego książki są wg mnie mądre. Ja za to Dicka w sumie nie znam, tyle co niektóre ekranizacje, aż wstyd przyznać, ale zamierzam poznać!
OdpowiedzUsuńJa dla odmiany szczerze Lema uwielbiam (za to nie przepadam za Dickiem, więc bilans wychodzi na zero ;) ), zwłaszcza za "Bajki robotów" i "Cyberiadę" (które nierozerwalnie połączyły się ze sobą w mojej pamięci, bo od zawsze miałam je w jednym tomie...), no i genialne "Dzienniki gwiazdowe". Te poważniejsze jego powieści też lubię, ale jednak właśnie w tych trzech dał z siebie (moim zdaniem) najwięcej dobrego.
OdpowiedzUsuńPS. W podstawówce to straszył dzieci lemowski pilot Pirx (przynajmniej za moich czasów), nie mam pojęcia czemu, bo akurat nie jest za specjalny...
PS2. Miałam przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z tłumaczem Lema na język angielski. Genialny człowiek, bo żaden inny nie byłby w stanie przetłumaczyć tych książek...
Ooo, cieszę się, że Lem ma swoich fanów ;) Ja go zwłaszcza za powieści lubię i za wplatanie filozofii i ważnych egzystencjalnych pytań do fabuły. A Pilota parę dni temu z podaja dostałam, zbieram sobie jego książki i chcę przeczytać wszystkie!
OdpowiedzUsuń