Pierwsze wydanie: 1996
Liczba stron: 269
Zdjęcie obok przedstawia wydanie Wydawnictwa Literackie.go Moje było ładniejsze, ale w sieci jest tylko małe zdjęcie na jakiejś chińskiej stronie. Jak mój telefon stwierdzi, że jednak pozwoli się podłączyć do komputera, to wymienię je (edit: zrobione).
Liczba stron: 269
Zdjęcie obok przedstawia wydanie Wydawnictwa Literackie.go Moje było ładniejsze, ale w sieci jest tylko małe zdjęcie na jakiejś chińskiej stronie. Jak mój telefon stwierdzi, że jednak pozwoli się podłączyć do komputera, to wymienię je (edit: zrobione).
Ruta kochała grzyby bardziej niż rośliny i zwierzęta. Opowiadała, że prawdziwe królestwo grzybów jest ukryte pod ziemią, tam gdzie nigdy nie dochodzi słońce. Mówiła, że na powierzchnię ziemi wychodzą tylko grzyby skazane na śmierć albo za karę wygnane z królestwa. Tutaj giną od słońca, z ręki człowieka, podeptane przez zwierzęta. Prawdziwa podziemna grzybnia jest nieśmiertelna. (s. 112)Coś mi się widzi, że Tokarczuk wpadnie do mojego worka "ulubieni pisarze". Jest bezbłędna. Cokolwiek liźnie własną wyobraźnią, zamienia się w moich oczach w złoto. Tak samo się czułam, trzymając w rękach Dom dzienny, dom nocny. Siedzę, czytam i chłonę jak dziecko. To są książki, które bym sama chciała pisać... Konia z rzędem dla tego, kto wie jak one się rodzą w jej mózgu!
Patrzy teraz [Bóg] na swe dzieło i musi zmrużyć boskie oczy. Hiob jaśnieje tym samym światłem, którym jarzy się Bóg. A może nawet blask Hioba jest większy, bo Bóg musi zmrużyć swoje boskie oczy. Przestraszony, w pośpiechu zwraca więc Hiobowi wszystko po kolei, a nawet przydaje mu jeszcze nowych dóbr. Ustanawia pieniądz dla ich wymiany, a wraz z pieniądzem sejfy i banki, daje piękne przedmioty, mody, pragnienia, pożądania. I nieustanny lęk. Zasypuje tym wszystkim Hioba, aż jego światło powoli zaczyna przygasać i wreszcie znika. (s. 200)Są takie słowa: Co to jest miłość? To spacer podczas bardzo drobniutkiego deszczu. Człowiek idzie, idzie i dopiero po pewnym czasie orientuje się, że przemókł do głębi serca. I ja właśnie miałam tak z Prawiekiem. Czytałam, czytałam, aż się w nim zakochałam. Niby nic, niby nic wielkiego się nie dzieje, ot, życie się toczy swoim torem, ludzie rodzą się i umierają w ciągu niecałych 100 lat, budują, niszczą, odchodzą, przychodzą inni. Zmienia się wszystko, a jednak jest coś trwałego. Prawiek i inne czasy jest jak cykl życia drzewa, które rodzi owoce i rozrasta się by w końcu poddać się czasowi. Jest to z pewnością pozycja, którą bym chciała mieć na półce, i do której chętnie będę wracać. Jest w tej opowieści coś niezniszczalnego.
Młynki mielą i dlatego istnieją. Ale nikt nie wie, co młynek znaczy w ogóle. Nikt nie wie, co wszystko znaczy w ogóle. Może młynek jest odpryskiem jakiegoś totalnego, fundamentalnego prawa przemiany, prawa, bez którego ten świat nie mógłby się obejść albo byłby zupełnie inny. Może młynki do kawy są osią rzeczywistości, wokół której to wszystko się kręci i rozwija, może są dla świata ważniejsze niż ludzie. A nawet może ten jedyny młynek Misi jest filarem tego, co nazywa się prawiekiem. (s. 45)Każdy ma swój własny czas, każdy ma swoją ścieżkę do przejścia. Chyba najbliższy mi był Izydor i dziedzic Popielski. Ten pierwszy bardzo niespodziewanie, bo początkowo wzięłam go za mało istotną postać, a ostatecznie rozumiałam go jak siebie. Ten drugi za fascynację grą i jej ciekawość. Magia tej książki zasadza się na kilku małych przedmiotach, małej wioseczce, drobiazgu ludzkim. Wszystko jest tu swojskie i ludzkie, ale oparte na tajemnych zasadach rządzących światem. Tokarczuk porównują do Marqueza zg na realizm magiczny. Noblisty nie obrażę, jeśli uznam, że poziom mają równie wysoki.
Labirynt narysowany na płótnie składał się z ośmiu kręgów czy sfer, zwanych Światami. Im bliżej środka, tym bardziej labirynt wydawał się gęsty, tym więcej w nim było ślepych zaułków i uliczek prowadzących donikąd. I odwrotnie - sfery zewnętrzne sprawiały wrażenie jaśniejszych, przestronniejszych, a ścieżki labiryntu zdawały się tu szersze i mniej chaotyczne - jakby zapraszały do wędrówek. Sfera stanowiąca centrum labiryntu - ta najciemniejsza i najbardziej poplątana - nazywała się Światem Pierwszym. (s.87-88)W 1997r. Prawiek przegrał z Widnokręgiem Myśliwskiego "walkę" o nagrodę Nike. Oby był tego warty, bo jeszcze nie miałam przyjemności. Tokarczuk otrzymała za to Nagrodę Fundacji im. Kościelskich, czyli polskiego Nobla dla pisarzy przed czterdziestką. Czytajcie więc (choć patrząc na liczbę ocen na bnetce pewnie już to wszyscy znają) i pamiętajcie o niepozornych młynkach do kawy ;)
Po takiej recenzji to nic tylko pędzić do księgarni i kupować ;). Tyle, że ja jakoś Tokarczuk się boję, a im więcej o niej słyszę, im więcej zachwytów czytam tym mój strach jest większy...
OdpowiedzUsuńBez obaw :) Sama się na nią natknęłam w liceum, podeszłam więc do niej bez żadnych oczekiwań, nie wiedząc kim jest, jak jest oceniana, więc może było mi łatwiej.
OdpowiedzUsuńA od czego zaczęłaś?
OdpowiedzUsuńOd Dom dzienny, dom nocny. Ale Prawiek wydaje mi się łatwiejszy do przyswojenia na początek ;}
OdpowiedzUsuńSwoją przygodę z Olgą Tokarczuk zacząłem od zbiorku opowiadań pt. "Szafa". Nie zrobiło to na mnie wrażenie, przeczytałem, odłożyłem, ledwo pamiętam. Później spotkałem się z E.E., dwu- lub trzykrotnie, ani razu nie mogąc przebrnąć przez pierwsze strony. I nagle, nakładem Polityki, pojawił się "Prawiek...".
OdpowiedzUsuńNa początku było normalnie. Jakieś anioły, wioska, ludzie - istotni bądź mniej istotni. Pomyślałem, a niech tam, czytam dalej. Genowefa, Michał, Misia, Kłoska, Florentynka, w końcu Izydor i Ruta. Nawet nie wiedziałem kiedy totalnie wsiąkłem w ten wykreowany przez Tokarczuk świat. Kolejne rozdzialiki, kolejne Czasy, dotykały najgłębiej ukrytych strun mojej duszy (w którą nie wierzę, ale niech tam).
Niewiele jest książek, których jestem w stanie zaciekle bronić przed słowami krytyki. "Prawiek..." jest taką książką. Od samego początku. Kiedy opowiadam o swoich książkowych faworytach, wprowadzam pewne kategorie - książki, które kocham, które uwielbiam, książki magiczne i takie, które tylko lubię. Potem cała reszta, wiadomo. "Prawiek i inne czasy" jako jedyna pozycja, znalazła się jednocześnie w dwóch najwyżej usytuowanych kategoriach - uwielbiam i uważam za magiczną.
Gwoli dopowiedzenia - za magiczną uważam również wspomniany w recenzji "Widnokrąg" Myśliwskiego. Kiedyś myślałem, że to moje subiektywne odczucie, że te powieści są do siebie w jakiś sposób podobne. A później trafiłem na jakiś artykuł, w którym dokonywano analizy porównawczej obu dzieł. Czy "Widnokrąg" zasłużył na Nike bardziej niż "Prawiek..."? Nie wiem, pod pewnymi względami być może, jednak należy zauważyć, że w 1997 Myśliwski miał już 65 lat, a znając częstotliwość jego publikacji, można było założyć, że zanim napisze coś jeszcze lepszego (bądź równie dobrego), zwyczajnie pożegna się z życiem. Może to miało wpływ na decyzję jury, która nie spodziewała się wówczas, że dziesięć lat później pan Myśliwski popełni jeszcze lepsze dzieło (choć sam wolę "Widnokrąg", "Traktat..." mnie męczył) i kolejny raz otrzyma główną nagrodę? Teraz trudno szukać odpowiedzi.
Tak czy tak, Tokarczuk otrzymała Nike rok później i wszyscy powinni być szczęśliwi. Pomijam już fakt, że czterokrotnie otrzymała nagrodę publiczności (m. in. za "Prawiek..."). Uch, rozgadałem się. Milknę. Również oceniłbym na 6. Pozdrawiam.
Swoją przygodę z Olgą Tokarczuk zacząłem od zbiorku opowiadań pt. "Szafa". Nie zrobiło to na mnie wrażenie, przeczytałem, odłożyłem, ledwo pamiętam. Później spotkałem się z E.E., dwu- lub trzykrotnie, ani razu nie mogąc przebrnąć przez pierwsze strony. I nagle, nakładem Polityki, pojawił się "Prawiek...".
OdpowiedzUsuńNa początku było normalnie. Jakieś anioły, wioska, ludzie - istotni bądź mniej istotni. Pomyślałem, a niech tam, czytam dalej. Genowefa, Michał, Misia, Kłoska, Florentynka, w końcu Izydor i Ruta. Nawet nie wiedziałem kiedy totalnie wsiąkłem w ten wykreowany przez Tokarczuk świat. Kolejne rozdzialiki, kolejne Czasy, dotykały najgłębiej ukrytych strun mojej duszy (w którą nie wierzę, ale niech tam).
Niewiele jest książek, których jestem w stanie zaciekle bronić przed słowami krytyki. "Prawiek..." jest taką książką. Od samego początku. Kiedy opowiadam o swoich książkowych faworytach, wprowadzam pewne kategorie - książki, które kocham, które uwielbiam, książki magiczne i takie, które tylko lubię. Potem cała reszta, wiadomo. "Prawiek i inne czasy" jako jedyna pozycja, znalazła się jednocześnie w dwóch najwyżej usytuowanych kategoriach - uwielbiam i uważam za magiczną.
Gwoli dopowiedzenia - za magiczną uważam również wspomniany w recenzji "Widnokrąg" Myśliwskiego. Kiedyś myślałem, że to moje subiektywne odczucie, że te powieści są do siebie w jakiś sposób podobne. A później trafiłem na jakiś artykuł, w którym dokonywano analizy porównawczej obu dzieł. Czy "Widnokrąg" zasłużył na Nike bardziej niż "Prawiek..."? Nie wiem, pod pewnymi względami być może, jednak należy zauważyć, że w 1997 Myśliwski miał już 65 lat, a znając częstotliwość jego publikacji, można było założyć, że zanim napisze coś jeszcze lepszego (bądź równie dobrego), zwyczajnie pożegna się z życiem. Może to miało wpływ na decyzję jury, która nie spodziewała się wówczas, że dziesięć lat później pan Myśliwski popełni jeszcze lepsze dzieło (choć sam wolę "Widnokrąg", "Traktat..." mnie męczył) i kolejny raz otrzyma główną nagrodę? Teraz trudno szukać odpowiedzi.
Tak czy tak, Tokarczuk otrzymała Nike rok później i wszyscy powinni być szczęśliwi. Pomijam już fakt, że czterokrotnie otrzymała nagrodę publiczności (m. in. za "Prawiek..."). Uch, rozgadałem się. Milknę. Również oceniłbym na 6. Pozdrawiam.
Cholera, przepraszam, mam jakieś problemy z siecią i się dodało w nadmiarze.
OdpowiedzUsuńDis.
Nic się nie stało, posprzątałam :) Blogspot wariuje trochę.
OdpowiedzUsuńDzięki za wyczerpujący komentarz. Zgadzam się co do jej magiczności, miałam nawet problem,żeby ją otagować.
Traktat... mnie nie męczył, ale też nie zachwycił, a Widnokrąg jest w planach, już chyba za długo tylko w planach.
Pozdrawiam również.
właśnie czytam prawiek i wsiąkam w tokarczuk jak w gabkę. bardzo mi odpowiada jej styl pisania.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
t.
Dobre wyrażenie z tą gąbką ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam również!