Postanowiłam dwa razy w roku zrobić takie mini-podsumowanie dla filmów wyróżniających się swoim poziomem. Na podsumowaniu rocznym wyliczam tylko 10-
tki (na razie z nimi krucho, doliczyłam się zaledwie czterech), ale oglądam tyle świetnych filmów, którym dałam oceny 8-9, często z czysto subiektywnych pobudek, że żal o nich zapominać (w ciągu ostatniego półrocza było takich 33, tu będzie top10 z nich). Może kogoś zachęcę, zapewniam, że warto (jeśli ktoś lubi kino nie pod popcorn, jak je nazywam).
10.
Ponette (1996r.), reż. Jacques
DoillonZapamiętajcie nazwisko
Victoire Thivisol. Zagrała w tym filmie czteroletnią dziewczynkę, której matka ginie ,i która zostaje sama z ojcem (w
rzeczywistości miała wtedy 5 lat). Jest to
najdoskonalsza dziecięca rola, jaką w życiu widziałam. Całkowicie naturalna i wiarygodna. Kradła każdą scenę, którą musiała dzielić z dorosłymi. Już nawet nie mówię tym, że ryczałam na filmie jak
boberek, bo widok płaczącej
Ponette skruszyłby nawet serce Kuby Rozpruwacza. Ta aktora zagrała później w popularnym już filmie "Czekolada" z Johnnym Deppem i
Julette Binoche. Mam nadzieję, że będzie kiedyś gwiazdą francuskiego kina, jest wręcz magnetyczna!
9.
Opętanie (1981r.), reż. Andrzej Żuławski
Film niepokojący, od którego trudno się uwolnić. Wystawienie mu oceny i jako-takie przetrawienie zajęło mi 3 dni, co jest moim rekordem życiowym. Wybitna, i jak dotąd najlepsza, rola Isabelle Adjani. Nie dziwi mnie wcale, że po zdjęciach przeszła załamanie nerwowe, dała z siebie wszystko. Fabuła pełna tajemnic,
niedopowiedzeń, metafor i pytań, na którymi biedzą się później biedni widzowie na forach sprawiają, że istnieje wiele
interpretacji tego tytułu. I w każdej znajduję ziarno prawdy!
8.
Armia cieni (1969r.), reż. Jean-Pierre Melville
Nieodżałowany i niezawodny Melville. Po nim zawsze spodziewam się wielkich rzeczy. Akcja dzieje się we Francji w czasie II wojny światowej, a główni bohaterowie są członkami ruchu oporu. Jest to opowieść o zdradzie, przyjaźni i próbie charakteru. Wysmakowane kadry, wspaniałe aktorstwo. Palce lizać.
7.
Uwolnienie (1972r.), reż. John
BoormanUmieszczenie tutaj tego filmu może trochę zaskakiwać, bowiem jest to obraz, który można spokojnie obejrzeć sobie wieczorem do kolacji. A jednak wyróżnia się na tle innych thrillerów. Może na ocenie zaważyła ta słynna
scena? Muzyka, nić porozumienia, zmrużone oczy chłopca i jego spojrzenie, jakby on coś wiedział, do czego my nie mamy dostępu... Zderzenie świata miejskiego z wiejskim, powrót do czegoś, kim kiedyś byliśmy, ludzka zwierzęcość. Film mnie bardzo
usatysfakcjonował.
6.
Czyż nie dobija się koni? (1969r.), reż. Sydney Pollack
Sławny tytuł, ale ja miałam przyjemność dopiero teraz go zobaczyć, choć może słowo "przyjemność" nie do końca tu pasuje. Zalecana duża ilość napojów i ręcznik w trakcie projekcji. Film, który zmęczył mnie fizycznie i psychicznie. Sama czułam się jak po maratonie tanecznym. Jest on zresztą metaforą ludzkiego życia, pokazano też schematy ludzkich zachowań. Wszystko to w znoju, brudzie, w atmosferze defetyzmu, bohaterowie zachowują jakby nie mieli wyboru, jakby nie mieli wpływu na własne decyzje. I tylko śmierć jest ucieczką z tego. Bardzo
pesymistyczna rzecz, dawkować uważnie z odpowiednim nastawieniem.
5.
Vincent. Życie i śmierć Vincenta van Gogha (1987r.), reż. Paul Cox
Zaskoczeniem wielkim było dla mnie, że film składa się tylko z listów i obrazów. Okraszone jest to dodatkowo zdjęciami różnych urokliwych miejsc. Wszystko tworzy spójną całość, uzupełnia się nawzajem, a człowiek od lokacji zasługuje na oklaski - bywa, że zdjęcie bierzemy za obraz mistrza, jest tak skadrowany i oświetlony, a tu nagle gdzieś dostrzegam ruszający się mak. Pyk! Iluzja prysła, to jednak prawdziwy
krajobraz. Wzruszający film, świetnie wybrane czytane fragmenty. Polecam zwłaszcza jego fanom.
4.
Niewinne (1976r.), reż. Luchino Visconti
Visconti staje się powoli jednym z moich ulubionych reżyserów, choć jego filmom nie stawiam nigdy 10-tek. Ale nigdy nie pozwalają mi o sobie zapomnieć, poruszają we mnie jakieś głębokie nuty, trudno mi to wytłumaczyć. Nie jest to jego najlepsze dzieło (dostało ode mnie 8), ale jest tu jakaś kobieca siła, ale też niewola...
3.
Powrót do marzeń (1991r.), reż.
Isao TakahataSpokojne, kolorowe anime. Nadzorowane przez
Miyazaki'ego, ale nie zawiera właściwie elementów fantasy. W wyważony sposób i tak delikatnie pokazuje podróż młodej kobiety na wieś, która ostatecznie pomoże jej zrozumieć samą siebie i nauczyć szczerości. Piękna kreska.
2.
Człowiek na torze (1956r.), reż. Andrzej Munk
Absolutnie genialny dramat, właściwie film
psychologiczny. O tym jak
szufladkujemy sobie ludzi, jak naklejamy im etykietkę szybko i trzymamy się ich, póki jakiś fakt nie walnie nas jak obuchem w głowę. Ten obraz stopniowo pokazuje różne aspekty charakteru jednego człowieka, jego wady i zalety, pobudki jakie nim kierowały. Kurczę, cokolwiek bym nie napisała - rozpływałam się w zachwycie! Aktorstwo na najwyższym poziomie! Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział -
kinematografia polski była kiedyś uznawana za jedną z najlepszych na świecie - oto dowód.
1.
Pijany anioł (1948r.), reż. Akira Kurosawa
Bo jest to pierwszy ważny film Kurosawy, pierwszy, w którym mógł robić, co chciał, w
którym mógł rządzić i się nie
dostosowywać. Bo jest to pierwsza ważna rola genialnego
Toshirô Mifune, gdzie
zachwyca głębią granego przez siebie bohatera (a niby tylko taki oprych). Bo fabuła: zło i dobro i nasz wybór, i że cały nasz świat zasadza się na naszym wyborze, że zawsze mamy ten wybór, nawet jak nam się wydaje, że nie mamy. Bo powojenna Japonia, widoki ulic wręcz bezcenne.