18 lipca 2012

#6 i #7 tydzień z książkami

Trochę tu prowizorkę odstawiam. Trzaskam posty okołoksiążkowe, a recenzji ni ma. Ale najpóźniej w przyszłym tygodniu pojawi się jedna, a może nawet i dwie. Poprawię się. Bo ja czytam, serio, tylko raz, że sporo tytułów wpada do koszyka "w telegraficznym skrócie", a dwa, że pochłania mnie Martin, a ten to, jak wiadomo, machnął takie cegły, że jednak trochę czasu ich przeczytanie zabiera. 

Dziś też będą dwa hasła, bo krótko.

#6 Książka, przy której płaczesz

Henryk Sienkiewicz - Quo vadis
Z reguły nie płaczę nad książkami, zdarzyło mi się to tylko kilka razy w życiu i właśnie to Quo vadis wycisnęła ze mnie łzy jako pierwsza. Muszę przyznać, że czytałam ją jeszcze w wieku, gdy chodziłam na religię i wszystko łykałam jak młody pelikan, jednak uważam, że książka  i tak jest genialnie napisana. Ostatnio 50 stron przeryczałam jak wariatka. Nawet jeśli mawiają, że Sienkiewicz był tylko rzemieślnikiem, pisał z tezą, był zacofany itp., to jednak pisał tak, że życzę nam kolejnych takich pisarzy, bo ten akurat nadal potrafi zaczarować czytelników. Jego książki są recenzowane też na zagranicznych blogach i to entuzjastycznie (a jednak światowej sławy polscy pisarzy nie są zbyt częstym fenomenem w naszej historii). Po lewej okładka niepolska, bo te nasze są jakieś mało estetyczne.

#7 Książka, którą ciężko się czyta

Tutaj mogłabym znowu sobie popsioczyć nad niezawodnym w tej kwestii Hemingwayem i jego Komu bije dzwon, ale już to zrobiłam ;) Do tego prowincjonalna nauczycielka ubiegła mnie i napisała o Zamku Kafki (popieram! choć jeden fragment był wręcz wybitny...). Gdybym podeszła do tematu pozytywnie (czyli czytanie jak orka, ale warto), to bym stawiała na Króla bólu Dukaja, ale o nim też już było. Poszukałam, poszperałam i napiszę o tej książce:

Claude Simon - Droga przez Flandrię
Chyba już zapomniany noblista z roku 1985. Przedstawiciel równie zapomnianego (i krótkiego) nurtu Nouveau roman. Czytałam to w czasach, gdy nie przyjmowałam do wiadomości, że książek nie trzeba kończyć :) No i się męczyłam. Nie to, żeby akurat Droga przez Flandrię była totalnym gniotem, tak źle nie jest. Jednak naprawdę ciężko się to czyta, można przysnąć nie raz, nie dwa. Jednak wszystkie te założenia, które przyjął pisarz w praktyce są raczej niestrawne, nie bez powodu tak się nie pisało (i nadal nie pisze) książek. Pisarz musi pójść na kompromis i jednak podrzucić coś czytelnikowi, coś wyrazistego, choćby tylko jedną rzecz z listy: czy to ciekawego bohatera, czy logiczną fabułę, czy wartką akcję, no cokolwiek. Tu tego nie ma. Z tej subiektywnej wizji jednego człowieka zostaje tylko mdły posmak. Jedyne co mogę o niej dobrego powiedzieć to zapadający w pamięć obraz martwego konia przy drodze i opis spadających kropel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)