28 lutego 2012

Frederik Pohl - Gateway: Brama do gwiazd

Wydawnictwo: Wydawnictwa "ALFA", 1987
Pierwsze wydanie: Gateway, 1977
Stron: 247
Tłumacz: nie podano, ale wiki mówi, że byli to Magdalena Iwińska i Piotr Paszkiewicz

Nagroda NEBULA 1977
Nagroda HUGO 1978
Nagroda Campbella 1978

Ważna książka dla gatunku science-fiction i jednocześnie początek cyklu o Heechach. Ciągle jetem na etapie totalnej fascynacji kanonem s-f i mam frajdę jak dziecko odkrywając coraz to nowe perełki, ale nowe tylko dla mnie, bo najczęściej napisane kilkadziesiąt lat temu. Co za książki kiedyś pisano! Co ciekawe, autor Gateway żyje i ma teraz...93 lata.

Robinette Broadhead (mężczyzna, wbrew pozorom) nie jest interesujący. Nie jest nawet miły. To przeciętniak, nudziarz i straszny tchórz. Chodzi do swojego psychiatry, a w rzeczywistości nawet nie chce wyleczyć się z depresji. Ważne jest natomiast gdzie się jej "nabawił". I tu właśnie pojawia się jego opowieść o Gateway, asteroidzie, na którym odkryto tysiące statków zbudowanych przez dawną cywilizację Heechów. Każda z tych maszyn ma już ustawiony cel i czasem  śmiałkom udaje się nawet odkryć coś nowego. Każda taka nowinka, np. nowy metal, ma niebagatelne znaczenie dla ludzkości, bo choć skolonizowała kilka planet w swoim Układzie Słonecznym, to jednak cierpi na głód i przeludnienie, a ludziom generalnie nie żyje się dobrze. Haczyk tkwi w tym, że czasem te statki nie wracają, a nawet jeśli im się ta sztuka uda, to bywa, że załoga jest martwa. Zwróćcie uwagę na okładkę - to jest właśnie Gateway (wspaniała robota!), a te guzki to statki.

Pomysł - miodzio, a Pohl to szczęściarz, że na niego wpadł, podejrzewam, że to musiała być kura znosząca złote jaja w swoich najlepszych latach, zwłaszcza, że pisarz zdecydował się na napisanie całego cyklu. Do tego z wyczuciem dawkuje informacje dotyczące ich rozwoju, wynalazków, sytuacji na Ziemi, różnic społecznych (bogaci-biedni). Od razu zrodziła się we mnie myśl, że na 1 części się nie skończy, przecież muszę dowiedzieć się więcej o tych istotach :) Ponadto, obok wątku czysto science, jest też i miejsce na ludzkie losy i emocje. W przypadku Broadheda to głównie poczucie winy i zjadające go wyrzuty sumienia, wiele z tego ujawnia na sesjach ze swoim komputerowym terapeutą, stąd też rozdziały przytaczające ich rozmowy przeplatają się z tymi, gdy bohater wspomina swoje życie na asteroidzie. No i jeszcze to zakończenie, wbija się w pamięć, zwłaszcza koncept z muchą uwięzioną w bursztynie.

Ocena: 5/6

2 komentarze:

  1. Ech.
    Już tego nie pamiętam :(
    Mam doprawdy dziurawą pamięć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, książki które czytałam przed erą własnego bloga też często pamiętam jak przez mgłę :]

      Usuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)