6 lutego 2012

Dan Simmons - Hyperion

Wydawnictwo: Amber, 1994
Pierwsze wydanie: 1989
Stron: 296 (I tom) + 325 (II tom)= 621
Tłumacz: Arkadiusz Nakoniecznik

Nagroda HUGO 1990

Takiej książki mi właśnie teraz trzeba było - przy której życie zawiesza się na kołku, inne lektury idą w kąt, a człowiek pożera oczami każdą stronę! Ach, znowu poczułam magię czytania :)

Takie SF, to ja rozumiem: wciągająca historia, różnorodni bohaterowie, tajemnica i opis przyszłości. A do tego, choć to jednak książka rozrywkowa, poutykane nawiązania do literatury czy popkultury i garść starych jak świat pytań retorycznych natury egzystencjalnej ;) Pomysł jest prosty: czytelnik towarzyszy pielgrzymce siedmiu osobom, wśród których jest kapłan, uczony, poeta, detektyw, konsul, kapitan i żołnierz. Ich zadaniem jest dotarcie do Grobowców Czasu na Hyperionie, gdzie spotkają Chyżwara - legendarną istotę, której istnienie, cele i możliwości stanowią zagadkę dla całego wszechświata. Do tego Hegemonia stoi na krawędzi kolejnej wojny z Intruzami. Simmons w obrębie science-fiction połączył też inne gatunki: choćby powieść przygodową, obyczajową, drogi, pamiętnik czy kryminał noir, ponieważ cała książka jest przeplatana opowieściami bohaterów. Spodziewałam się, że będą one rozplanowane na 10-20 stron, tymczasem okazały się dominującym elementem Hyperiona, każda liczy od kilkudziesięciu do stu stron. Nie jestem pewna czy to dobry pomysł, znalazłam sporo opinii krytycznych wobec tego zabiegu. Faktycznie, niektóre z nich są za długie, wybijają z rytmu, no i nie wszystkie aż tak mnie wciągnęły. Niemniej jednak książkę czyta się błyskawicznie (w moim przypadku 3 dni). 
Najwięcej radości sprawiało mi korzystanie z datasfery - niemal bez przerwy żądałem jakichś informacji, ani na chwilę nie przerywając połączenia. Stałem się tak samo uzależniony od dopływu danych, jak Stado Karibu od narkotyków i stymulatorów. Bez trudu mogłem sobie wyobrazić starego don Baltazara, jak przewraca się w grobie widząc, że zarzuciłem przyjemność powolnego zapamiętywania na rzecz przelotnej rozkoszy natychmiastowego dostępu do im plantowanej wszechwiedzy. Dopiero dużo później przekonałem się, jak wysoką zapłaciłem za to cenę; Odyseja w przekładzie Fitzgeralda, Ostatni marsz Wu i dziesiątki innych, wspaniałych dzieł, które bez uszczerbku przetrwały mój udar  mózgu, teraz zostały poszarpane na kawałki, jakby za sprawa silnego wiatru. Dużo później, uwolniony od wszystkich implantów, z wielkim trudem zdołałem je sobie wszystkie przypomnieć. (s. 252, T. I)
Najbardziej mnie ucieszyło, że autor nie unika tego, co dla mnie jest bardzo istotne w tym gatunku, czyli przybliżenia technicznej strony przyszłości, zmian społecznych, politycznych, postępu w medycynie, wzmianek o historii (będącej naszą przyszłością), wspomnień o Ziemi i jej losach. Nie zalewa czytelnika falą szczegółów na wstępie, tylko powoli wprowadza te elementy. Ważnym poświęca dużo miejsca, detale (np. moda czy wygląd statków kosmicznych lub budynków) wplata do akcji. Kiedy już zastanawiałam się "a jak się przedstawia kwestia x czy y?", po jakimś czasie natykałam się na stosowne wyjaśnienie. Bardzo mi to odpowiadało, ponieważ to właśnie takie zabiegi budują opis wszechświata i sprawiają, że jest on spójny, logiczny i pozbawiony dziwnych niedopowiedzeń świadczących czasem o braku pomysłu pisarza. Tutaj wszystko zagrało: czas dzielący nas od XXVIII wieku został sensownie wyjaśniony, opisy starej ziemi i jej zagłady są fascynujące, życie na nowych planetach nadal podlega prawom fizyki, obcy wcale nie są obślizgłymi potworami, a do tego wynalazki sprawiają dobre wrażenie, choć od publikacji Hyperiona minęło już ponad 20 lat. Niektóre z nich przypominają, zresztą, nasze komórki i Internet, tyle że są bardziej zaawansowane. Muszę też pochwalić opis planet: w Sieci jest około 300 zamieszkanych, z tego Simmons opisał kilka dokładnie, gdy przenosi na nie akcję i cieszy różnorodność ich ukształtowania, fauny, flory, klimatu i zamieszkujących je ludzi. Poza tym koncept samego Chyżwara jest doskonały: jego niesamowity wygląd, tajemniczość, pochodzenie oraz  panowanie nad czasem i przestrzenią. Nic dziwnego, że część ludzi wzięła go za coś w rodzaju boga.

Gwoli ścisłości wskażę też wady tej powieści. Jak wspominałam, najważniejsze są tam retrospekcje bohaterów (niektórzy nazywają to wręcz zbiorem opowiadań). Mnie to aż tak bardzo nie przeszkadzało, za to sporym minusem jest brak właściwego zakończenia, które zapewne ma skłonić czytelnika do sięgnięcia po część drugą, nie zmienia to jednak faktu, że byłam trochę rozczarowana, kończąc książkę, a przecież i tak bym sięgnęła po jej kontynuację. Ponadto fabuła czasem za bardzo przypominała mi amerykański film akcji, konkretnie opowieść detektywa (pościg, walka, strzelanie itp.). Z małych mankamentów niech mi wolno wymienić trzy oczywiste niedopatrzenia autora: tradycyjne i ciągle bolesne porody, żniwa, przy których pracują ludzie i papierowe książki (choć raz Simmons używa wyrażenia "plastikowy papier", jednak nadal są one "plikiem kartek"). Życzyłabym sobie też nieco lepiej skonstruowanej postaci kobiecej, choć cieszy mnie, że Simmonowska bohaterka nie jest żywcem przeniesiona z lat 80. XX wieku, a walczy lepiej niż Lisbeth Larssona ;) Pozostaje mi na koniec zachęcić wszystkich do lektury, także nie-fanów SF.

Ocena: 5,5/6

3 komentarze:

  1. Ze wszystkim się zgadzam! Mnie też się szalenie podobało, książka wciągająca, dobrze przemyślana. Opowieści pewnie mogą niektórych znużyć, ale mnie to nie przeszkadzało, a pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy. I wszystko wyjaśnia się w drugim tomie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hyperion zdecydowanie należy do elity fantastycznych książek. Bardzo mi się podobała. Kontynuację już mam (też mi brakowało konkretnego cięcia i rozwikłania wątków na koniec), ale jeszcze sobie trochę poczeka. Nie wszystko na raz... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)