Wydawnictwo: MUZA, 2011
Pierwsze wydanie: Ont blod, 1998
Stron: 342
Tłumacz: Dominika Górecka
Obok zdjęcie autora (tak naprawdę nazywa się Jan Arnald), sympatyczny gość, prawda? Dobra, i tak wiemy, że wybrałam je zg na tło. Brak polskiej okładki to wynik mojego małego protestu. Projektant (pan Michał Korsun) cierpiał chyba na jakiś zanik zmysłu estetycznego, z kolei ten, kto to zatwierdził (nie wiem do kogo to należy) zapewne niedowidzi, co jeszcze by go tłumaczyło. W każdym razie na to szkaradztwo nie da się patrzeć! Serio, człowiek momentalnie odwraca wzrok z obrzydzeniem. Marna to reklama, w księgarni nie wzięłabym jej do ręki. Jeśli więc już pierwsza okładka tej serii kryminałów wyróżniała się in munus, to już nie wiem co powiedzieć o tej, ale wg mnie jest estetycznie osiąga poziom Rowu Mariańskiego. To teraz, żeby nie być gołosłowną mały pokaz (podlinkowany): okładka polska, szwedzka nr 1 i szwedzka nr 2 (moim zdaniem najlepsza).
Koniec krytyki, wracam do meritum. Zła krew to druga część serii o Drużynie A. Ponieważ książkę rozpoczynającą cykl oceniłam dość nisko, opowieść o drugiej sprawie szwedzkich policjantów miała mi dać odpowiedź czy mam sobie darować kolejne. Odpowiedź brzmi: nie. Dahl rezygnuje (prawie całkowicie) z wszystkich zabiegów, które mnie irytowały w czasie tamtej lektury. Ale po kolei. Tym razem Drużyna A musi rozpracować sprawę amerykańskiego seryjnego mordercy K, który dziwnym trafem przyjechał do Szwecji. Nie jest to byle jaki kryminalista, to ktoś taki jak Zodiak, FBI ugania się za nim od bodajże 20 lat, wszystko bezskutecznie. Jak to bywa w takich historiach, zwyrodnialec ma swoje własne, specyficzne sposoby zabijania, jest najwyższej klasy profesjonalistą, za to klucz wyboru jego ofiar wprowadza raczej więcej zamieszania niż odpowiedzi na temat jego zwichrowanej psychiki.
To, co podobało mi się ostatnim razem, można znaleźć i teraz, czyli drobiazgowa i benedyktyńska praca policjantów. Zapewne będzie to stały punkt programu, co mnie cieszy, taki znak rozpoznawczy autora, tylko u niego się z tym spotkałam (poprawka na to, że nie znam np. Mankella). Świetnie ukazuje pracę całego zespołu, pochyla się nad każdym z nich, nad ich małymi wycinkami sprawy, przy okazji, jak ostatnio, zaznaczając ich indywidualność i wycinek życia osobistego. Hjelm znowu jest postacią główną, ale raz, że ewoluuje, dojrzewa i staje się coraz mniej antypatyczny, a dwa - nie zajmuje już tyle miejsca, co wcześniej. Największą sympatią darzę na razie trójkę z jego kolegów: Fina Arto, byłego pakera Gunnara i śniadego Chaveza. W przypadku negatywnych stron stylu Dahl'a wymienię jego próbę pisania...nazwijmy to poetyckiego. Wyrafinowane i subtelne fragmenty (w założeniu) wypadają po prostu śmiesznie. Równoważniki zdań, nietypowe połączenia przymiotników z rzeczownikami, opis wewnętrznych myśli postaci plus opisy pogody stylizowane na "coś więcej" dają efekt zwyczajnego bełkotu. Pisarz powinien uświadomić sobie, że kryminały pisze naprawdę porządne, więc niech nie próbuje czarować czytelnika jakimiś pseudoartystycznymi wstawkami, bo budzi to jedynie irytację i politowanie. Na szczęście, jest tego chyba mniej niż w "Misterioso". Korekta - bez zarzutu. Ogólny wynik: 3 dni świetnej rozrywki (dodatkowe oklaski za nietypowe zakończenie). Na pewno zamówię sobie cz. 3 Na szczyt góry.
A na koniec mała uwaga. Zauważyłam, że skandynawscy autorzy kryminałów lubują się wręcz w opisywaniu dokładnej drogi przemierzanej przez bohaterów. Każda ulica jest wymieniona, każdy zakręt, plac i okoliczne budynki. I Larsson tak ma, i Dahl, i Fossum. Poszaleli chyba:) Może spodziewają się jakichś pielgrzymek fanów tymi szlakami? Specjalnych map z oznakowaną trasą niczym te inspirowane "Ulissesem"? ;))) Ot, ciekawostka.
Ocena: 4,5/6
Zdjęcie pochodzi z tej strony.
Okładka zarówno części pierwszej jak i drugiej, to kompletna porażka. Pewnie z ich powodu nawet nie myślałem, żeby sięgnąć po Dahla. Okładka jednak ma znaczenie...
OdpowiedzUsuńTeraz się jednak zastanowię, czy aby się nie skusić. Uwielbiam nietypowe zakończenia!:)
Myślę że sięgnę. Mam cała serię na dvd. To mój ulubiony, kultowy serial, więc czemu nie? ja niesttey do okładek również przywiązuję dużą wagę :-(
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, chętnie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPanowie, dzięki za odzew. Pablo, masz rację, okładka jest ważna, zwłaszcza, że może powstrzymać przed przeczytaniem ciekawej pozycji, a czasem niepotrzebnie kusi zbyt intrygującym opakowaniem.
OdpowiedzUsuńPisany inaczej - czyli serial już jest? :D Na stronie, z której wzięłam zdjęcie właśnie piszą o jego powstaniu (ale to starszy artykuł), a tu proszę! Trzeba będzie kiedyś poszukać, dzięki za info :)
I ja też sie chyba pokuszę, gdyż twa opinia mnie zachęciła.
OdpowiedzUsuńObrzydliwa okładka, ale... ale po twojej recenzji, nawet jakby zapomniała tytułu, autora, to okładkę (polską) zapamiętałam i w księgarni pewnie bym wzięła do ręki, żeby przekartkować.
OdpowiedzUsuńMocna okładka - faktycznie. Na bajkach dla dzieci widziałam łagodniejsze.
OdpowiedzUsuńPodpisuj się.
OdpowiedzUsuń