Pierwsze wydanie: 1989
Stron: 665
Tłumacz: Maciej Świerkocki
Dostałam tę książkę od WL kawał czasu temu, ale zg na pracę licencjacką czytanie innych książek McCarthy'ego musiałam przesunąć na wakacje. Obawiałam się, żeby mi się wrażenia nie zaczęły na siebie nakładać, a to dlatego, że jego powieści mają to do siebie, że pozwalają całkowicie zatopić się w swojej atmosferze, stwarzają swoją własną rzeczywistość i nastrój; takie okno na inny, ale realny świat.
Pamiętam jak pisałam pierwszy wstępniak uzasadniając wybór tego pisarza: że nie jestem jego wielką wielbicielką, ale jego twórczość ma w sobie coś magnetycznego, co sprawia że regularnie go czytam, pragnę zrozumieć i nie mogę sobie odmówić przyjemności zamówienia kolejnego tytułu.
Tym razem zaskoczył mnie główną postacią - postawił na kogoś pozytywnego, wręcz ... (nie bójmy się użyć tego słowa) dobrego! Suttree zapowiadana jest jako jedna z najzabawniejszych książek tego pisarza (co sugeruje, że w ogóle pisze zabawne książki ;) i jedno się zgadza - jest kilka momentów pełnych humoru, ale żebym miała ubaw po pachy to nie powiem. Poza tym ma się podobno skupiać na relacji Suttree'ego z jego młodym kompanem Harrogatem. I tu się już zupełnie nie zgodzę, ponieważ ten dzieciak przewija się przez karty powieści tak, jak reszta drugoplanowych postaci. Nie odniosłam wrażenia, że Suttree miał jakoś specjalnie na uwadze właśnie tego chłopaka. Jak by można opisać ten utwór? To parę lat Suttree'go (głównie Knoxville, początek l.50.), jego życie z dnia na dzień jako rybaka na brudnej i ospałej rzece, relacje z innymi mieszkańcami, równie biednymi jak on, przygodne znajomości, podpadanie policji, unikanie rodziny, urwane filmy. Jest coś absolutnie unikatowego w tym, że mnie to nie odrzuciło, a samego Suttreego polubiłam najbardziej ze wszystkich powieści autora. Byłam przekonana, że nic go w moich oczach nie skreśla, czy pochylał się nad słabszymi od siebie, czy wpadał w ciąg alkoholowy, czy kradł, włóczył się, czy naprawiał swą barkę, czy pomagał sąsiadom czy był utrzymankiem - mój stosunek do niego stale był bardzo pozytywny. Stworzył wyjątkową postać - introwertyczny, a jednocześnie otwarty do ludzi; inteligentny, ale nie chcący wykorzystać swoich możliwości; zaradny, ale i nie myślący długofalowo.
Wspaniale było poobserwować jego powolne życie przez dziurkę od klucza, jaką stała się dla mnie ta książka. Suttree jest jak upadły bóg, który zrezygnował z całą odpowiedzialnością ze wszystkiego, żeby pędzić życie człowieka na marginesie na tym najlepszym ze światów. I zdaje się, że odnalazł tam coś cenniejszego - spokój. Choć wielu nazwałoby go 'zerem', zazdrościłam mu czasem. Zdecydowanie polecam Waszej uwadze tę powieść.
Wydanie bez zarzutu: tłumaczenie jak zawsze u pana Świerkockiego - pierwsza klasa, a korektorki też znają się na swojej robocie :)
Ocena: 5/6
Czytałam, czytałam; czy o tej powieści można powiedzieć, że jest zabawna, to bym akurat polemizowała, jednak bohater naprawdę się McCarthy'emu udał. Jest tak skonstruowany, że nie sposób go, mimo całego bagażu wad, jakie dźwiga, nie polubić (choć pewien wątek powieści sprawił, że byłam na najlepszej ku temu drodze). W ogóle świetnie przedstawił autor świat włóczęgów i nieudaczników, ja w swej recenzji pokusiłam się nawet o stwierdzenie, że wyszła mu swego rodzaju "pijacka epopeja":). I muszę jeszcze wspomnieć o zakończeniu, bo nie wiem, jak na Ciebie, ale na mnie bardzo mocno podziałało i po dziś dzień mam ciarki na jego wspomnienie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKu mojemu zaskoczeniu cokolwiek robił Suttree nadal byłam za nim. On dla mnie wcale nie był nieudacznikiem, odebrałam to, że takie życie było jego wyborem. Przewyższał innych pod względem inteligencji, a jednak tam nad rzeką było mu dobrze. A czy reszta była nieudacznikami, hm, chyba nie byłabym aż tak surowa, większości się tak pewnie życie ułożyło.
UsuńA wiesz, że główny bohater wzorowany był na prawdziwej postaci, którą Cormac znał (zresztą, parę postaci drugoplanowych też)?
Na mnie też zakończenie zrobiło wrażenie, nie ciarki, ale wstrzymany oddech, jak przed jazdą bez trzymaki - to była moja reakcja.
Pocieszyłaś mnie, bo właśnie przytargałam Suttree z biblioteki i liczę na nieco innego McCarthy'ego. Wygląda na to, że tym razem może mi się podobać.;)
OdpowiedzUsuńKtóra książka Ci się nie podobała?
Usuń"Droga" mnie nie zachwyciła, "Dziecię boże" też nie. Dla mnie więcej w tych książkach klimatu i dobrych scen niż głębokich treści. McCarthy po prostu nie poruszył mnie.
UsuńTo akurat te, których nie czytałam :]
UsuńPowiem Ci, że zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki. Bardzo lubię McCarthy'ego, ale nie wiedziałem, czego się spodziewać po tej książce i jej grubość trochę mnie onieśmielała (nie czytam zbyt szybko), ale po Twojej recenzji już wiem, że muszę po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńTeż nie czytam za szybko, więc tę miałam w stosiku ze 2 miesiące, ale było warto :)
UsuńZawsze, kiedy sięgam po McCarthyego, mam problem. Z językiem, tą oszczędną formą... W 'Dziecięciu bożym' pasuje, jak najbardziej. W 'Drodze' też. W 'Krwawym południku' już nie bardzo, męczy, jest trochę tak samo odstręczający, jak bohaterowie książki i ich 'przygody'. A 'Suttree'go' czytało się przyjemnie. Pierwszy mój przyjemny, nie tylko ciekawy McCarthy.
OdpowiedzUsuń