31 sierpnia 2012

Aleksander Dumas (ojciec) - Hrabia Monte Christo

Wydawnictwo: Książnica, 1989
Pierwsze wydanie: Le comte de Monte Christo, 1844
Stron: 363 (Tom I)+329 (Tom II)+337 (Tom III)= 1023
Tłumacz: Julian Rogoziński

[fanfary] Pierwsza recenzja od miesiąca!

Okazuje się, że można napisać czytadło, które przetrwa całe epoki :) Jest duża szansa, że zaraz zlecą się obrońcy Dumas i mi nawrzucają, iż nie dostrzegłam arcydzieła w Hrabim Monte Christo, jednak będę uparta - to jeno XIX-wieczne czytadło, zresztą, naprawdę przyzwoite. Jak na 1844 rok to Dumas naprawdę zadziwiał, jego sława mnie nie dziwi. Nie ma co jednak owijać w bawełnę - to nie poziom przykładowo - Flauberta.

Przyznaję, że naprawdę opowieść mnie wciągnęła, jednak trzeba książce dać spory kredyt zaufania zwłaszcza na początku, ponieważ tak drewnianych dialogów już dawno nie czytałam. W każdym zdaniu Dumas sili się na elegancję, z uporem maniaka opisuje blade lica, falowanie czarnej peleryny czy spuszczone nieśmiało powieki. Dziś to wszystko pachnie kiczem. Próbka mego autorstwa: "X rzucił się z rozpaczą ku jej bladym licom, całując czubki jej jakże już zimnych i pozbawionych nadziei życia dłoni, ukrył twarz tłumiąc łkanie, jego ciałem wstrząsał dreszcz nieopisanych mąk, które wzbudziłyby obojętność tylko u  najniegodziwszych z ludzi...!" Ło matko, no tak to mniej więcej wygląda :) Poza tym jego styl jest jeszcze bardzo teatralny - widać, że pisał wielokrotnie sztuki: bohaterowie nie mają myśli wewnętrznych, jest to zastąpione mówieniem szeptem gdzieś na boku (czego nie słyszą, oczywiście, inni), no i są dość przerysowani. Dobrzy są piękni i szlachetność wręcz bije im z oblicz, a źli nawet w pięknych fatałaszkach nie potrafią ukryć swych robaczywych dusz. Nie dość tego, Francja przedstawiona jest typowo - jako pępek świata, français jest jeszcze językiem uniwersalnym, a Francuzów, jako wybrańców bogów, charakteryzują najwyższej klasy maniery i obycie. Aż dziwne, wiedząc, że Olek był nieco kolorowy po babci niewolnicy, zapewne nie było mu łatwo...

Chyba nie muszę pisać nic o fabule, prawda? Ja sama specjalnie stroniłam od ekranizacji Hrabiego, a moje jedyne skojarzenie o tej powieści dotyczyło zemsty i fragmentu Skazanych na Shawshank, w którym pada zdanie, że tę książkę należy przeznaczyć w bibliotece do działu poradników ;) Podobał mi się pomysł na intrygę, prowadzaną bardzo powoli, co nadawało jej wrażenie prawdopodobieństwa. Z drugiej strony, autor niezbyt umiejętnie podkreślał mijający czas, czasem tylko przypominał, że główny bohater spędził w więzieniu 14 lat, a w chwili przeprowadzania planu zemsty był już po 40-stce, nie zawsze dało się to odczuć w każdym razie. Nie zmienia to jednak faktu, że, jak już wspomniałam, Hrabia wciąga jak należy, co więcej, wygrywał w pewnym momencie o moją uwagę z samym Martinem i jego Nawałnicą mieczy (sic!), więc niech to będzie rekomendacją samą w sobie. Przekombinowany język trzeba przeboleć, za to skupić się należy na najciekawszej postaci tytułowego bohatera. Zmienia się z czasem diametralnie, z raju spada na samo dno piekła by znowu wygrać w karty z losem. Szlifuje swoją wiedzę i inteligencję, uczy się manipulować ludźmi i pociągać za sznurki, planuje na lata do przodu. To wszytko zamienia go w głaz, bez żadnej skazy, ale też i niemal bez uczuć. Zachowuje się czasem jak Mefistofeles, choć przekonany jest, że działa jako ręka sprawiedliwości. No i jeszcze jedno, chyba główną zaletą tej opowieści jest sama zemsta, jej słodko-gorzki smak, który sprawia, że książka nie wydaje się banalna.

Ocena: 4,5/6

*zdjęcie: Nadar, 1855 (zamiast jednolitej bordowej okładki)

6 komentarzy:

  1. No popatrz, a ja miałam chyba dwumiesięczną przerwę w pisaniu. ;P

    Nie będę bronić Dumas, bo o Hrabim myślimy podobnie. Tyle że nie chciało mi się ubierać w słowa tego, co mnie uwierało. ;) Ale i tak było całkiem nieźle, aczkolwiek wolę szlachetnych muszkieterów, zwłaszcza na początku, nim ich drogi się rozeszły ku mniej szlachetnym działaniom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było moje pierwsze spotkanie z Dumas starszym, ale myślę, że nie ostatnie. Właśnie Muszkieterów bym chciała poznać.

      Usuń
  2. Taki styl jest chyba jednym z głównych mankamentów klasycznej literatury - przynajmniej z dzisiejszej perspektywy. Niekiedy potrafi skutecznie zniechęcić do książki, nawet jeśli sama fabuła jest wciągająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, nie mogę się zgodzić. Trącący myszką styl Dumas da się jednak przełknąć, o czym świadczy popularność tej książki. Myślę też sobie, że z mojego doświadczenia wynika, iż tak naprawdę niewiele książek napisanych takim kiepskim stylem przetrwało do naszych czasów (tzn. nadal jest czytanych przez zwyczajnych ludzi); zdecydowana większość klasyki, którą czytałam była napisana przepięknym językiem, wprawiającym mnie w zachwyt, co sprawiało, że całe akapity czytałam sobie ponownie dla samej przyjemności. Choćby Austen (pisała jeszcze wcześniej niż Dumas), czy klasycy rosyjscy. Rzadko zdarza mi się czytać coś, co współcześnie pachnie kiczem, a czasem nawet pretensjonalnością. A nawet jeśli jakaś książka jest już napisana takim niedzisiejszość językiem (ale nie śmiesznym, bo u Dumas mnie to śmieszyło już), to nadaje jej to uroku i dodatkowego smaczku. Tu mi przychodzi do głowy np. Kraszewski czy Dickens.

      Usuń
  3. Trzej Muszkieterowie - nie do pobicia, Czterej to już jednak nie to, że o Wicehrabim nie wspomnę ale i tak wszystkie części to klasyka gatunku. Chyba tylko Kapitan Fracasse może z nimi współzawodniczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, dokładnie, klasyka gatunku. Widać jak garściami z niego czerpano. Dlatego sięgam po takie książki i na pewno na jednej książce Dumas się nie skończy.

      Usuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)