5 sierpnia 2012

#9 Książka, którą przeczytałeś więcej niż jeden raz

Mogłabym opisać trochę tytułów, o których nigdy na blogu nie wspomniałam. Regularnie zaczytuję Wichrowe wzgórza, Dumę i uprzedzenie, Grę Endera, kryminały Christie czy serię Jeżycjady. Jednak od miesięcy planowałam napisać ponownie o poniższej pozycji, ponieważ nie byłam i nie jestem zadowolona z mojego poprzedniego tekstu o niej, sprzed dwóch lat.

Cormac McCarthy - Krwawy południk

Czytałam ją na razie 4 razy. Pierwszy raz, w 2010 roku, zwyczajnie, bo sobie kupiłam. Drugi, w zeszłe wakacje, bo już wiedziałam, że o niej będę pisać swoją pracę licencjacką. Trzeci, w lutym, bo potrzebowałam bardziej szczegółowych notatek i planu wydarzeń, o których nie pomyślałam wcześniej. Czwarty, w marcu, bo po napisaniu dwóch rozdziałów całkowicie zmieniłam koncepcję, doznałam olśnienia i postanowiłam z własną interpretacją podążyć w innym kierunku niż wcześniej zakładałam. Pierwszy raz czytałam po polsku, potem musiałam już tylko w oryginale (wymiata mówiąc krótko!, a najbardziej mnie zadziwił fakt, że nawet nativi czytają tę książkę ze słownikiem w ręku; faktycznie McCarthy lubuje się w rzadko używanych słowach :).

Przyznaję, że pomysł pisania o Krwawym południku był trochę porywaniem się z motyką na słońce. Myślałam chyba, że się wykpię jakimś omówieniem przemocy, specyficznego systemu wartości bohaterów i pokazaniem kontrastu między ich językiem a narratora. Lipa. Wszystko wzięło w łeb. Moja promotorka, choć książki wcześniej nie czytała, dobrze mnie poprowadziła i wyszło, że nie mogę sobie wybrać trzech różnych rzeczy i myśleć, że magicznym sposobem ułożą się w logiczny tytuł prezentujący spójną pracę. Musiałam ciągle coś odrzucać, zawężać pole, aż w końcu stanęło na jednym - na czym by innym - na Holdenie :] Zaczynałam pisać z myślą, że dzięki temu uda mi się zgłębić tajemnicę tej książki, wyrwę jej trzewia, rozłożę na czynniki pierwsze, policzę każde włókno i wydobędę na światło dzienne każdy ukryty szczegół, symbol i zagadkę. Taaa... Niestety/stety, tak się nie da z tą książką. Nie licząc pierwszego razu, kiedy to nadal byłam jak dziecko we mgle i nie do końca rozumiałam z czym mam do czynienia, to każde kolejne czytanie pokazywało mi co innego, jakby odbicie z innego lustra. Za trzecim razem już coś do mnie docierało, coś tam się ukazywało na horyzoncie. Nawet poukładałam to sobie jakoś w głowie i sądziłam, że na tym oprę moją koncepcję licencjatu. Ale jak tylko zaczęłam czytać ją czwarty raz doszłam do wniosku, że przez cały czas byłam ślepa, spojrzałam na tę postać i całą historię z innego punktu widzenia i widziałam jak poszczególne kawałki układanki zaczynają do siebie pasować. Ale czy dotarłam o prawdy o Krwawym południku? Nie. Właśnie to jest niemożliwe i to mnie tak bardzo fascynuje w tym dziele. Nie wszystko tam trybi tak, jakbym, sobie tego życzyła. Jestem pewna, że czytając to piąty i kolejny raz znowu dostrzegę coś, co wcześniej umknęło mojej uwadze. 

Nie psuło mi to jednak krwi, ponieważ obok Blood Meridian przeczytałam też kilkanaście książek na jego temat, dziesiątki artykułów i chyba setki dyskusji w sieci (toczonych nawet przez kilka lat!). I wiem jedno, nikt nie zgadza się z nikim, w każdym razie nie do końca :) Ile ludzi, tyle interpretacji, nie tylko sędziego, ale samej opowieści. Nieodmiennie mnie to fascynuje, właśnie takie artystyczne twory lubię najbardziej. Tak więc, nieważne, że McCarthy zmusił mnie do czytania książek o Tarocie z XIX w., do studiowania obrazów z wieku XVII, do wgłębiania się w symbolikę zwierząt, czy do czasochłonnego szukania odpowiednich fragmentów w Boskiej komedii Dantego. Wiem jedno, moja interpretacja jest moja (żaden znany mi krytyk o tym nie pisał! ;), mam do niej święte prawo i nie umniejsza to ani nie niweluje innych spojrzeń na tę powieść*. Jeśli więc ktoś po pierwszym czytaniu tej pozycji miał min "ale o co się rozchodzi?", to zachęcam do zmierzenia się z nią jeszcze raz, i jeszcze raz, i kolejny :) Według mnie zyskuje ona więcej po parokrotnej lekturze, w moim przypadku skutkowało to też podniesieniem jej oceny i przytaknięciem wielkim krytykom - zgadzam się, nawet jeśli nie do końca odzwierciedla ona mój gust, jest to arcydzieło i największa powieść McCarthyego. Co więcej, mam nawet swoje ulubione sceny (np. przemowa Holdena o moralności i jego ostatnie pytanie do Tobina) i cytaty, np. ten:

A ship's light winked in the swells. The colt stood against the horse with its head down and the horse was watching, out there past men's knowing, where the stars are drowning and whales ferry their vast souls through the black and seamless sea. (s.304) 
[Pośród fal zamigotało światło statku. Źrebak stał z opuszczonym łbem obok klaczy, a ona patrzyła hen w dal poza ludzkim pojmowaniem, tam gdzie toną gwiazdy, a wieloryby taszczą swe ogromne dusze przez jednorodne czarne morze.] (s.399, tłum. Robert Sudół)
 
Wielokrotne czytanie tej książki było dla mnie trudne, nieraz żałowałam, że nie wzięłam na warsztat czegoś nie tyle sztampowego, co już tak wszerz i wspak omówionego, że łatwo o tym napisać samemu. Ileż razy zastanawiałam się czy szanowna komisja nie wybuchnie mi w twarz śmiechem, słysząc o mojej interpretacji Holdena albo czy nie zaczną mi wykazywać popełnionych błędów logicznych, naprawdę się przejmowałam :) Myślę jednak, że z tej próby wyszłam zwycięsko, lepiej czyta mi się teraz tego pisarza, więcej wyłapuję, mam nawet małą paranoję z wyszukiwaniem nawiązań do Biblii ;)

* MOŻLIWY SPOILER!!! podświetl na własne ryzyko -> (ja skupiłam się na przedstawieniu sędziego jako śmierci).

22 komentarze:

  1. Pięknie.:) McCarthy'ego czytalem jak dotąd tylko Drogę. Zachęciłaś mnie bardzo do przeczytania tej powieści, bo takie wlaśnie książki, które można a nawet trzeba przeczytać kilka razy, lubię. Nabokov, z ktorym się zgadzam, we wstępie do swoich Wykladów o literaturze wręcz twierdzi, że tak właściwie czytanie książki zaczyna się dopiero od drugiego lub trzeciego razu. Gratuluję też i zazdroszczę wyboru tematu pracy licencjackiej.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, co do Lolity, to jestem pewna, że za pierwszym razem dobrałam się tylko do warstwy wierzchniej. Ta książka to trochę moja porażka.

      Usuń
  2. Gratuluję pomysłu na pracę licencjacką! Warto o tej książce pisać, choć to niełatwe zadanie. Tym bardziej warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajomy rok wcześniej próbował pisać o Drodze, ale się poddał zg na brak źródeł. Moim jednak zdaniem niezbyt gorliwie szukał ;)

      Usuń
    2. Na pewno interpretacja wymaga bardzo dużo samodzielności i jasnej argumentacji. Z doświadczenia wiem, że nie wszystkim studentom się chce.

      Usuń
  3. Doskonale rozumiem te rozterki, że ktoś może wyśmiać Twoją interpretację. Długo miałam obawy, czy dobrze zrozumiałam jakąś książkę. Do czasu, gdy przeczytałam przedmowę Doris Lessing do „Złotego notesu”. Dziś nie wiem już, czy cenię Lessing bardziej za powieści (których przeczytałam niewiele, a i z tych niewielu nie każda do mnie trafiła), czy za tę przedmowę. Ta cudowna pisarka uświadomiła mi, że mam prawo do własnej interpretacji, do własnego zrozumienia i odbioru książki, która po opublikowaniu nie należy już do pisarza, ale do czytelnika. I wcale niekoniecznie krytyk literacki (czyli fachowiec) ma licencję na jedynie słuszne rozumienie książki. Nawet autor jej nie ma. Po publikacji książka żyje własnym życiem. Ona należy do nas, czytelników. To do nas ma przemawiać, a my mamy prawo rozumieć ją przez pryzmat własnych doświadczeń, poglądów i potrzeb.
    Nie uważam, że powinniśmy z gruntu lekceważyć sobie interpretacje zawodowców, ale myślę, że nikt też nie ma prawa umniejszać wartości cudzego poglądu na książkę, niezależnie od tego, jak odosobniony byłby ten pogląd.
    Odnośnie zaś do czytania po raz enty, myślę, że niejedna lektura odsłoniłaby przed nami nowe oblicze przy ponownym czytaniu, ale po ile z nich sięgamy po raz drugi. Czy przeczytałabyś „Krwawy południk” wielokrotnie, gdyby nie konieczność? Ja mogłabym na palcach jednej ręki policzyć te, które czytałam dwa razy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze powiedziane!
      W ogóle uważam Lessing za mądrego człowieka.

      Czy przeczytałabym? nie wiem, na pewno nie tak szybko. Ale zazwyczaj piszę prace dyplomowe na jakiś temat, który nie jest dla mnie do końca zrozumiały, właśnie żeby lepiej go poznać. Np. o Dumie i uprzedzeniu nie napisałabym już nic innego, ponad to, co w tysiącach książek już o niej napisano, a z Krwawym południkiem udało mi się jeszcze dokopać do czegoś, o czym nie znalazłam żadnej wzmianki.
      Czytam książki powtórnie, kiedyś zdecydowanie częściej niż teraz, nie było takiego dostępu do nowych pozycji, więc wielokrotnie sięgałam po jakąś lubianą książkę z półki. Obecnie w roku powtarzam kilka książek, ale wiele zostawiam sobie też, jak typowy mól, na emeryturę ;)

      Usuń
  4. Dobrze, że mam własną, skoro szykuje się kilkakrotne czytanie. To lubię. :) Jak tylko skończę te kilka tytułów Carda (teraz powtórkowo "Gra Endera"), które łypią na mnie z półki, wezmę McCarthy'ego na warsztat.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja właśnie przeciwnie, lubiłam sięgać bo słabo omówione tytuły (w ramach studiów), i to nie z ambicji, tylko uważam, że w ten sposób łatwiej napisać coś nowego/odkrywczego/własnego i nie sugerować się innymi :)
    A McCarthy'ego znam tylko z "Drogi", ale na pewno się to prędzej czy później zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Spoilery] Jak doszłaś do tego że Sędzia to Smierc? wg mnie trudno było by to podpiąć jeśli rozpatrujesz to wg Tarota - chyba że w bardzo płytkim rozumieniu sędzia zabija więc jest śmiercią. A ta karta nie jest jednoznaczna. Wedle Tarota musi prędzej być magiem i jest też naprawdę bliski Crowleyowi. Zachęcam do poczytania Alana Moora. W Promethei podejmuje te same tematy, tylko już dosłownie korzystając z biografii Crowleya - uwypukla te same treści które są u Kormaka przekładając to na tarota i magów, kabalistyczne drzewo życia. We From Hell tez się o południk ociera... Miałem to szczęście/nieszczęście że czytałem Promethe równolegle i oba dzieła się uzupełniały. Kormak to w ogóle jeden z jego ulubionych pisarz - mimo że nie są podobni jeśli o styl chodzi. [Spoilery]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scena Tarota posłużyła mi do czegoś akurat innego (skupiłam się na ostatniej karcie i geście Holdena pod koniec, wobec Glantona), to był dla mnie jeden z punktów gdy pisałam o przeznaczeniu gangu, które autor wyraźnie wskazuje w kilku miejscach, w tym i tu, jednak dając przewagę sędziemu, że on je zna.
      Wiesz, trudno byłoby mi streszczać prawie 20 stron, na których udowadniam tę tezę, bo przykładów jest od groma i jeszcze musiałam się ograniczać, bo mi się praca już za bardzo rozrosła, a to był tylko jeden podrozdział. Nie wiem też jak wolisz - kawa na ławę czy wskazanie fragmentów, żebyś sam mógł je po swojemu przeanalizować, bo pewnie masz tę książkę ciągle na półce :) W każdym razie tak na pierwszy ogień weź pod uwagę: słowa Holdena o posiadaniu ziemi, inskrypcję na broni, sen kida o sędzim, słowa “Ah Priest, said the judge. What could I ask of you that you've not already given?” lub "Was it always your idea, he said, that if you did not speak you would not be recognized?", dwukrotne użycie słowa delfin w tekście i tego symbolika, użycie monet (też w śnie kida, ale też w dwóch innych scenach - magiczna sztuczka i atak Indian na rzece), opisy sędziego (np. ten, gdy jego głowa przypomina czaszkę z pustymi oczodołami albo gdy nazywają go czymś, czego lepiej nie budzić), opisy krajobrazu jako włości Holdena (Dante!), zakończenie książki. To mi przychodzi do głowy tak na szybko.
      O Tarocie musiałam się naczytać, bo zastanawiałam się gdzie mnie to zaprowadzi i tam faktycznie jest tego dużo, potem ich kolory ubrań się ciekawie łączą, tych dwóch Jacskonów czy to w jakich konfiguracjach stoją w niektórych scenach, byłam wręcz oszołomiona. Jednak rdzeniem mojej pracy był sam Holden, więc ostatecznie musiałam porzucić tę ścieżkę.

      Usuń
  7. "W każdym razie tak na pierwszy ogień weź pod uwagę: słowa Holdena o posiadaniu ziemi"

    To wiąże się ściśle związane właśnie z byciem magiem z kreowaniem rzeczywistości na własną modłę - tym jest magija w thelemicznym rozumieniu. Nie twierdzę, że istnieje jedyna słuszna interpretacja "południka" ale Holden nie jest śmiercią - jest to całkowicie chybione i nic na to nie wskazuje. Jakie znaczenie dla śmierci miałby samorozwój? A co z gnozą? Zwróciłaś się ku najprostszej, chrześcijańskiej i zachodniokulturowej interpretacji (jak domniemam) omijając nawet kabałę - która zdaje się niezwykle istotna (zresztą jest podstawą dla wielu aspektów Thelemy). Nie obraź się, ale wg mnie to pójście na łatwiznę. Podeślij mi pracę bardzo chętnie przeczytam, może się faktycznie przekonam i zmienię zdanie.

    Podobne wątki znajdujemy też w mitach arturiańskich... ostatnio czytałem nawet coś bardzo to podkreślającego.

    W scenia z trota są dokładne wskazówki na pewnie miejsce w drzewie życia. Jednak to że są "w zaświatach" nie świadczy o tym że Sędzia jest śmiercią... jest prędzej strażnikiem zaświatów.

    "O Tarocie musiałam się naczytać, bo zastanawiałam się gdzie mnie to zaprowadzi " Zajmuję się już od kilku lat tarotem i wydaje mi się że czytanie starszych prac było jednak błędem skoro nie dostrzegłaś tak oczywistych wskazówek. Prawda ze Kormak odwołuje się do niecodziennej talii ( w której pojawia się II na karcie kapłanka - symbolizuje to dwie kolumny , ale też przecie 11 które dla thelemy jest bardzo istotne). Wydaje mi się że pójście stroną "lewej ścieżki" jest kluczowe dla jakiegokolwiek zrozumienia południka - w końcu ta strona w południku kilkakrotnie wygrywa...

    Jutro albo pojutrze usiądę do Promethei i zeskanuje ci pewną plansze po której ci szczęka opadnie;) Albo podrzucę cały zeszyt o Daath.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilku krytyków pisało o dualizmie i gnostycyzmie, skupiając się właśnie na tych kolumnach, kartach i dalej tą ścieżką. Nie pisałam się na interpretację całego dzieła, bo to temat na bodajże pracę doktorską, myślę, że artykuł by tu specjalnie niczego nie załatwił. Gdybyś potrafił przeanalizować każdy fragment pod kątem tej teorii byłoby to naprawdę interesujące, ciekawa jestem tylko czy możliwe. Ja zdecydowałam się na opisanie kilku interpretacji (tylko Holdena) i musiałam każda odrzucić, ponieważ żadna nie potrafiła dać wyjaśnienia kilku istotnych fragmentów, a przy analizie literackiej zawsze trzeba pamiętać, że autor nie decyduje się na jakieś słowo, zdanie, scenę tylko zg na swoje widzimisię. W takich książkach jak ta, nie ma miejsca na przypadek. Najbardziej chyba by mnie intrygowała analiza snu kida z tego punktu widzenia, bo dla mnie to był kluczowy moment, który pomógł mi dużo znaleźć i dzięki niemu zaczęłam się cofać do kilku wcześniejszych fragmentów by spojrzeć na nie inaczej (np. monety).
      O jakich starych pracach mówisz? O Tarocie musiałam przeczytać tę książkę z XIX wieku, z której korzystał Cormac przy pisaniu (musiała ona odpowiadać wiedzy możliwej do zdobycia w poł. tego wieku, stąd taka akurat talia).
      Nie umniejszałabym kultury chrześcijańskiej czy ogólnie zachodniej tylko zg na te przymiotniki ;] zwłaszcza, że zmagania pisarza w kwestii wiary w Boga są dość jasne, bo w wywiadach o tym wspomina, ale dla Twojej spokojności wiedz, że nie pisałam o śmierci z punktu widzenia religii, choć odwoływałam się do mitologii greckiej i symboliki antyku.
      Aha, ze słowami "nic na to nie wskazuje" też bym była mniej pochopna, bowiem wskazałam Ci palcem fragmenty do analizy własnej, napisałam o tym sporo i takie jest moje zdanie, na które jestem w stanie podać szereg cytatów z książki. Byłabym zarozumiała, gdybym po omówieniu kilku innych interpretacji (np. mit amer. historii, sacred hunter, Mefistofeles, personifikacja wojny i inne) powiedziała: no, panowie, jakie to płytkie, ogrzejcie sobie domek waszymi książeczkami, nic na to (tu wstaw cokolwiek) nie wskazuje. Biorę pod rozwagę każdą analizę, nie uważając, że moja racja jest najmojsza, ale też nie widząc powodu, żeby jej nie powiedzieć na głos. No, chyba, że faktycznie znalazłbym szczegółową analizę tekstu z punktu widzenia np. kabały czy co by sobie tam autor wymyślił, ale jak mówię, do takiej nie dotarłam. Sama zdaję sobie sprawę, że i w mojej analizie są luki, niestety, jak w każdej. Jednak moje zdanie o Holdenie mam już ukształtowane, natomiast opinię o samej powieści mam na zasadzie "jestem otwarta na wszelkie sugestie, ponieważ ta książka ma w sobie tyle bogactwa, że dla każdego starczy".

      Usuń

  8. ps. http://desmond.imageshack.us/Himg546/scaled.php?server=546&filename=zzzzvq.jpg&res=landing

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytaj to co masz w linku powyżej.

    "O jakich starych pracach mówisz? "

    Nie wiem bop ty nie powiedziałaś z czego korzystałaś mimo że pytam o to chyba trzeci raz. Stara talia nie oznacza starej książki do tarota. Podejście Kormaka to Tarota jest zdecydowanie nowocześniejsze i powiązane z Thelemą.

    "bowiem wskazałam Ci palcem fragmenty do analizy własnej"

    A ja ci je dokładnie wyjaśniłem, ale to ignorujesz (
    To wiąże się ściśle związane właśnie z byciem magiem z kreowaniem rzeczywistości na własną modłę - tym jest magija w thelemicznym rozumieniu). Monety = pentakle.

    "No, chyba, że faktycznie znalazłbym szczegółową analizę tekstu z punktu widzenia np. kabały czy co by sobie tam autor wymyślił, ale jak mówię, do takiej nie dotarłam"

    To czemu się sama tym nie zainteresujesz?

    "Twojej spokojności wiedz, że nie pisałam o śmierci z punktu widzenia religii, choć odwoływałam się do mitologii greckiej i symboliki antyku."

    To tam śmierć potrzebowała samorozwoju?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę do Tarota (której już od roku nie mam, więc nie pomnę już, one mi się wszystkie zlewały w jedną, zachowałam sobie z tego w sumie tylko jeden tytuł) odnalazłam w kilku akademickich tekstach szukających źródeł pisarza, więc uznaję je za wiarygodne. Jest do odnalezienia, choć wymaga zachodu.

      Ależ nie wyjaśniłeś, pisałeś o jednym fragmencie (na moich 10), teraz piszesz o monetach (choć też jest inne wyjaśnienie, zwłaszcza w kontekście śmierci czarnego Jacksona). Kluczowy jest dla mnie sen kida. Jak to się ma do teorii, którą proponujesz?

      Miałabym napisać jeszcze jedną pracę? O, nie, dziękuję, już się nie piszę na pracę z literaturoznawstwa, zbyt wiele czasu mnie to kosztowało, gdy miałam o wiele ważniejsze egzaminy niż ta obrona. Sądziłam wręcz, że Ty coś planujesz na ten temat, skoro jesteś taki przekonany (coś więcej niż post na blogu, bo to z analizą literacką przecież nie wiele wspólnego). Nie zapominaj, że mnie wolno było napisać tylko o 1 elemencie książki. Nie miałabym szans zamknąć pracy w podanym mi limicie max. 50 stron, gdym chciała analizować cały świat przedstawiony i bohaterów podążając ścieżką Tarota. Stąd porzuciłam ją skupiając się na 1 postaci, znanych jej interpretacjach, zaznaczając przy okazji moją. Tezą była dokładnie niejednoznaczność sędziego i właśnie to musiałam wykazać, jak ona wymyka się ocenie, ponieważ jeśli jego atrybuty oznaczylibyśmy np. ABCD, to zawsze któryś z tych elementów nie pasowałby do założeń danej teorii. I to właśnie udało mi się udowodnić. Gdy czytałam prace o Tarocie (we wczesnym stadium pisania, rok temu, gdy jeszcze nie zdecydowałam dokładnie jaki będzie zakres mojej pracy), to tam też to, niestety, wyszło, że autorzy omawiali, powiedzmy, ACD, ale słowa nie było o B. No, czasem wydaje mi się, że jest specyfika analizy literackiej, że starasz się dopasować tak, żeby pasowało. Nie twierdzę, oczywiście, że nie byłoby można znaleźć spójnej pracy, zawierającej też te elementy, o których piszesz, ja jednak nie szukałam już tak gorliwie w okolicach Tarota, ponieważ wkrótce postanowiłam skupić się na czymś innym. No,ale zachęcam Ciebie, choć to roboty na kilka miesięcy.

      Pisałam o rytuałach śmierci, o wierzeniach z nią związanych, których echa znalazłam w powieści.

      Usuń
  10. "Sądziłam wręcz, że Ty coś planujesz na ten temat, skoro jesteś taki przekonany."

    To nie jest głupi pomysł, myślałem o tym, ale mam zaległości z klasyki literatury więc może dopiero po 30stce albo nawet po 40stce:). Teraz zajmuje się na poważnie drugim wspomnianym Panem - Moorem. Może wyjdzie z tego coś większego. Na razie jestem w trakcie poprawek eseju o Promethei który piszę już kilka miesięcy a ma tylko kilka stron. Ukaże się na papierze w pazdzierniku ( o ile zdąże go oddac na dniach).

    Czarny Jakson/ Biały Jakson wiąże się chyba scisle z gnozą (też dualizm). Znalazłem dokładne motywy odnoszące się tego, ale też już nie jestem w tej książce tak mocno i nie pamiętam dokładnie gdzie.

    Ciekawy jest ogólnie motwy ciemności. Ciemnosc jest podstawową dominującą "materią" i w niej jasność tylko rozbłyska.

    OdpowiedzUsuń
  11. w połduniku nie można byc niczego pewnym... to nie jest książka którą powinno sie analizowac. Powinno sie ją czytac po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  12. "Kluczowy jest dla mnie sen kida. Jak to się ma do teorii, którą proponujesz?"

    Musze wrucic do tego fragmentu. Jak bede miał więcej czasu to odpiszę bardziej wyczerpująco...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie, jestem tego ciekawa.

      No, sporo osób pisało o Jackosnach, też o powiązaniu kida z judgem. Ja już potem to musiałam ominąć, nie drążyłam tematu. Ale za to raz wspomniałam o ciemności, bo jest świetny fragment, kiedy kid ewidentnie decyduje się "pójść" za Holdenem, wychodzi z kręgu światła w ciemność i znika.

      No, zgadzam się, nie można być niczego pewnym, to pisałam Ci przy okazji Twojego postu :) A co do zaniechania analizy, to pobożne życzenia, niemożliwość przy Literaturze. W końcu coś ci wszyscy spece od literaturoznawstwa muszą robić ;), a jak się ich czyta to naprawdę podziw mnie brał, że doszli tak daleko. Sam fakt, że i Ty też czytasz coś obok, szukasz powiązań jest już próbą analizy. Zresztą, moim zdaniem, jak pisarz umieszcza coś w tekście, to nie marzy o bezrefleksyjnym czytelniku, co to płynie po zdaniach i zmierza tylko do ostatniej strony. Skoro on zdecydował, że w książce użyje dokładnie w tym i tym zdaniu słowa "delfin" albo że słowo "meridian" jest w tekście użyte dokładnie 4 razy w takich a nie innych akapitach, to o czymś myślał tak pisząc. Dukaj też coś czasem umieści i żeby mieć większą przyjemność z książki poszłam i sprawdziłam. Nie muszę być przecież chodzącą encyklopedią. Pamiętam, że jak analizowałam na zajęciach fragment Woolf, o, to było jak odkrycie nowego świata, siedziałam jak trafiona piorunem! A takie "po prostu czytanie" to już mi pachnie poezją, to już bardziej, choć w przypadku Emily Dickinson dopiero analiza wierszy ukazała mi pełnię jej talentu. Więc, cóż, chyba jestem mało intuicyjno-poetycka, lubię podłubać przy tekstach :) Uwielbiam literaturę, w której autorzy nie zostawiają nic przypadkowi.

      Usuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)