15 marca 2011

Virginia Woolf - Noc i dzień

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2010
Pierwsze wydanie: Night and Day, 1919
Stron: 591
Tłumacz: Anna Kołyszko, Magda Heydel

Cieszę się, że moją znajomość z tą pisarką rozpoczęłam od książki wydanej po raz pierwszy w Polsce. Dzięki temu ominęły mnie wszystkie opinie o niej, tak jak czasem trafia się na jakąś wzmiankę o Do latarni morskiej, Pani Dalloway czy jej Dziennikach. Już się cieszę na dalsze poznawanie jej twórczości.

Styl Woolf, przynajmniej w Nocy i dniu, jest niespieszny, subtelny, pełen rozbudowanych, wręcz kwiecistych zdań. Czasem musiałam przeczytać coś dwa razy, wolniej i uważniej, aby zrozumieć jej tok myślenia. Podobało mi się to; jakby wstrzymywała mnie ręką, hej, powoli, zastanów się, to nie działa w ten sposób. Wyraźnie stawia na estetykę, na otulenie czytelnika jakąś mgłą, izolującą go od świata poza kartami książki. Robi to udanie i ma w tym swój cel, bowiem miałam uczucie, że potrafię wejść w umysł jednej z głównych bohaterek (i jednocześnie mojej ulubionej) - Katharine. Jakbym oglądała obrazy stworzone przez jej wyobraźnię, które są w istocie konstrukcjami Woolf.
Powinnam zamknąć to w swojej głowie. Tak, tego się właśnie boję. Życia z głową nabitą myślami cały czas, niezmienny czas. Tak trudno mi cokolwiek zmienić. (s. 314)
Fabuła bazuje na relacjach kilku młodych Anglików: trzech kobiet i dwóch mężczyzn. Między nimi wiją się nici wzajemnych powiązań, które ewoluują i są źródłem ich nieustannych wewnętrznych rozterek i przemyśleń. Tytułowy dzień jest dla mnie symbolem tego, jak postrzega ich otoczenie, oplecionych konwenansami, powszechnym rozumieniem tego co normalne i pożądane przez społeczeństwo. Z kolei noc to ich prawdziwe ja, z którym często walczą, nie chcą go ujawniać, które nieraz nie odpowiada akceptowanym standardom. Jest to też, a dla niektórych pewnie przede wszystkim, historia miłosna. Jej interesującą cechą jest pokazanie tego w wykonaniu bohaterów z krwi i kości, z ich wadami i zaletami. Zakochanie bez romantycznej otoczki, miłość bez gruchających gołąbków. Raczej mozolne zmaganie się z własną potrzebą samotności i odosobnienia, a irracjonalną chęcią otwarcia się przed drugim człowiekiem, przyznania się do braku samowystarczalności. Zmagania udane i nie, warto dodać. Ujęła mnie Woolf umiejętnością kreowania swoich bohaterów, ludzi skomplikowanych, niezależnych, znających swoją wartość. Każdy z nich jest szczególny, każdy ma swój własny, wewnętrzny świat, mają różne cechy. Do tego pisarka zaskakuje: dany rozdział opisywany jest z punktu widzenia powiedzmy Williama, by nagle podczas jego spaceru z Ralphem, perspektywa została zmieniona na tego drugiego. Dwa, całkowicie niezależne od siebie spojrzenia na bieżące wydarzenia, a czytelnik się nie gubi. Woolf ma w pogardzie wartką akcję, za to takie przeskoki udanie ją zastępują.
Teraz całe swoje życie postrzegał jako widoczną, prostą, wąską ścieżkę, która niebawem się skończy. (...) Szukał w sobie zakamarków nietkniętych przez tę katastrofę, ale lawina spustoszenia nie oszczędziła niczego, nic, co posiadał, nie było teraz bezpieczne. (s. 178-179)
Chciałabym pochwalić też wydawnictwo za okładkę, jest wyjątkowo urocze i dopracowane (jedynie tę kobietę bym chyba jednak usunęła). Książka nie zawiera literówek. Polecam czytelnikom wrażliwym, umiejącym docenić język autora i nie poszukujących ciągłych zwrotów akcji. Gdyby było wydanie w twardej oprawie, podejrzewam, że lepiej sprawdziłoby się w czytaniu, jako szyte. To z klejonym grzbietem notorycznie mi się sama zamykało.

Ocena: 5-5,5/6

12 komentarzy:

  1. Ja zaczęłam od "Do latarni morskiej", czyli jednej z najwcześniej wydanych w Polsce książek Virginii, ale było to w czasach, kiedy jeszcze recenzji w internecie nie przeglądałam, spotkałam się wcześniej tylko z jedną dość lakoniczną opinią, więc uwielbienie dla prozy tej pisarki, w jakie po tej lekturze wpadłam, także nie było zasugerowane. "Nocy i dnia" jeszcze nie czytałam (sporo ostatnio wyszło nowych książek Woolf, nie nadążam z kupowaniem i czytaniem), ale z tego co piszesz wnioskuję, że wszystko można w tej książce znaleźć, co u Virginii najlepsze. Też mi się bardzo to u niej podoba, że nie da się jej łykać strona za stroną, do taśmowego czytania zupełnie się nie nadaje, wymaga skupienia, zastanowienia, smakowania jej słów, myśli, obrazów. Dzięki temu każda przeczytana jej książka zostawia w czytelniku jakiś ślad, nie da się jej odstawić na półkę i zapomnieć.

    A wydanie jest rzeczywiście piękne, nie mogę się na nie napatrzeć (póki co tylko na księgarnianych półkach, ale wkrótce, mam nadzieję, i w moim księgozbiorze).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze niczego autorstwa Wool nie czytałąm, a to pewnei latego, że sięgnęłam w nieodpowiednim momencie (za wcześnei ) i sie zraziłam.
    To jak o tej książce piszesz, przekonuje, że warto siegnąć po tę autorkę ponownie:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię i podziwiam Virginię Woolf. Jej proza jest niezwykle piękna i subtelna. Na razie na półce czekają jeszcze "Lata", więc może je przeczytam w pierwszej kolejności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Virginii Woolf jeszcze nie czytałam, ale zbieram się w sobie. Może pójść Twoim tropem i zacząć od "Nocy i dnia"? - jak widać po Twojej recenzji, książka sprawdza się na początek znajomości:)

    OdpowiedzUsuń
  5. naia - dziękuję za długi, merytoryczny wpis :) Zwłaszcza za zapewnienie mnie, że w innych książkach Woolf mogę spodziewać się tego, co tak mnie ujęło w tej.

    Iza- pamiętam, że w zeszłym roku trochę się przez blogi przelała fala oceniania Woolf i to w wykonaniu dziewczyn, dla których dana lektura była pierwszym z nią spotkaniem. chyba wszystkie po lekturze były skonsternowane, z nastawieniem, że muszą chyba coś jeszcze przeczytać jej autorstwa, żeby wyrobić sobie opinię, ale też spieszyć się nie będą. strasznie mnie to zmartwiło i zastanawiałam się jak ja ja odbiorę. Ciesze, że jej debiut w moim czytaniu wypadł tak dobrze. Nie mam pojęcia czy to kwestia wieku, na pewno mi takie pisanie właśnie odpowiada, wolne i refleksyjne.

    ultramaryna- robi wrażenie, że taka młoda osoba jak Ty potrafi ją docenić, jesteś naprawdę unikalna :)

    viv- skoro mnie się spodobało od tej książki, to jest szansa, że i Tobie :] zwłaszcza, że przez wszystkie te strony przewijają się ciągle rozmowy i przemyślenia o książkach!

    OdpowiedzUsuń
  6. "Nocy i dnia" jeszcze nie czytałam, ale po przeczytaniu tej recenzji, wydaje mi się, że przypadną ci do gustu również inne powieści Woolf. Nie jest ta proza, którą się łyka jednym tchem, raczej smakuje. Ja do "Pani Dalloway" i "Do latarni morskiej" wracam dość często, te powieści mają są w moim odczuciu bardzo magnetyczne, przyciągają mnie swoimi bohaterami, atmosferą. Otwieram je nieraz na chybił trafił i czytam paragraf czy dwa - to takie moje oderwanie od zgiełku, hałasu, pośpiechu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam Virginię Woolf. Do "Nocy i dnia" przymierzam się odkąd usłyszałam o jej wydaniu. Kocham styl tej autorki- czytając każdą z jej książek, mam wrażenie, jakbym zakładała na siebie jakąś powłokę, albo jakbym pływała w ciepłej wodzie. :) Jedyną książką, do której podeszłam, a nie skończyłam autorstwa Woolf, są "Fale". Wydaje mi się, że dzieła Virginii wymagają ogromnego zaangażowania od czytelnika, bo w przeciwnym wypadku można się pogubić. No a ja się właśnie w "Falach" zaplątałam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie, że Woolf ma taką rzeszę fanek! W blogowym świecie tego aż tak nie widać, a przyznam, że wśród moich czytających znajomych tez jeszcze nie znalazłam jej fana/ki :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Chętnie ją przeczytam :) To będzie moja pierwsza książka pani Woolf ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. No rzeczywiście nie bardzo ją widać. Jeśli chodzi o mnie to pewnie dlatego, że czytałam jej prozę w czasach mocno "przedblogowych" (przynajmniej jeśli chodzi o mnie, bo wiele osób jest w blogosferze o wiele dłużej). Ale, jak mówiłam, często wracam, więc wcześniej, czy później pewnie coś o jej powieściach napiszę.

    OdpowiedzUsuń
  11. To chyba jedyna powieść autorki, której jeszcze nie mam w mojej kolekcji :) Ale nie sądziłam, że jest tak gruba: 600 stron prawie! Póki co jednak zadowolę się tym co mam, a to zostanie na deser ;)

    Może i o prozie Woolf nie jest głośno, nie jest to twórczość krzykliwa, ale też czy ktoś przyznałby się, że jej pisarstwa nie trawi? Mam wrażenie, że krytykowanie jej tekstów traktowane jest na równi z pospolitością umysłu. Wybrzydzanie grozi kompromitacją towarzyską :P

    OdpowiedzUsuń
  12. I maioofka jest w tym klubie :)
    Czy ja wiem, czy wstyd? Kilka osób pisało, że nie padły na razie z zachwytu i nie sądzę, że ktoś powinien się wstydzić, że coś uznanego mu się nie podobało. Gorzej gdyby próbował udowadniać na siłę, że to dno, że inni udają, pisząc, że im się dana książka/twórczość podoba itd. Takie ewenementy się też zdarzają. Doceniam szczerość, chyba że podszyta jest już wyszydzaniem, tego akurat nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)