Zostawiłam oryginalną nazwę 'guilty pleasure', ponieważ uważam, że nie ma dobrego tłumaczenia polskiego. Nie chodzi tu w sumie o wstyd, tylko bardziej o to, że znamy (zazwyczaj dość niską albo przynajmniej mało ambitną) wartość książki/filmu/muzyki itd., ale i tak nie przeszkadza nam to tego lubić. W każdym razie ja tak to widzę. Przeczytania tych książek się nie wstydzę przecież. To wręcz u mnie rzadkie, żeby jakieś czytadło sprawiło mi przyjemność. Wiecie, to w sumie przeciętne chick-lity, całkiem słodkie, z dreszczykiem niepewności, kilkoma pikantnymi scenami. No, takie nothing special. A jednak jakoś mi podeszły i dobrze się na nich bawiłam :) Co więcej sequel bardziej mi się podobał niż pierwsza część!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)