26 marca 2012

Orhan Pamuk - Czarna księga

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2011
Pierwsze wydanie: Kara Kitap, 1990
Stron: 619
Tłumacz: Anna Akbike Sulimowicz

Literacka Nagroda Nobla 2006

Lubię Pamuka, cenię jego niespieszny styl skupiający się na emocjach bohaterów. Niestety, Czarna księga mnie wymęczyła. Dosłownie, ponieważ czytałam ją dobre pół roku. Pierwsze 150 stron minęło mi przyjemnie, moje zainteresowanie zostało podtrzymane. I potem nagle aż trudno było mi się przekonać, żeby otworzyć tę książkę.

Gdyby ktoś mi powiedział: słuchaj, jest taka książka, mówi o byciu sobą, poszukiwaniu własnej tożsamości, wpadaniu w pułapki pamięci. Która traktuje o cudzych słowach zalewających nasz umysł, o udawaniu, graniu nieskończenie wielu ról. Taka powieść z labiryntami, onirycznym miastem, arabską mistyką i tajemniczymi historiami. Więc gdyby ktoś mi tak ją zareklamował, przyklasnęłabym - świetnie, Czarną księgę raz, poproszę! W try miga! To jest jej jedna strona. Druga natomiast nie przedstawia mi się już tak kusząco. Przede wszystkim jest zwyczajnie za długa. Tu muszę przypomnieć, że uwielbiam grubaśne powieści, jednak liczne kartki mają mnie trzymać za poły i nie pozwalać od siebie odejść, a w tym przypadku, to się nawet nie musiałam wyrywać, odkładam ją bez żalu, niemal z ulgą. Jest za długa, przegadana, przesadzona w każdym calu. Miliony dygresji niewnoszących absolutnie nic, ale to nic, choć wiele historii miało tam swój nieodparty urok, gdyby spojrzeć na nie oddzielnie. Co mnie najbardziej denerwowało, to to, że Pamuk z uporem maniaka stosował przecinki. Nawet podtytuł mógłby brzmieć "Chwała przecinkom". Tych okropnie długich zdań (mających po kilkanaście wersów nawet) nie dało się czasem czytać. Do tego wymienianie rzeczowników, oczywiście okraszonych dodatkowo przymiotnikami, czasem nawet z mini-historyjką ich dotyczącą w nawiasie, czy po średniku. Np. Galip snuje się po ulicy, ogląda wystawę sklepu i tu Pamuk raczy mnie opisem przedmiotów, które leżą za szybą. Ale po co? Tego już nie wiem, bo Galip idzie dalej i 90% rzeczy/miejsc, które mija nie mają większego znaczenia. Jeśli jednak mają, to zwieszę głowę w akcie skruchy.
Jak pan widzi, nadal się czołgamy, wstydzimy się przed Europejczykami, i tylko od czasu do czasu tak oddajemy głos, by gdy przyjadą zagraniczni dziennikarze móc z ulgą przyznać, że jesteśmy do nich podobni. (s. 445)
Jedyne co mogę pochwalić w tej książce to parzyste rozdziały, one są felietonami kuzyna głównego bohatera. Narratorem jest Galip, którego żona nagle znika. Ten zaczyna szukać jej po mieście, szybko dostaje też obsesji na punkcie swojego kuzyna, Celâla, który też nie daje znaku życia. Początkowo człowiek jeszcze myśli, że faktycznie on szuka tej dwójki, jednak im dalej w las, tym bardziej sobie uświadamia, że tak naprawdę Galip szuka czegoś zupełnie innego, czegoś niematerialnego. 

Wracając jednak do tych felietonów - stanowią interesujące urozmaicenie w tej flegmatycznej książce, zawierają nieprawdopodobne wręcz historie, zwracają się niemal wprost do czytelnika. Są po prostu doskonale napisane. I jeszcze jedno się Pamukowi udało: naprawdę potrafi pisać o arabskiej mistyce, poezji, religii, kulturze i tej mentalności. Zawsze jak czytam jego książki, mam ochotę rzucić się na dzieła średniowiecznych mistyków w pierwszej kolejności. Fascynująca jest ta kultura i równie smutne jest to, jak zmarnowano tych fenomenalnych kilkaset lat w tak krótkim czasie.
Opowieści o dziełach zapożyczonych przez Zachód od Wschodu i przez Wschód od Zachodu nieodmiennie przywodzą mi na myśl pewne porównanie: jeśli ta kraina snów, nazywana przez nas światem, jest jak dom, którego próg przekroczylibyśmy nieświadomie niczym lunatycy, literatury poszczególnych tradycji są jak zegary wiszące w pokojach owego domu, który staramy się poznać i oswoić. W takim razie:
1. Nonsensem jest twierdzić, że spośród zegarów tykających w tym domu sennych marzeń jedne pokazują czas właściwy, a inne niewłaściwy.
2. Bzdurą jest też twierdzenie, że jeden zegar śpieszy się o pięć godzin w porównaniu z innym (...).
3. Wyciąganie wniosku, że jakiś zegar naśladuje inny, z tego, iż pokazał godzinę dziewiątą trzydzieści pięć, a nieco później drugi również wskazał tę godzinę, także nie ma sensu. (s. 210)
Aha, po trzeciej książce Pamuka już widzę, że ma bzika na punkcie koloru zielonego, śniegu i jeszcze jednego atrybutu, który teraz jak na złość uciekł mi z "ogrodu mej pamięci". Czy czuję się zniechęcona do pozostałych jego książek? Nie, Lessing mogła mieć wpadkę z Podróżą Bena, to i jemu mogła się przytrafić Czarna księga .On się przynajmniej starał, czego o niej nie mogę powiedzieć.

Ocena: 2/6 (z bólem serca)

6 komentarzy:

  1. No i jestem w rozterce. Bo miałam ochotę na Czarną księgę, żeby jeszcze raz spróbować Pamuka po wcześniejszych nieudanych próbach, ale widzę, że to raczej nie ma sensu. Może coś innego wezmę na warsztat, jak mi wpadnie w łapki. A już do schowka wrzuciłam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Czarna księga może być zniechęcająca na początek.

      Usuń
  2. Pamuk nie jest dla mnie, chyba już to wiem i wolę się nie przekonywać raz jeszcze. Czytałam "Śnieg" i też okropnie się wymęczyłam, z podobnych powodów, dla których Ty miałaś problemy z "Czarną księgą". Wyraźnie Pamuk ma skłonność do dłużyzn, które mnie po prostu okropnie nużyły, naprawdę, po tej książce czułam się wprost wykończona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, Śnieg to mnie zachwycił. Dokładnie tak - zachwycił!

      Usuń
  3. Mnie zachwyciła inna jego książka "Nazywam się czerwień", za którą otrzymał NOBLA. Mam jeszcze Jego "Stambuł" i nie mogę przebrnąć nawet do połowy... A "Śnieg" mam w planach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dostał Nobla za konkretną książkę, to rzadki przypadek w historii tej nagrody. Akurat Nazywam się czerwień niedługo do mnie wróci z podróży po Polsce :)

      Podpisuj się Anonimie.

      Usuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)