14 grudnia 2011

Jerzy Żuławski - Na srebrnym globie: Rękopis z Księżyca.

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 1979
Pierwsze wydanie: 1903
Stron: 327

Trylogia księżycowa, cz. 1

Zaskakujący rok pierwszego wydania, prawda? Jak się okazuje pierwszym polskim pisarzem science-fiction jest właśnie Jerzy Żuławski, który wydał swoją Trylogię księżycową na początku wieku, jeszcze  w zaborze austriackim. Zyskał uznanie już w swoich czasach, dziś natomiast istnieje nagroda jego imienia dla najlepszych polskich utworów fantastycznych. Ekranizacja Na srebrnym globie została sfilmowana przez jego dalekiego krewnego, Andrzeja Żuławskiego. Mnie się ona podobała, jest po Żuławskiemu zakręcona, jednak wielbiciele książki zarzucali mu, że w jednym filmie wymieszał wątki z całego cyklu i tak powstała niestrawna całość, niezrozumiała dla widzów.
Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby te stoki zasnuły się nagle tłumem ogromnych kościotrupów, z wolna w świetle ziemi idących i zajmujących miejsca widzów. Olbrzymie czaszki tych, którzy by zasiedli najwyżej, bieliłyby się na tle czarnego nieba wśród gwiazd. Zdaje mi się, że to wszystko widzę. Kościotrupy gigantów siedzą i tak mówią do siebie: "Która godzina? Jest już północ, ziemia, nasz wielki i jasny zegar, stoi w pełni na niebie - pora zaczynać". A potem do nas: "Pora zaczynać, umierajcie zatem, patrzymy..."
Dreszcz mnie przechodzi. (s. 66)
Biorąc poprawkę, że jest to SF zaledwie raczkujące, trzeba było przymknąć oko na pomysły techniczne. Wizja przyszłości jest to żadna (Ziemia opisywana jest na wstępie), wiedza o Księżycu chyba odpowiadała tamtym czasom, dodatkowo autor wymieszał to z ludzkimi fantazjami o "dark side of the Moon", a dobór załogi jest w sumie przypadkowy. Wiele razy zżymałam się i musiałam sobie wbijać do głowy: "pamiętaj, pisał to w 1901-2 roku!". Kwestie statku kosmicznego, sprzętu i ich skafandrów już nie budziły mojego sprzeciwu, Żuławski nie miał przewagi przyszłych pisarzy, którzy mogli zobaczyć zdjęcia pierwszych satelitów, sputników, rakiet i czytali sobie np. o teoriach Einsteina czy stosach atomowych.
Ludzie na Ziemi nawet nie wiedzą o tym, że większą część swej energii zawdzięczają myśli - czasem nieświadomej, że pracują nie tylko dla siebie, ale i dla tych, co przyjdą po nich. Człowiekowi chce się żyć - otóż to jest wszystko. A tymczasem śmierć nieubłagana stoi mu przed oczyma i gdyby nie znalazł wybiegu, sposobu oszukania jej - a może tylko siebie? - dalibóg, nie wierzę, aby inna myśl oprócz tej tej strasznej i paraliżującej: ja u m r ę,  mogła powstać w jego głowie! Są różne lekarstwa: jest wiara w nieśmiertelność duszy, jest wiara w nieśmiertelność ludzkości i dzieł człowieczych. Człowiek czynami swymi przedłuża własne istnienie, bo jeśli wspomni czasem o tych wiekach, kiedy jego już nie będzie, to wyobraża sobie, że jednak pozostanie wówczas jeszcze jakiś ślad jego pracy, i tak we własnych myślach staje się sam obecnym tej przyszłości, na którą już nie będzie patrzył żywymi oczyma. Ale do tego potrzeba mu wiedzieć, że będą po nim istnieli ludzie (...). Bo dzieła ludzkie są jak ludzie sami: żyją lub umierają. Dzieło, które żadnej zmiany w niczyjej świadomości nie powoduje, jest martwe. (s. 190-191)
Ta książka broni się jednak swoją warstwą psychologiczną. Bo tak: na Księżyc wyrusza grupa śmiałków (kilku mężczyzn i jedna kobieta). Mają potwierdzić czy po jego drugiej stronie ludzie mogliby normalnie żyć, oddychać powietrzem (sic!). Lądowanie jest twarde, część załogi wkrótce ginie, pozostaje trójka, która nieraz też sama żegna się z życiem, jednak ostatecznie odnajduje tę dziwną, księżycową krainę - swój nowy dom. Powieść jest pamiętnikiem jednego z członków załogi, Polaka Jana. To dzięki niemu dowiadujemy się jak ludzie ułożyli sobie życie w nowym miejscu, jak pojawia się tam zalążek nowej społeczności.
A ja myślę, jednak ciągle o tym przyszłym pokoleniu... (...) niech wiedzą, że duch ludzki jest potężny, że tworzy rzeczy wielkie i piękne, że wyszukuje Boga w złotym pyle gwiazd i siebie samego wśród ścięgien i żył ciała, że zdolny jest gorąco pożądać prawdy dla prawdy i piękna dla piękna (...). (s. 227)
Żuławski gorzko wypowiada się o człowieku jako takim. wytyka palcem jego zwierzęce instynkty, skłonność do przemocy, potrzebę mitu i religii, skłonność do podporządkowywania się liderowi. Co było też dla mnie plusem, to wyobraźnia pisarza. W swojej rzeczywistości tak opisywał ten Księżyc, że czasem miałam wrażenie, jakbym sama tam była. Nieraz aż dziwnie było oderwać wzrok od książki i zobaczyć, że jestem w autobusie...
Wszędzie źle jest człowiekowi, bo wszędzie nosi sam w sobie zaród nieszczęścia... (s. 211)
I czy to nie jest najstraszliwsza ironia, że człowiek wroga swego przenosi sam w sobie nawet na gwiazdy świecące na niebie? (s. 223)
W książce raził mnie jednak przestarzały stosunek do kobiet i opis ich charakterów, ciężko mi się to czytało. Pewnie kiedyś niektóre z nich takie były, ale teraz chyba już całkowicie wyginęły. Ponadto pisarz nie wyjaśnia jak grupa miała nadzieję wrócić na Ziemię, a przecież ta wizja przeraziła ich dopiero gdy tam wylądowali, wcześniej więc o tym nie myśleli? Wszyscy zwracają uwagę, że książka się jednak nie zestarzała. Mam odmienne zdanie, co jednak nie przeszkadza mi docenić tych warstw, które były dla mnie wyjątkowo ciekawe. I jeszcze jedno. Naprawdę trudno było mi przetrwać pierwsze 100 stron mniej więcej, już miałam się poddać, ale na szczęście ta recenzja przekonała mnie, że warto przetrzymać te trudy. Więc i ja zainteresowanym tą powieścią życzę cierpliwości.

Ocena: 4,5/6

5 komentarzy:

  1. Ja też właśnie to czytam :) Skusił mnie właśnie rok wydania, bo o ekranizacji dopiero u Ciebie przeczytałam. Zapowiada się dobrze (z uwzględnieniem zastrzeżeń, o których wspomniałaś).

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno przeczytam! :D Cieszę się, że wreszcie ktoś o nim napisał. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, kto był pierwszym pisarzem polskim w tym gatunku :C a teraz już wiem! i nie omieszkam przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam, istotnie, trzeba się przestawić w tryb "dawno to pisano", ale wspomniana przez Ciebie warstwa psychologiczna to ułatwia, bo jak się w niej zanurzyć, to technikalia stają się mniej ważne.
    Podobna jest "Aelita" Tołstoja, tylko że tam zamiast psychologii nastroje wielce rewolucyjne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo jestem ciekawa, czy planujesz przeczytać "Zwycięzcę"? Na mnie zrobił spore wrażenie. Świetnie, że przypomniałaś o istnieniu "Na srebrnym globie". Obawiałam się, że ta powieść jest całkowicie zapomniana.

    OdpowiedzUsuń
  5. Agnes - Aelity nie czytałam, ale widziałam ekranizację.

    Lirael- Tak, chciałabym przeczytać tę trylogię do końca.

    OdpowiedzUsuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)