6 sierpnia 2011

Tadeusz Słobodzianek - Nasza klasa: Historia w XIV lekcjach

Wydawnictwo: słowo/obraz terytoria, 2009
Stron: 108

Nagroda NIKE 2010

No nie, nie chciałam pisać o tej książce! Ani nie chcę, ani nie potrafię, ale czuję się zmuszona. Przeglądałam sobie blogowe recenzje i znalazłam dwie na blogach, które odwiedzam. Jedna zachęcająca, druga zniechęcająca. Na biblionetce ocena jest wysoka i królują tam raczej pochwały. No i gdyby jeszcze tą negatywną nie była ta napisana przez Anię! Postanowiłam więc napisać swoje trzy grosze i wrzucić kamyczek do ogródka tych usatysfakcjonowanych lekturą, ponieważ pamiętam jak w styczniu czytałam zdanie Ani i byłam zawiedziona, że jej się nie podobało, bo planowałam kiedyś przeczytać tę Naszą klasę, ale po jej recenzji poczułam się skutecznie zniechęcona. A jednak niepotrzebnie.

Wzięłam ją z półki bezwiednie, ot tak, na fali zachwytu, że już mogę czytać, co chcę; zapominając, że miałam jej nawet nie szukać. Siadłam teraz pod parasolem i zanim się obejrzałam - skończyłam. Nie napiszę niczego mądrego, niczego odkrywczego, niczego wyjątkowego, jednak pozwolę sobie zachęcić Was, którzy tu wpadacie, żebyście jednak sami sięgnęli po ten dramat i zastanowili się dlaczego ta książka dostała nagrodę NIKE. Sam przebieg akcji jest oczywisty od pierwszej strony, na której są wymienione osoby dramatu wraz z datami urodzenia i śmierci. Podtytuł sugeruje, że dowiemy się jak potoczyły się losy jednej klasy. Sława książki na pewno już większości dostarczyła tez informację, że bohaterami są i Polacy, i Żydzi. Wiadomo więc z czym trzeba się będzie zmierzyć. Początkowo byłam nieprzekonana, e tam, jakieś piosenki, przekrzykiwanie się na scenie, niezrozumiałe dla mnie wypowiedzi. Już się cieszyłam, że to takie krótkie jest. Ale im dalej w las, tym mocniej trzymałam książkę w rękach, czując niesmak w scenach przemocy i zimny dreszcz kiedy role ofiar i oprawców ciągle się odwracały, jakby się bawiły w berka. Generalnie wszyscy mieli, wybaczcie mój język, prze... no niech będzie: przerąbane. Czy Słobodzianek dostał tę nagrodę, bo znowu pochylono się nad tematem zagłady itd.? Bo znowu ktoś wyciągnął Jedwabne i chciał napisać o tym po swojemu? A czy to ważne: Jedwabne czy Kielce? Ważne czy w czasie wojny, czy po niej? Rzucam to całe gadanie w kąt, bo doszukiwanie się takich motywów u jurorów uważam za bezpodstawne. Mnie przekonała wcale nie forma - podział na lekcje - bo te były u Kantora, tylko umiejętność idealnego zagrania czasem wydarzeń. Wyobrażam wręcz sobie jak tych 10 ludzi stoi na scenie w jednym rzędzie twarzą do widowni i tylko mówią. Wszystko rozgrywa się w ich słowach, spojrzeniach, nieznacznych gestach. Odniosłam wrażenie, że w samej sztuce fizycznie nic się nie dzieje, oni tylko relacjonują swoje słowa i to, co powiedzieli inni. A jednak tak skromny środek wyrazu zagrał w moim przypadku jak należy.

Książka zawiera też posłowie Leonarda Neugera i jedną literówkę.

Ocena: 5/6

5 komentarzy:

  1. bardzo mi się podobała. cieszę się, że Tobie również. teraz tylko muszę sięgnąć po "Sąsiadów" Grossa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też o tym myślałam. Polecam też jego Strach, ma sporo mankamentów, ale wybór źródeł jest imponujący.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale wiesz, że inscenizacja mi się podobała?;) Natomiast o tekście nadal myślę to samo tj. że nakreślony zbyt grubą kreską, za dużo stereotypów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa jestem inscenizacji :) Wiesz, pasowało mi to wszystko do źródeł, które czytałam w książce Grassa "Strach". Ale ten mózg też bym wywaliła, zbyt gore to było dla mnie, średnio naturalne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Otóż to - pewne elementy były zbyt drastyczne. Czasem szept jest bardziej wymowny od krzyku - że się wyrażę metaforycznie;)

    OdpowiedzUsuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)