11 marca 2010

Wiesław Myśliwski - Traktat o łuskaniu fasoli

Wydawnictwo: Znak
Pierwsze wydanie: 2006
ilość stron: 399

Książka nagrodzona "Nike" 2007, w mojej ocenie całkiem słusznie (choć może gdybym przeczytała resztę nominowanych zmieniłabym zdanie). Ta nagroda jakaś pechowa dla mnie jest, rzadko trafiam na te książki, powinnam chyba częściej czytać współczesną literaturę polską.

Radzę nie czytać tego, co jest na okładce, ani to specjalnie zachęcające, ani faktycznie odnoszące się do treści, za to zdradzające pewien szczegół. Przeczytałam to już po lekturze i byłam dość zdziwiona.

Nie wiem o czym jest ta książka. Nie wiem. Formalnie to rozmowa dwóch osób, trwająca kilkanaście godzin, z tym, że czytamy wypowiedzi tylko jednej z nich, więc ostatecznie jest to monolog. Jednak Myśliwski skręca czasem w ciekawe tematy metafizyki, stosuje ukryte symbole, klucze i metafory. I momentami, przyznaję, jest to wręcz genialne. Ale ta książka pozostawia pewien niedosyt, pewien znak zapytania, nie na zasadzie rozmyślań jak to przetrawić, jak włączyć w swoje postrzeganie świata, jak się do tego odnieść (a są przecież takie arcydzieła), tylko pojawia się pytanie jaki był jej cel, ja go nie znam. A to nie jest książka dla rozrywki, więc jako taka powinna sobą nieść coś jeszcze, coś co wychodzi poza nią, co jest istotą tego, że książka nadal funkcjonuje w świecie XXI w. Niech dowodem na to jak trudno jest mi pisać o tej książce jest to, że w trakcie czytania moja ocena wahała się ciągle między 4,5 a 6, czyli rozrzut był spory.

Nie zgodzę się, że jest to jakieś podsumowanie życia. To są jakieś fragmenty, można było napisać takie, można było wybrać inne. Niektóre sceny są zdecydowanie za długie, wydają się przeciągane na siłę. W ogóle od ok. 300 strony miałam wrażenie, że autor nie wie jak zacząć wyciszać to swoje pisanie, zmierzając do końca, więc machnął jeszcze 100.

I ta metafizyka...to coś, czego tygrysy jak ja się zawsze doszukują, ale tutaj było coś nie do końca przemyślanego. Był pomysł, świetny pomysł, ale brak mi tu wyrazistości. Czytelnik zaczyna doszukiwać się kto stoi za dwoma rozmówcami, co symbolizują obie postacie i inne rzeczy, ale ostatecznie mam wrażenie, że i tak nic nie wiem. Nie jestem z tych co to potrzebują odpowiedzi na tacy, wydaje mi się jednak, że kiedy ktoś chce wkraczać na takie wyżyny intelektualne, musi mieć coś ważnego do powiedzenia, a tutaj ciekawe myśli są ukryte wśród morza innych, zwykłych. I dlatego nie wiem jaki jest ostateczny cel tej książki.

Żeby jednak uzasadnić swoją poniższą ocenę napiszę, że napisane jest to bardzo starannym i konsekwentnym językiem. Autor często wychodzi od spraw banalnych, żeby zmierzać do tych wysokich lub nietypowych, a jednocześnie język bohatera sprawia, że jest to zrozumiałe dla przeciętnego czytelnika.
Nie, nie mam pretensji. Nie musiał pan przecież na mnie zwrócić uwagi. Bo niby dlaczego? Pamięci nie obowiązuje wzajemność, tak że nie musiał pan. Ja chociażby dla porządku próbuję sobie to i tamto przypomnieć, żeby jakoś to wszystko ułożyć. Może wtedy uda mi się odnaleźć i siebie. Porządek to nie tylko to, czego się zakazuje, a na co zezwala. O, nie tylko. Może w ogóle nie to. Czasem mam wrażenie, że to jakby odwrotna strona życia, gdzie wszystko ma swoje miejsce, swój czas, wszystko toczy się nie jak samo chce, a nic nie jest w stanie wyjść poza ustaloną przez porządek miarę.
Czasem świetnie pisze o prostych rzeczach, a jak wiadomo najtrudniej jest osiągnąć prostotę. Zawsze też pozostaje nam na osłodę zagadka intelektualna: nie tylko kim jest przybysz, ale też jego rozmówca. Niby opowiada nam o swoim życiu, a i tak nic o nim nie wiemy, a on sam zachowuje dystans do końca.

Powiem panu, że gdy się tak nazjeżdża tu ludzi w sezonie, czasem mam wrażenie, że nie na tym samym świecie żyję, co oni. Nie powiem, przyjemny, wesoły ten ich świat, może i szczęśliwy, tego nie powiem, ale żyć bym na nim chyba nie potrafił. Jest pan przekonany, że na nim żyję? Tylko jak się ja mam przekonać?
Z książki zapamiętam na pewno fragmenty poświęcone zwierzętom, chyba z z panem Wiesławem podobnie myślimy.
Psy ten [kapelusz] najbardziej lubią. Założę, skaczą, łaszą się, oczy im się śmieją, od razu wiedzą, że do lasu idziemy. Że oczy im się śmieją, dlaczego się pan dziwi? Nie jak ludziom, ale śmieją się. Wiem, kiedy im się śmieją. Czego pan nie rozumie? A co tu jest do zrozumienia? Miałby pan psa, to niejedno by pan zrozumiał. Musiałby się pan nawet zgodzić, że psy nam wyświadczają łaskę, że żyją z nami na tym świecie. To i człowiek powinien im się czymś odwzajemnić. Nie tylko tym, że będzie im dawał jeść i dach nad głową bezpieczny. To niech pan w takim razie powie, czy człowieka stać na takie przywiązanie do psa, jak psa do człowieka? Wątpię. (...) trudniej zrozumieć psa niż człowieka. Skąd w nim aż takie przywiązanie, niezależnie człowiek to czy łotr.
Wydawało mi się, że niektóre akapity są powtarzaniem ciągle tych samych rzeczy, tylko innymi słowami. Nie lubię takiego sprawdzania mojej cierpliwości. A jednak nie mogę ocenić tej książki na niżej niż 5, polecam ją, ponieważ nie jest to pozycja, którą można na chybił trafił wyciągać z którejkolwiek półki w księgarni czy bibliotece. Możliwe też, że jej odbiór zależy od wieku czytelnika, a gdzie mi tam do 78lat autora, mogłabym być jego wnuczką...

Ocena: 5/6

7 komentarzy:

  1. To jest niesamowite. Zaledwie kilka dni temu czytałam bardzo pozytywną recenzję tej książki, a tutaj takie przeciwieństwo. Jak bardzo spojrzenia na tę samą książkę mogą się różnić. Ja z kolei jestem tą książką zaintrygowana. Ale nie czytałam jej, tylko słuchałam w Dwójce. Przymierzam się do lektury. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja recenzja może trochę wprowadzać w błąd, bo z czystym sumieniem dałam 5, książka w zasadzie mi się podobała, a jednocześnie nie mogłam przemilczeć tego, co dla było jakimś zgrzytem. Książkę polecam cierpliwym czytelnikom, wielu się z nią zapewne zaprzyjaźni, inni nie, ale nie jest to książka do chapnięcia i zapomnienia od razu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj,
    zajrzałam tu, bo chciałam skonfrontować swoje widzenie z kimś, kto również dopiero co trzymał w ręku "Traktat o łuskaniu fasoli". Pisałam o nim 2 dni temu, zaraz po lekturze i jeszcze mi siedzi mocno w głowie.
    Dla mnie była to książka ważna i piękna.
    Powieść, która wchłania. Czasem uwodzi słowami, choć takie proste. Tak, dużo tzw "trafnych fragmentów", ładnych i mądrych zdań. Ale, wiesz, myślę, że metafizyka tkwi w czym innym, jest gdzieś pomiędzy sentencjami. Czasem w zdarzeniach - w grze przypadku i przeznaczenia. (Pamiętasz to spotkanie z nieznajomym, który okazał się synem Niemca-jednego ze sprawców zagłady rodzinnego domu bohatera... ?). A najczęściej chyba metafizyczne jest samo opisanie świata, że to, co konkretne, codzienne, nabiera wagi nieuchronnego, przeznaczonego. Oczywiście, to nie jest podane tak wprost. Dopiero przy wspomnieniach okazuje się, że jakieś osoby, nawet przedmioty, miały niesamowity wpływ na nasz los.
    Piszesz chyba przewrotnie - nie wiem o czym to jest, gdzie metafizyka...
    Niektóre Twoje zdania zdradzają, że wiesz doskonale.
    Zainteresowało mnie spostrzeżenie, że fragmenty biografii można by wymienić, że przecież nie tworzą całości.
    Ciekawe... Wymienić można, to jasne. Że fragmenty - też oczywiste, nigdy nie widzimy swego życia w całości. Pytanie, czy one są przypadkowe. To że bohater pamięta pijaczków we mgle nie ma może uzasadnienia strategicznego - ale pokazuje, że pamięć taka jest. (I życie zapamiętane też jest takie - dziwne).
    W tym, co piszesz, bardzo niemojo brzmią próby oceniania wszystkiego. [Przepraszam, po prostu ja - z wielu względów, nieważne - wolę unikać wystawiania not; choć w porządnych recenzjach to sprawa kluczowa.]
    Nie zgadzam się, że "machnął jeszcze 100 stron" - kurczę, ja pochłaniałam końcówkę z wielkim żalem, że zaraz dotrę do okładki.
    Świetnie, że tu zajrzałam.
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za taki długi, merytoryczny wpis.
    W recenzji staram się nie pisać własnych interpretacji, bo potem ktoś nie patrzy "czysto" na książkę. Ale tu mogę ;)

    Dla mnie metafizyka była ukryta, stąd moje szukanie klucza w tym wszystkim. Kim są rozmówcy? Miałam kilka tropów: Bóg/śmierć (i odwrotnie), życie/śmierć, los/śmierć to tak na początek. Podoba mi się Twoja interpretacja wybranych zdarzeń, masz rację, nie pamiętamy wszystkiego, nasz umysł "wybiera" sobie zdarzenia, które zapamięta. Po latach to mogą być wręcz drobiazgi. Gdzieś kiedyś słyszałam takie fajne zdanie, że nasze serce wybiera moment, kiedy robi zdjęcie. Dla innych może to być coś całkowicie nieistotnego, ale jednak nie dla nas. Często o tym pamiętam i to w sumie widać w tej książce. Mi jednak brakowało jakiegoś zamysłu w Traktacie. Czy Myśliwski napisał go tylko dla siebie? Oczywiście, pisarze piszą dla siebie (też), ale ja właśnie nie wiem co on chciał mi przekazać, a przecież nie jest to książka dla rozrywki, śmiechu, odprężenia. Takie książki są po coś innego.
    Właśnie z końcem się już męczyłam, wtedy ocena zaczęła spadać. Zwłaszcza męczyła mnie ta scena w sklepie z kapeluszami, kilkanaście zdań o tym samym ciągle, i nadal byłam głupia, nie wiedziałam po co to było, co to miało znaczyć. Widzisz, w filmach zwracam uwagę na to czy scena jest "zapchajdziurą", czy ma coś wnieść do opowieści. Dobre filmy mają mało zapchajdziur, arcydzieła ich nie mają. Nie twierdzę, że w Traktacie właśnie ta scena była taka (choć i tak wg mnie była za długa), ale po prostu nie rozumiem, co autor chciał nią osiągnąć. Stąd moje rozterki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym jeszcze raz przeczytać tę książkę :) Strasznie mnie do niej ciągnie. I w ogóle do innych książek Myśliwskiego, ale znowu nie mam na to czasu :( Kiedyś, w przyszłości znowu będę się delektowała piękną opowieścią Myśliwskiego, bo co się odwlecze, to nie uciecze. Dzięki za zalinkowanie :) Ja też już nadrobiłam ten brak :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że komentuję stary post, ale czy przeszłaby tu taka interpretacja, która stawiałaby czytelnika w roli rozmówcy? Czy możliwe, że jest, że opowiadający jakby wyciąga łapy w kierunku czytelnika, który musi wypełnić puste miejsca, te zdania, pytania, których nie słyszymy? Mam straszną ochotę na tę książkę, a tak mało czasu. A ta recenzja jest bardzo interesująca.

    OdpowiedzUsuń
  7. Komentarze niezależnie od daty posta są mile widziane :]
    Tak, można to tak ująć, bowiem rozmówca w książce nie wypowiada nawet zdania, w rzeczywistości więc bohater łuskający fasolę zwraca się do czytelnika. Miałam wręcz uczucie, że on czegoś ode mnie chce, ale jak widać po mojej recenzji nieraz byłam zagubiona w kwestii co to miałoby być.

    OdpowiedzUsuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)