Pierwsze wydanie: 1961
Stron: 276
Trochę żałuję, że nie napisałam
normalnego posta o tej książce zaraz po lekturze. Od tego czasu minęło
już kilka dobrych miesięcy, a pamiętam jakie wrażenie na mnie zrobiła.
Dużo o niej myślałam, dużo o niej opowiadałam postronnym osobom, chyba
potrzebowałam sobie to jakoś poukładać w głowie. Zabawnie wyszło, że o tej książce też pisałam w skrócie telegraficznym 6, ale znowu się rozpisałam i postanowiłam, że jednak i tej pozycji należy się osobna notatka :)
Lem bardzo zaimponował
mi swoim światem przedstawionym. Jest to świat przyszłości stworzony od
zera, opierający się całkowicie na wyobraźni autor, która zdaje się nie
mieć granic. Główny bohater wraca bowiem na Ziemię po ponad 100 latach podróży kosmicznej.
Nic nie jest już takie, jakie było za jego czasów, zmieniło się
dosłownie wszystko: polityka, społeczeństwo, technologia, język,
rozrywka, moda, zdrowie, wygląd ludzi, absolutnie każdy aspekt. Dawni astronauci są
kimś w rodzaju kuriozum, z kolei im współczesne osoby wydają się być
właśnie kosmitami. Ciekawy zabieg - to powrót na rodzinną planetę stał
się ostatecznie wyprawą w poszukiwaniu innej cywilizacji... Sam początek książki mnie oszołomił, bowiem opisy miasta, lotniska, węzła przesiadkowego, a nawet parku są tak nowatorskie i oryginalne, że nie przypominają niemal niczego co my znamy tutaj w XXI wieku, trudno więc było mi się czasem połapać co bohater widzi, trochę jakbym Dukaja czytała (Linia oporu z tomu Król Bólu!). Potem oczywiście zaczynamy widzieć pewne zbieżne elementy, np. coś, co przypomina nasz internet, przesuwające się chodniki i inne mniejsze lub większe wynalazki. Podoba mi się w Lemie, że ma odwagę naprawdę wymyślać, wszystko jest przemyślane i wyjaśnione czytelnikowi, nie ucieka od tego i nie stosuje Dickowych sztuczek typu coś jest, jakie jest, ale nikt w sumie nie wie czemu (niektórzy pisarze SF idą na taką łatwiznę i zawsze mnie to wkurza).
Bardzo ciekawym pomysłem jest społeczeństwo, które nie zna bólu i pasji, nie wie co to namiętność (bo jest niebezpieczna), unika wypadków, śmierci i nie potrafi zabijać. Ale chyba jeszcze bardziej interesująca była dla mnie polemika Lema z... samym sobą? Tak to w pewnym momencie wglądało, jakby autor obalił logicznie każdy swój argument odnośnie potrzeby eksploracji kosmosu. To był majstersztyk! :)
Warto dać tej książce szansę. Jak to Lem, jest to raczej twarde SF ze względu na logikę wydarzeń i świata, której ten pisarz zawsze poświęca dużo uwagi i nie idzie na żadne kompromisy. Z drugiej strony akcja dzieje się na Ziemi, są tu normalne interakcje między bohaterami, a nawet wątek miłosny (pierwszy u tego autora, który naprawdę mi się podobał!). Powrót do gwiazd dostarcza wielu pytań, a w związku z tym będzie dobrym przyczynkiem do dyskusji i godzin zastanowienia :) U mnie - zostaje na półce, a przy mojej manii sprzedawania swoich książek o czymś to świadczy.
Ocena: 5-5,5/6
Jak na razie czytałam tylko "Dzienniki", czuję, że ta książka będzie następna ;)
OdpowiedzUsuńZ tym wyjaśnianiem sensu i przyczyn powstania tego czy tamtego Lem istotnie się przykładał, co mu się chwali.
OdpowiedzUsuńPowinnam sobie ten "Powrót..." odświeżyć, czytałam to milion lat temu ;)