Pierwsze wydanie: Never Let Me Go, 2005
Stron: 320
Tłumacz: Andrzej Szulc
Zaczęłam pisać o tej książce już w telegraficznym skrócie 6, ale, gdy zorientowałam się, że mam jednak nieco więcej do powiedzenia na jej temat od pozostałych książek, zdecydowałam się poświęcić jej osobny post.
Okładka według mojej oceny - okropna, nie dość, że filmowa, to jeszcze z Keirą, której naprawdę nie znoszę. Dopisek "poruszająca utopia" niweluje jednak te niedostatki i zachęca :) Zaczynam czytać i ze wspomnień głównej bohaterki Kathy poznaję wychowanków szkoły z internatem Hailsham. Dziwne dzieciaki, niby zwyczajne, jak wszędzie, ale coś tam się podskórnie dzieje, np. zachęcane są przez nauczycieli do tzw. wolnej miłości, dorastają w atmosferze niedopowiedzeń i tajemnic, jakiegoś celu ich życiu, który jest zaledwie zarysowany, ale bardzo długo nie nazwany po imieniu. Utopia? trochę tak, daleka przyszłość? nie, koniec XX w., science - fiction? powieść ledwo się ociera o ten gatunek, ale nie tu jest jej punkt ciężkości.
Książka ta na pewno jest wciągająca, na pewno ciekawa i na pewno aż chce
się poznać koniec, ponieważ opowiada interesującą historię. To plusy.
Dorzucę do nich, że jest poprawnie napisana, styl nie razi, choć też nie
zachwyca, zdania nie zapadają swoim pięknem w pamięć i po kilku
miesiącach tego "szczegółu" już się nie pamięta (wybaczcie mi mój
snobizm, może jestem językową purystką, ale styl książki ma dla mnie
ogromne znaczenie i zawsze wpływa na jej ocenę). Z minusów jestem
zmuszona wymienić dziwne zabiegi autora: sili się na przykład na
ukrywanie przed czytelnikiem jakiejś wielkiej tajemnicy wśród uczniów
szkoły z internatem, ale robi to tak nieumiejętnie, że chyba większość z
nas szybko się domyśla o co chodzi, niespodzianki więc brak. Poza tym
główna bohaterka jest chodzącą fotograficzną pamięcią, ponieważ wszystko
co wspomina (a wspomnienia to większość opowieści) opisane jest z każdą
najmniejszą drobnostką, subtelną zmianą nastroju sceny, mimowolnymi
gestami i mimiką twarzy. Nie uwierzyłam w to. Najbardziej jednak mnie
niemile zdziwiło, że psychologia bohaterów wydała mi się mało logiczna.
Nastolatki i zero buntu? Zagrożenie życia i nadal brak reakcji? Nie
chciałabym tu za bardzo zdradzać tego, co jest sednem powieści, ale
wydało mi się to mało prawdopodobne z psychologicznego punktu widzenia.
Moim zdaniem pranie mózgu od małego nie wyjaśnia wszystkiego. A może
jestem po prostu naiwna i dziwnie wierzę, że ludzie naturalnie dążą do
wolności i samostanowienia wbrew wszystkiemu?
Wiem, że moja ocena jest pewnie dość surowa, książka bowiem dostawała raczej dobre recenzje i pamiętam, że miała swój szczyt popularności kilka lat temu. Nie zrażajcie się, czytało się ją ciekawie, a ja po prostu jestem skłonna zaniżyć ocenę niż ją niepotrzebnie zawyżyć ;) W końcu jednak dała mi one pewne pole do zastanowienia i stąd ten post. Nie opuszczaj mnie ma też wysoką ocenę na biblionetce.
Cena: 3,5/6
Mi sie w swoim czasie ta książka bardzo podobała. Potem ze zdziwieniem czytałam słabsze oceny, że wtórna w porównaniu z innymi z antyutopiami i że Ishiguro jest wtórny w porównaniu z typowymi autorami SF. No cóż, na szczęście nei ejstem na bieżąco z gatunkiem, więc tego nie zauważyłam. A co do prania mózgu - ono tu właśnie wyjaśnia bardzo dużo, IMO.
OdpowiedzUsuńTeż za dużo antyutopii nie czytałam. Ale SF już tak.
UsuńAle co do prania mózgu - mnie się wydaje, że ono jest bardzo skuteczne, gdy jest powiązane ze strachem, groźbami, czy to w systemach totalitarnych czy sektach. A tu te dzieciaki żyją sobie jak pączki w maśle, stopniowo nauczyciele mówią im co z nimi będzie, nikt na nich ręki nie podnosi, nie ma żadnych plotek o tłumionych przejawach buntu, ucieczkach, nic. Mnie to zastanowiło. Przecież choć jakieś wyjątki powinny się pojawić. Nawet Orwell stworzył "Rok 1984" wokół wyjątku ;)
Mnie się ta książka wydała taka mglista. Zacytuję sama siebie z opinii:
OdpowiedzUsuń"Życie w internacie to zwyczajne życie w internacie, rozterki nastolatków to zwyczajne rozterki, niemrawo tylko okraszone pytaniami na temat własnej tożsamości, dalsze życie (po opuszczeniu internatu) młodych ludzi jest irytująco przygnębiające i beznadziejne, z niemrawymi zrywami i nielicznymi podrygami.
Na nic się to nie zdaje, te zrywy i podrygi. Ani bohaterowie powieści, ani ja, żadnych odpowiedzi nie otrzymują, bo też w zasadzie i pytań porządnych nie zadają."
Może tak miało być, ale jak tak miało być, to nie dla mnie.
O to to, brak porządnych pytań, ta książka nie drąży jakoś sedna swojej własnej historii, ledwie się po niej prześlizguje.
Usuń