20 października 2011

J.R.R. Tolkien - Dzieci Húrina

Wydawnictwo: Amber, 2007
Pierwsze wydanie: The Children of Húrin, 2007
Stron: 239
Tłumacz: Agnieszka Sylwanowicz

Jako fanka Tolkiena zastanawiałam się niedawno nad kupnem tej książki w jakiejś internetowej księgarni. Mieli promocję, okładkę można zjeść oczami, ten autor, a kartkując książkę natrafia się też na mapę i drzewa genealogiczne. Ślinka cieknie, prawda? Jednak dobrze zrobiłam, nie zamawiając jej.

Wiem, że ta książka ma w sieci wysokie oceny. Wiem, że ludzie pisali entuzjastyczne recenzje. Nie zmienia to jednak faktu, że wg mnie sam Tolkien nie wydałby tej powieści w takiej formie. Trudno było mi się zaangażować w tę historię, nie dlatego, że czegoś jej brakuje, ponieważ losy Húrina i jego dzieci - Túrina i Niënor mają coś w sobie z greckiej tragedii, które jak wiadomo nikogo nie pozostawiają obojętnym. Brakowało mi jednak rozbudowania tej opowieści, wiele lat jest tam opisanych tylko skrótowo, a przecież fabuła rozciągnięta jest na kilka dekad bodajże. Jednak najbardziej uwierał mnie język. Początkowo obwiniałam tłumaczenie. To prawda, Sylwanowicz to nie Skibniewska, delikatnie mówiąc. Sprawdziłam sobie jednak fragmenty oryginału i też mnie to nie przekonało. Władcę pierścieni i Hobbita zapamiętałam najlepiej, jak tylko mogłam. Wszystko tam zagrało, jak należy. Język nie był ani za prosty, ani za trudny, ani za manieryczny, ani przekombinowany. Natomiast bohaterowie Dzieci Húrina mówią z takim patosem, że, niestety muszę to napisać, podśmiewałam się podczas dramatycznej i pełnej emocji rozmowy Túrina z Brandirem! Rozumiem, że jest to inny język niż nasz współczesny, ale to nagromadzenie wyrafinowanych wyrażeń w każdym zdaniu było już przesadą. Przez to książka nie nabrała dla mnie życia, a prawie wszystkie dialogi są drewniane. Nie czułam, że to ten pisarz, raczej wyczuwałam klej jego syna, który łączył różne zapiski ojca, czasem poprawiając je pod względem logiki.

To teraz dobre strony. Sama historia - zupełnie inna od pozostałych znanych mi książek Tolkiena. Każdy fragment zazębia się z resztą. I tak samego Húrina jest tam raczej niewiele; czytelnik dowiaduje się tylko jak doszło do jego uwięzienia i na czym polega klątwa na nim ciążąca (akcja dzieje się tysiące lat wcześniej przed Drużyną Pierścienia). To piętno okryje cieniem życie jego dzieci, które dokonują kolejnych wyborów niczym ślepcy. Powieść skupia się na Túrinie, który zostaje wysłany przez matkę do elfów wobec rozlewającej się fali orków po zwycięstwie Morgotha. Śledzimy tego chłopca, który szybko staje się mężczyzną, pokazuje zdolności przywódcze. Jednak jego los nie jest pasmem zwycięstw. Klątwa ojca sprawia, że ciągle, mając dobre zamiary, szkodzi wszystkim dookoła. Dla tej wielkiej opowieści, której Tolkien poświęcił długie lata (początkowo miał to być poemat) warto zapoznać się z tą książką. Szkoda, że nie doprowadził swojego zamysłu do końca i nie stworzył z tego większego objętościowo dzieła. Nie spodziewajcie się więc takiego zachłyśnięcia jak w przypadku słynnej trylogii.

Ocena: 4/6

4 komentarze:

  1. Czytałam, ale ja kupiłam sama, potem żałowałam. Nie takie złe, ale nadmuchane do granic możliwości (czcionka, marginesy, twarda oprawa) - no i za CIĘŻKĄ kasę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie! Do tego moim zdaniem syn Tolkiena nie potrafi pisać jasno i przejrzyście. Jego teksty było mi wręcz trudno zrozumieć, za bardzo komplikował.

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest w sumie rozbudowany fabularnie fragment Silmarillionu - dla nienasyconych mitologiami Tolkiena :)
    Trochę mnie swego czasu wymęczyła ta książka, ale sądziłam, że to przedawkowanie Tolkiena po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, synek wyjaśnił na wstępie, dokładnie opisując co posklejał ze sobą.

    OdpowiedzUsuń

Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)