Wydawnictwo: yyyy, nie zapisałam
Pierwsze wydanie: 1933
ilość stron: 415
otrzymana nagroda: Prix Goncourt
Kiedyś planowałam to przeczytać, ale myślę, że gdyby nie wyzwanie czytelnicze dłuuuugo bym po nią nie sięgnęła. A i tak przeczytałam to tylko dlatego, że mój plan musiałam trochę zmodyfikować zw na kłopoty z dotarciem do niektórych książek.
Książka jest taka... francuska. Właśnie tak, jest napisana w typowo francuski sposób, klasycy francuscy już mnie do tego stylu przyzwyczaili, więc nie byłam zdziwiona, choć współcześnie tak już się nie pisze. Bogactwo uczuć i przeżyć wewnętrznych bohaterów, wspaniale odmalowane, plastyczne sceny, można się wręcz samemu wyobrazić w danym miejscu, rozmowy o dużym ładunku intelektualnym - to byłaby chyba tego esencja.
Co mi się podobało: kilku bohaterów (Kyo, jego ojciec Gisors i Czen), ciekawe interesujące postacie, które na kartach powieści wystawały z kartek jak trójwymiarowi ludzie z krwi i kości. Umiejętność zarysowania sceny minimalnym wysiłkiem, autor nie rozwleka opisu np. obrony placówki komunistów na wiele stron, opisuje to szybko, dynamicznie, nie uciekając jednak od relacjonowania nam uczuć i stanów psychicznych bohaterów. Kilka dialogów przykuwających uwagę, np. ten:
Ocena: 4/6
Pierwsze wydanie: 1933
ilość stron: 415
otrzymana nagroda: Prix Goncourt
Kiedyś planowałam to przeczytać, ale myślę, że gdyby nie wyzwanie czytelnicze dłuuuugo bym po nią nie sięgnęła. A i tak przeczytałam to tylko dlatego, że mój plan musiałam trochę zmodyfikować zw na kłopoty z dotarciem do niektórych książek.
Książka jest taka... francuska. Właśnie tak, jest napisana w typowo francuski sposób, klasycy francuscy już mnie do tego stylu przyzwyczaili, więc nie byłam zdziwiona, choć współcześnie tak już się nie pisze. Bogactwo uczuć i przeżyć wewnętrznych bohaterów, wspaniale odmalowane, plastyczne sceny, można się wręcz samemu wyobrazić w danym miejscu, rozmowy o dużym ładunku intelektualnym - to byłaby chyba tego esencja.
"Głos innych słyszymy uszami, swój własny gardłem. Tak. I tak samo słyszy się własne życie gardłem, a życie innych?... Na początku była samotność, nienaruszona samotność kryjąca się za tłumem śmiertelników, jak wielka noc pierwotna - za tym gęstym, niskim mrokiem, w którym czuwało opustoszałe miasto, pełne nadziei i nienawiści. Ale ja, czym jestem ja dla siebie, dla swego gardła? Jakąś afirmacją absolutną, afirmacją obłąkańczą: intensywnością większą niż wszystko poza tym. Dla innych jestem tym, co robię". (s. 66)Po kilku stronach poszperałam w sieci o czym to właściwie jest, bo pierwsza scena mnie jednak zaskoczyła - jeden z bohaterów dokonuje morderstwa. Akcja dzieje się w Szanghaju lat 20. w momencie rozłamu w chińskim Kuomintangu: między Czang Kai-szekiem a komunistami. Trochę się zdziwiłam, ale się nie poddawałam ;)
Co mi się podobało: kilku bohaterów (Kyo, jego ojciec Gisors i Czen), ciekawe interesujące postacie, które na kartach powieści wystawały z kartek jak trójwymiarowi ludzie z krwi i kości. Umiejętność zarysowania sceny minimalnym wysiłkiem, autor nie rozwleka opisu np. obrony placówki komunistów na wiele stron, opisuje to szybko, dynamicznie, nie uciekając jednak od relacjonowania nam uczuć i stanów psychicznych bohaterów. Kilka dialogów przykuwających uwagę, np. ten:
- Dla kobiety - oddać się, dla mężczyzny - posiąść, to są dwa jedyne środki, jakimi istoty mogą poznać cokolwiek bądź...Co razi? Niestety, książki, jak ludzie, starzeją się. Tylko te bardzo dobre, ale naprawdę bardzo dobre, uniwersalne i do tego napisane wspaniale, nadal potrafią zachwycać, wpływać na ludzi i pobudzać ich wyobraźnię. I jeszcze chwilami niektóre intelektualne rozmyślania wydawały mi się nieco zbyt wydumane, a ciągłe powracanie do kwestii uległości i posiadania w relacji kobieta - mężczyzna było już irytujące (zwłaszcza w XXI w., nie chodzi o poglądy, chodzi o odnoszenie tego do kwestii polityki, do jakichś ogólnych teorii nt. człowieka).
- Czy nie przychodzi ci na myśl, mój drogi, że kobiety nie oddają się nigdy (albo prawie nigdy) i że mężczyźni nic nie mogą posiąść? To taka zabawa: "Wierzę, że ją posiadam, więc ona wierzy, że ulega..." Tak? Prawda? Mówię ci przykre rzeczy, ale pomyśl, czy to właśnie nie jest historia z korkiem, który uważa siebie za coś znacznie ważniejszego od butelki? (s. 144)
"Ludzie nie są moimi bliźnim, przypatrują się tylko i sądzą, moi bliźni to ci, co mnie kochają i nie przypatrują mi się wcale, co kochają mnie na przekór poniżeniom, na przekór podłości, na przekór zdradzie, mnie, a nie to, co zrobiłem, czy zrobię, którzy kochaliby mnie tak, jak kochałbym siebie - aż do samobójstwa włącznie... Tylko z nią mam wspólnie tę miłość zniszczoną czy nie - jak inni mają wspólnie chore dzieci, które mogą umrzeć... (s. 66-67)Daję jednak 4, ponieważ po 1. Malraux potrafił pisać i nieprzypadkowo był tak popularny, po 2. wypisałam sobie z tej książki tych kilka cytatów, które tu zapisałam, po 3. mimo ciężkiego tematu (i w sumie dla mnie mało interesującego) nie miałam ochoty jej odłożyć i już nigdy nie skończyć. A oto wytłumaczenie tytułu:
- Rzadko kto może znieść - jakby to powiedzieć? - swoją kondycję człowieczą...
Przypomniał sobie myśl, którą nieraz wypowiadał Kyo: wszystko, za co ludzie dają się zabijać, poza prywatą, zmierza bardziej lub mniej wyraźnie do uzasadnienia tej kondycji, przez utwierdzenie jej godności (...). (s. 275)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak powiedział Tuwim "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa" :)