Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2006
Pierwsze wydanie: 2004
Liczba stron: 152
Tłumacz: Maciejka Mazan
Kroniki Zachodniego Brzegu, cz. 1
Z pochwalnymi recenzjami jest pewien problem. Łatwo w nich przesłodzić, przedobrzyć. Można być posądzonym o całkowity brak obiektywizmu lub, co gorsza, nazwanym grafomanem, piszącym laurki swojemu ulubionemu autorowi. Bez owijania w bawełnę od razu więc uprzedzę, że Le Guin po czytelniczemu właściwie wielbię, choć znam jak na razie jedynie trzy jej książki. Zamierzam przeczytać wszystkie, jakie się da, ponieważ jej proza niezmiennie mnie zachwyca. Każda ze znanych mi pozycji dostała ode mnie 6 lub się o tę ocenę ociera, to mówi samo za siebie.
Kiedy czytam Le Guin, mam nieodparte wrażenie, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu, a silny i spokojny głos mówi: "słuchaj, opowiem ci historię". W jej powieściach zawsze królują właśnie spokój, pewność i odpowiedzialność. Brak tu pstrokacizny, krzyku, zbędnych słów czy zarozumiałości. Nie znajdzie się w nich łatwych rozwiązań jak kawa instant, tylko zalać wodą i gotowe. Nie, to nie w stylu tej pisarki, ona oczekuje od czytelnika pewnego wysiłku przy odkodowywaniu kolejnych, głębszych poziomów danej historii. Powracające motywy to wiedza i jej brzemię, odpowiedzialność wobec własnego talentu, zrozumienie siebie samego i akceptacja własnej ścieżki, relacje panujące w społecznościach. Można mówić rzeczy mądre bez schmittowskiego sosu czy zaklepki a'la Coelho, a i gatunek fantasy nie determinuje błahej treści.
Wracając jednak do Darów: powieść wyróżnia Niziny, gdzie mieszkają zwykli ludzie, i Wyżyny, świat ludzi obdarzonych darami. Każdy ród ma inny talent, a w każdym rodzie jest lider, którego dar jest najsilniejszy. Akcja dzieje się wśród czarodziejów, choć pretekstem by o nich opowiadać jest pojawienie się na Wyżynach złodzieja Emmona. Jego przewodnikiem zostaje Orrec, chłopiec z przewiązanymi opaską oczami, oraz jego przyjaciółka Gry. Początkowo można być trochę przytłoczonym liczbą nazwisk, imion, miast i różnych darów, potem krystalizuje się trzon opowieści i ich zapisywanie okazuje się już niepotrzebne. Na pierwszy plan wysuwa się relacja ojciec - syn. Orrec powinien w przyszłości zająć miejsce swego ojca, chronić swój ród darem odczyniania, bronić delikatnego balansu między przyjaciółmi a wrogami. Obawia się jednak, że nie odziedziczył ojcowskiego talentu. Z kolei Gry nie chce wykorzystywać swojego w sposób, jaki życzyłaby sobie jej matka... Pierwszym poziomem jest tu więc trud dorastania, mierzenie się z trudnym światem dorosłym.
Ocena: 5,5-6/6
Pierwsze wydanie: 2004
Liczba stron: 152
Tłumacz: Maciejka Mazan
Kroniki Zachodniego Brzegu, cz. 1
Z pochwalnymi recenzjami jest pewien problem. Łatwo w nich przesłodzić, przedobrzyć. Można być posądzonym o całkowity brak obiektywizmu lub, co gorsza, nazwanym grafomanem, piszącym laurki swojemu ulubionemu autorowi. Bez owijania w bawełnę od razu więc uprzedzę, że Le Guin po czytelniczemu właściwie wielbię, choć znam jak na razie jedynie trzy jej książki. Zamierzam przeczytać wszystkie, jakie się da, ponieważ jej proza niezmiennie mnie zachwyca. Każda ze znanych mi pozycji dostała ode mnie 6 lub się o tę ocenę ociera, to mówi samo za siebie.
Kiedy czytam Le Guin, mam nieodparte wrażenie, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu, a silny i spokojny głos mówi: "słuchaj, opowiem ci historię". W jej powieściach zawsze królują właśnie spokój, pewność i odpowiedzialność. Brak tu pstrokacizny, krzyku, zbędnych słów czy zarozumiałości. Nie znajdzie się w nich łatwych rozwiązań jak kawa instant, tylko zalać wodą i gotowe. Nie, to nie w stylu tej pisarki, ona oczekuje od czytelnika pewnego wysiłku przy odkodowywaniu kolejnych, głębszych poziomów danej historii. Powracające motywy to wiedza i jej brzemię, odpowiedzialność wobec własnego talentu, zrozumienie siebie samego i akceptacja własnej ścieżki, relacje panujące w społecznościach. Można mówić rzeczy mądre bez schmittowskiego sosu czy zaklepki a'la Coelho, a i gatunek fantasy nie determinuje błahej treści.
Wracając jednak do Darów: powieść wyróżnia Niziny, gdzie mieszkają zwykli ludzie, i Wyżyny, świat ludzi obdarzonych darami. Każdy ród ma inny talent, a w każdym rodzie jest lider, którego dar jest najsilniejszy. Akcja dzieje się wśród czarodziejów, choć pretekstem by o nich opowiadać jest pojawienie się na Wyżynach złodzieja Emmona. Jego przewodnikiem zostaje Orrec, chłopiec z przewiązanymi opaską oczami, oraz jego przyjaciółka Gry. Początkowo można być trochę przytłoczonym liczbą nazwisk, imion, miast i różnych darów, potem krystalizuje się trzon opowieści i ich zapisywanie okazuje się już niepotrzebne. Na pierwszy plan wysuwa się relacja ojciec - syn. Orrec powinien w przyszłości zająć miejsce swego ojca, chronić swój ród darem odczyniania, bronić delikatnego balansu między przyjaciółmi a wrogami. Obawia się jednak, że nie odziedziczył ojcowskiego talentu. Z kolei Gry nie chce wykorzystywać swojego w sposób, jaki życzyłaby sobie jej matka... Pierwszym poziomem jest tu więc trud dorastania, mierzenie się z trudnym światem dorosłym.
(...) teraz dochodzę do tego miejsca opowieści, przez które nie chcę przechodzić. To pustynia. I żaden wir mnie przez nią nie przeniesie. (s. 110)Le Guin po mistrzowsku wplata w opowieść przyjemną dla młodych wątki zrozumiałe już dla kogoś bardziej doświadczonego. Nie idzie na łatwiznę, pisząc jak to bycie czarodziejem jest cool i jak to ułatwia życie. Skręca w drugą stronę, pokazując dar jako przekleństwo, jak służy to nie temu, czego naiwnie chciałoby dziecko. Styl jak zawsze wysmakowany, bardzo dobrze oddany przez tłumaczkę. O prostych rzeczach zawsze najtrudniej pisać, a królowej fantastyki tradycyjne wychodzi to nadzwyczajnie. Do tego obcy jest jej zwyczaj współczesnych pisarzy fantasy do pisania grubaśnych tomiszczy, choć ma to i swoje minusy - zwyczajnie mi smutno, że to już koniec historii. Jakże żałuję, że nie przetłumaczono jeszcze części drugiej i trzeciej. Chyba nawet się odważę skrobnąć w tej sprawie do Prószyński i S-ka.
Ocena: 5,5-6/6