16 lutego 2020

Stephen Baxter - Proxima, Ultima



Wydawnictwo: Zysk i S-ka, 2018 i 2019
Pierwsze wydanie: 2013 i 2014 
Stron: 560+612
Tłumacz: Dariusz Kopociński 

Część pierwszą przeczytałam w maju zeszłego roku w ramach DKK, a część drugą tydzień temu. Dość przypadkowo znalazłam ją w bibliotece, a że Proximę dobrze wspominałam, to wzięłam. 

Z Braxtonem nie miałam wcześniej przyjemności, ale to uznany brytyjski pisarz SF (pisał też razem z Clarke'm czy Pratchett'em). Jego proza to dobra robota, przede wszystkim bardzo plastyczna, w obu częściach ujęło mnie to, że tak łatwo wyobrazić sobie jego światy, a stwarza je z wielką łatwością, wręcz brawurowo. I tak początek tego cyklu to planeta, na którą ludzkość wysyła dużą grupę pionierów i jest to bilet w jedną stronę. Wiadomo, że da się tam żyć, ale radzić muszą sobie sami, co więcej, wielu z nich wcale nie zgłosiło się na ochotnika, po prostu postawiono ich przed faktem dokonanym. Ta część skupia się bardzo na poznawaniu nowego środowiska, psychologii grupy, radzenia sobie w zupełnie nowym środowisku i siłą rzeczy sama opowieść bardzo wciąga. Czasami akcja wraca na Ziemię lub np. na Merkurego, pojawia się istotny wątek sztucznej inteligencji, wyłomów w czasie. Z kolei kontynuacja cyklu to już dalsze losy naszych bohaterów (kilku postaci z poprzedniej części) bezpośrednio po zakończeniu Proximy (mocny cliffhanger!). Nie chciałabym tutaj za bardzo wchodzić w szczegóły fabularne, ale Ultima to zdecydowanie jazda bez trzymanki jeśli chodzi o wyobraźnię autora. Oś fabuły skupia się już głównie na alternatywnych wszechświatach, nielinearności czasu, a także inżynierach tych wszystkich zmian. Bardzo mi się spodobało, że można przeczytać część drugą po kilku dobrych miesiącach i nie trzeba się co chwila posiłkować jakimś streszczeniem fabuły Proximy z Wikipedii, bo Baxter bardzo zgrabnie wplata wszystkie istotne informacje w kluczowych momentach książki, w których czytelnik ich akurat potrzebuje. Taka niby drobna rzecz, a przecież dla pisarzy niełatwa.

Jest to bardzo solidne science-fiction, nie wiem czy tak naprawdę zaliczyłabym je do hard SF, aczkolwiek to także coś innego niż space opera. Cykl rozrywkowy, ale na pewno nie płytki czy płaski. Z drugiej strony nie stawia wielkich pytań, nie skłania do osobistych refleksji. I to jest mój jedyny zarzut, który dla innych może być niezrozumiały. Za to duży plus za sztuczną inteligencję - Earthsine'a i ColU! Świetne, ciekawe postacie.

Ocena: 4,5 i 5/6