Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2007
Pierwsze wydanie: The Memoirs of a Survivor, 1974
Liczba stron: 297
Tłumacz: Bogdan Baran
Literacka Nagroda Nobla 2007
Coś chyba ma Lessing w sobie takiego, że muszę na początku zacisnąć zęby i brnąć dalej w jej opowieść. Czytając
Przed zstąpieniem do piekieł wciągnęłam się ok. 50 strony, tym razem wystarczyło ich czterdzieści kilka (ale już znając tę pisarkę, wiedziałam, że powinno mi się to opłacić).
I faktycznie. Są tacy pisarze, którzy już na początku pokazują, że się wyróżniają. Przychodzą mi do głowy takie nazwiska jak Kafka, McCarthy, Beckett, teraz też Lessing. Otwierasz jakiś ich tytuł i od razu wiadomo, że autor nie pisze jak reszta, że nie wiesz, czego masz się tam spodziewać na każdej następnej stronie, i że jest to coś kompletnie innego, od tego, co czytamy w 99 przypadkach na 100. Ich książki nie są przystępne, często nawet nie są zbyt przyjemne. A jednak wiesz, że właśnie doświadczasz czegoś szczególnego, jakąś cząstkę z chyba nieprzemijalnej literatury, która będzie czytana nawet po twojej śmierci. Wydaje mi się, że Lessing ma szansę być w tym szacownym gronie. Mnie po prostu oszałamia jej mądrość, jestem zbyt mała, żeby zrozumieć wszystko, o czym pisze.
Mam problem z napisaniem o czym traktuje Pamiętnik przetrwania. Nie mam zielonego pojęcia. Na pewno nie jest to sf, jak ją zaliczają, ma tylko jakieś śladowe ilości fantastyki w sobie. Formalnie jest główna bohaterka, starsza kobieta, która opiekuje się nastolatką Emily. Czasy są trudne - opisy Lessing przywodzą na myśl powolne umieranie świata takiego, jak go znamy. Panuje anarchia, ludzie wracają do swoich pierwotnych zachowań, miasto pustoszeje. Tak jak w innej jej książce i tu ważna jest ściana: biała, praktycznie pusta, z przebijającą spod farby tapetą w kwiaty. Ona jest "portalem" do tajemniczego miejsca. Wiem, brzmi to wszystko razem jak sen hippisa. Dorzućcie do tego jeszcze pso-kota Emily - żółtą pokrakę o dziwnie ludzkim zachowaniu - i można już zacząć pukać się w głowę ;) Przede wszystkim nic nie jest w tej książce tym, czym się wydaje i zdecydowanie nie jest to propozycja dla czytelników, którzy wszystko odczytują dosłownie, a słowo abstrakcja przyprawia ich o gęsią skórkę. Sama nie miałam wcale skojarzeń z baśnią, jak próbuje to nazywać okładka. Odebrałam ją raczej jaką powieść o właściwościach terapeutycznych; wydawało mi się, że Lessing próbuje się z czymś uporać. Jest tam sporo o starości, o zmianie perspektywy patrzenia na innych, gdy przekracza się pewną granice wieku. Noblistka wtrąca też przemyślenia dotyczące kobiet, ich historii, więc osoby zainteresowane feminizmem również mogą znaleźć tam interesujące ich fragmenty.
Rzecz w tym, że każdego, kto znalazł się w jej pobliżu, na linii jej wzroku, odbierała jako zagrożenie. Tak właśnie jej doświadczenia, jakiekolwiek byłby, "ukształtowały" ją. Przyłapywałam się na tym, że usiłuję wejść w jej położenie, stać się nią, zrozumieć, jak to się dzieje, że ludzie muszą przechodzić tak ostro obrysowani jej potrzebą krytyki - czy może obrony - i stwierdzałam, że tak robi każdy, ja też, ale ona wzmacnia tę tendencję, wzmaga ją, wyolbrzymia. Kiedy zbliża się do nas ktoś nowy, stajemy się oczywiście ostrożni, bierzemy miarę z tej osoby, wykonujemy tysiąc niewiarygodnie szybkich pomiarów i oszacowań, sytuując jego lub ją we właściwym im miejscu, by wreszcie zakończyć wydanym bez słów wyrokiem: tak, ten jest dla mnie, nie, nic nas nie łączy, nie, on, ona, zagraża nam...uwaga! Niebezpieczeństwo! I tak dalej. Dopiero jednak, gdy Emily tak mi to uwyraźniła, uświadomiłam sobie, w jakim wszyscy żyjemy więzieniu, jak trudne dla każdego z nas jest dopuszczenie w swoje pobliże mężczyzny, kobiety czy dziecka bez obronnego odruchu badania go, bez owej szybkiej, ostrej, zimnej analizy. Reakcja ta jest tak szybka, tak do niej nawykliśmy - być może jej właśnie nauczyli nas rodzice jak pierwszej - że nie uświadamiamy sobie, jak bardzo jej ulegamy. (s. 44-45)
To, co piszę, brzmi nieskładnie, pewnie też mało zachęcająco. Jednak ta powieść zrobiła na mnie spore wrażenie, do Lessing zaczynam mieć coś w rodzaju nabożnego szacunku. Aż człowiek chciałby już być stary jak ona. Na pewno zapamiętam z Pamiętnika jakiś rodzaj czułego dystansu do Emily i, zdawałoby się, że nieopisywalne, zderzenie starości z młodością. Och, chyba nie sposób pisać o tej książce zrozumiale! Do tego dochodzą wszystkie te "wejścia" przez ścianę. To one wg mnie uzasadniają, że nie można patrzeć na tę fabułę jak na punkty A i B połączone prostą linią. Skłaniałam się nawet do wniosku, że te tajemnicze pokoje wyłaniające się ze ściany są wszystkim, ponieważ całość wydarzeń dzieje się w jednej głowie. Remonty, sceny z ludźmi, ogrody - cokolwiek widzi tam główna bohaterka jest odzwierciedleniem tego, co dzieje się w jej życiu, żywo reagującymi na każdą zmianę w świecie zewnętrznym. Czasem natomiast myślę, że to po prostu metaforyczny opis starości, całego tego procesu. Ech, interpretacja tej książki jest piekielnie trudna...
Ocena: 5/6