Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2007
Pierwsze wydanie: 2002
Stron: 556
Literacka Nagroda Nobla 2006
Książka z zimą w tle, ale czytelnik nie czuje zimna. Nie czuje też ciepła, w zasadzie. Przez 500 stron jest w jakimś zawieszeniu. Pamiętam swoją myśl, kiedy już czytałam: "chciałabym napisać taką książkę". Ale już po ptakach, napisał ją Pamuk.
Można sobie śmiało przeczytać tekst na tylnej okładce, nic kompletnie nie zdradza i jest dość intrygujący, no, może za bardzo obiecuje jakieś sensacyjne intrygi, zupełnie niepotrzebnie. Ja na pierwszy plan wysunęłabym zderzeniu kultur, co może być dziwne, bo główny bohater też jest Turkiem, tyle że emigrantem, która wraca na jakiś czas do kraju, do mieściny zwanej Kars. Wydaje mi się jednak, że ta książka może wzbudzić takie wrażenie czytana przez osobę z zachodniego kręgu kulturowego. Bo dla mnie to było zmierzenie się z zupełnie inną mentalnością, kulturą, językiem, obyczajowością. Miałam podobne wrażenie, czytając "Bóg rzeczy małych" Arundhati Roy. Po prostu, otwierając te tytuły trzeba przystać na to, że to nie będzie do końca nasz świat, że tam obowiązują inne prawdy i inne zasady. Oczywiście, świat nie staje na głowie, płacz jest płaczem, a gniew jest gniewem. Chodzi mi o warstwę kulturową.
Czytamy o Ka, tureckim poecie, który wraca na jakiś czas do Turcji i jedzie do Karsu w roli dziennikarza. Kars zostaje odcięty od świata przez śnieg na trzy dni. W tym czasie wiele rzeczy się wydarzy... I o tym wszystkim autor zdecydował się napisać książkę po śmierci swojego przyjaciela, Ka, która nastąpiła kilka lat później (ta informacja przewija się przez cały tekst, więc nic nie zdradzam). Miesza się tu polityka, wiara i miłość (a może tylko zauroczenie).
Podczas lektury przypomniały się mi też te debaty ze studiów dotyczące tego, czy Turcja powinna zostać przyjęta do Unii Europejskiej. Ta książka w żadnym razie nie odpowiada na to pytanie, pozwala jednak zastanowić się jak bardzo ten kraj odbiega jednak od kultury judeo-chrześcijańskiej. Jakie są istotne różnice między nami. Jest taki moment w Śniegu, w którym fikcja miesza się z rzeczywistością (autor sugeruje, ze wszystko zdarzyło się naprawdę, ale nie mam pojęcia jaka jest prawda), gdy jeden z bohaterów przemawia do Europejczyków, żeby nie czuli się tacy pewni, że znają Turków, żeby nie czuli do nich litości, nie wyobrażali sobie, że mieszkańcy Karsu są ciepłymi, miłymi ludźmi, bo w rzeczywistości ich nie znają i nie mogą nic o nich powiedzieć. Ja jednak ani przez chwilę nie udawałam przed sobą, że wiem coś więcej o Turcji, niż faktycznie wiem. Różnice kulturowe fascynują mnie, uwielbiam czytać o nich, bo nie są ani dobre, ani złe. Po prostu są i ich istnienie powinno być dla ludzi naturalne. Cieszę się, że usłyszeliśmy głos Turka piszącego w ten sposób o swoim narodzie, o ich stosunku do nich samych, o ich kompleksach jakby nie patrzeć i dumie.
Pierwsze wydanie: 2002
Stron: 556
Literacka Nagroda Nobla 2006
Książka z zimą w tle, ale czytelnik nie czuje zimna. Nie czuje też ciepła, w zasadzie. Przez 500 stron jest w jakimś zawieszeniu. Pamiętam swoją myśl, kiedy już czytałam: "chciałabym napisać taką książkę". Ale już po ptakach, napisał ją Pamuk.
Można sobie śmiało przeczytać tekst na tylnej okładce, nic kompletnie nie zdradza i jest dość intrygujący, no, może za bardzo obiecuje jakieś sensacyjne intrygi, zupełnie niepotrzebnie. Ja na pierwszy plan wysunęłabym zderzeniu kultur, co może być dziwne, bo główny bohater też jest Turkiem, tyle że emigrantem, która wraca na jakiś czas do kraju, do mieściny zwanej Kars. Wydaje mi się jednak, że ta książka może wzbudzić takie wrażenie czytana przez osobę z zachodniego kręgu kulturowego. Bo dla mnie to było zmierzenie się z zupełnie inną mentalnością, kulturą, językiem, obyczajowością. Miałam podobne wrażenie, czytając "Bóg rzeczy małych" Arundhati Roy. Po prostu, otwierając te tytuły trzeba przystać na to, że to nie będzie do końca nasz świat, że tam obowiązują inne prawdy i inne zasady. Oczywiście, świat nie staje na głowie, płacz jest płaczem, a gniew jest gniewem. Chodzi mi o warstwę kulturową.
Czytamy o Ka, tureckim poecie, który wraca na jakiś czas do Turcji i jedzie do Karsu w roli dziennikarza. Kars zostaje odcięty od świata przez śnieg na trzy dni. W tym czasie wiele rzeczy się wydarzy... I o tym wszystkim autor zdecydował się napisać książkę po śmierci swojego przyjaciela, Ka, która nastąpiła kilka lat później (ta informacja przewija się przez cały tekst, więc nic nie zdradzam). Miesza się tu polityka, wiara i miłość (a może tylko zauroczenie).
Po raz pierwszy w życiu był tak swobodny. Zapomniał o pragnieniach, których nauczyły go pornograficzne filmy i gazety, obrazach, które kiedyś trzymał na podorędziu wyobraźni, kochając się z innymi kobietami. Przy każdym zbliżeniu z Ipek jego ciało odnajdowało nie znaną wcześniej muzykę, poruszało się w jej rytmie. Co jakiś czas drzemał. We śnie, przesiąkniętym rajską atmosferą letnich wakacji, biegł gdzieś co tchu, był nieśmiertelny, jadł niekończące się jabłko w samolocie, który właśnie spadał na ziemię. I budził się od pachnącej jabłkiem ciepłej skóry ukochanej, patrzył z bliska w jej oczy oświetlone wpadającym przez okno delikatnym miodowym blaskiem latarni i śniegową poświatą. A widzą, że ona także nie śpi i ukradkiem spogląda na niego, czuł że oboje są jak dwa wieloryby odpoczywające na płyciźnie. (s. 393)Ważny jest w Karsie (całej Turcji?) przede wszystkim stosunek do Boga. My, Europejczycy, nie zdajemy sobie nawet sprawy jak bardzo. Tam nie ma szarości, jest tylko czerń i biel, albo się wierzy, albo nie. Nasza odpowiedź na tę kwestię determinuje wszystko wokół nas. To mi przypomina jedną z książek Ryszarda Kapuścińskiego, już teraz nie pomnę którą. Wspomina, że jest to świat (jakieś państwo Trzeciego Świata), w którym szybko na wstępie znajomości ludzie pytają obcego "czy wierzysz w Boga?" i on wielokrotnie był o to pytany. I nas może to dziwić, dla nas to już kwestia osobista, wręcz intymna, ale dla dużej części świata to nie jest sprawa prywatna, tylko konieczna do ustalenia. Bardzo, bardzo podobało mi się jak Pamuk do pokazał, i to tak, żebym ja, z Europy, to dobrze zrozumiała.
Podczas lektury przypomniały się mi też te debaty ze studiów dotyczące tego, czy Turcja powinna zostać przyjęta do Unii Europejskiej. Ta książka w żadnym razie nie odpowiada na to pytanie, pozwala jednak zastanowić się jak bardzo ten kraj odbiega jednak od kultury judeo-chrześcijańskiej. Jakie są istotne różnice między nami. Jest taki moment w Śniegu, w którym fikcja miesza się z rzeczywistością (autor sugeruje, ze wszystko zdarzyło się naprawdę, ale nie mam pojęcia jaka jest prawda), gdy jeden z bohaterów przemawia do Europejczyków, żeby nie czuli się tacy pewni, że znają Turków, żeby nie czuli do nich litości, nie wyobrażali sobie, że mieszkańcy Karsu są ciepłymi, miłymi ludźmi, bo w rzeczywistości ich nie znają i nie mogą nic o nich powiedzieć. Ja jednak ani przez chwilę nie udawałam przed sobą, że wiem coś więcej o Turcji, niż faktycznie wiem. Różnice kulturowe fascynują mnie, uwielbiam czytać o nich, bo nie są ani dobre, ani złe. Po prostu są i ich istnienie powinno być dla ludzi naturalne. Cieszę się, że usłyszeliśmy głos Turka piszącego w ten sposób o swoim narodzie, o ich stosunku do nich samych, o ich kompleksach jakby nie patrzeć i dumie.
Kiedy ci tam, w Europie, piszą wiersze albo śpiewają piosenki, oni są ludźmi, a my tylko mułzumanami. Jeśli my napiszemy, to będzie to poezja etniczna. (s. 359)Szczerość uznałabym chyba za główną cechę tej książki. Od razu rzuca się w oczy całkowita zgoda autora na ujawnianie stanów emocjonalnych głównego bohatera i swojego, kiedy już wkracza na scenę. Nie pamiętam, żebym czytała coś takiego. Odnotowana jest każda, choćby najdelikatniejsza, zmiana nastroju, cała paleta jego odcieni, nic nie kryje się przed oczami czytelnika. Wydawało mi się, że może kobieta mogłaby tak pisać, a tu niespodzianka... Pamuk pisze ładnym językiem, mimo wiosny, łatwo było mi wyobrazić sobie to miasteczko otulone śniegiem, zabiedzone budyneczki, kryjówki islamistów, herbaciarnie i czarnego psa pałętającego się na dworcu. Pół oceny w dół poszło tylko za nieco siadającą końcówkę.
Co ja robię na tym świecie? - pomyślał Ka. - Jaki ten śnieg jest marny z oddali i jaki ja jestem marny. Człowiek żyje, starzeje się, znika.I jeszcze jedno. Poezja. Poeta w Karsie napisał 18 wierszy, o których duże pisze narrator i to w taki sposób, że mamy już ochotę sprzedać własną matkę, byleby tylko dane nam było je przeczytać! Ech, może znajdę kiedyś ten zielony zeszyt Ka...
Czuł, że istniał tylko w połowie, że druga połowa ulotniła się gdzieś, obumarła - mimo to wciąż kochał siebie, wciąż z troską patrzył na drogę, jaką wytyczało mu życie. Jakby sam był płatkiem śniegu. (s. 111)
Zatytułował go Śnieg. Później, rozmyślając o tym, jak powstał, skojarzył go z płatkiem śniegu, który w jakiś niezwykły sposób stał się odzwierciedleniem jego życia. Jeśli istotnie tak było, wiersz ten powinien się znajdować jak najbliżej środka śniegowego płatka, punktu objaśniającego logikę całego istnienia. I tak jak trudno jest teraz rozstrzygnąć, co powodowało Ka, gdy pisał ten wiersz, tak trudno jest stwierdzić, czy do owego wniosku doszedł nagle, czy też wniosek ów był następstwem tajemnej symetrii życia. (s. 113-114)Ocena: 5,5/6