Pierwsze wydanie: London Calling, 2011
Stron: 333
Tłumacz: Janusz Ochab
Duże rozczarowanie. Ta książka miała mi zrekompensować brak wydawania serii Dahla przez Muzę, ale bez powodzenia.
Od początku, od samego pomysłu nie wyglądało to dobrze: giną członkowie pewnego klubu londyńskiego dla zepsutych i bogatych. Jednak nie z takimi fabułami Dahl sobie radził :) Craig natomiast zepsuł co się dało. Fabuła jest nudna, książka wciąga zaledwie nieznacznie, co w przypadku kryminału jest dużą wadą. W sumie jest też przewidywalna - jeśli czytacie i macie pewne podejrzenia, to: tak, to właśnie ta osoba...
Co mnie zwłaszcza drażniło to dosadność i przesadna brutalność. Ja rozumiem, że pisarze powieści kryminalnych lubią "uatrakcyjniać" swe powieści wstawkami z samych morderstw, ale na Boga, czy muszę ze szczegółami czytać opisy scen erotycznych i zabawek jakich używają? Czy moja uwaga musi być przez autora koniecznie kierowana na męskie przyrodzenie? Craig się aż czasem lubuje w takich szczegółach... I jeszcze jedna wtopa: inspektor Carlyle. Rzadko spotyka się tak mało interesującego głównego bohatera. Jest zwyczajnie nudny i czytelnik nie za bardzo mu kibicuje. Irytowały mnie też wszystkie retrospekcje z nim związane, choć po pewnym czasie doceniłam ich znacznie. Zdaje się, że miały unaocznić charakter tegoż policjanta, który jakby mimochodem jest uczciwy. Niby ma coś za uszami, jest trochę zmęczony życiem, wcale nie jest błyskotliwym geniuszem, a jednak kręgosłup moralny ma, co mu dość boleśnie utrudnia życie.
Zdjęcie okładki będzie później, blogger coś szwankuje. Wrzuciłam przez IE ( O.O)!
Ocena: 2,5-3/6