Wydawnictwo: Świat Książki, 2005
Pierwsze wydanie: 1838
Ilość stron: 536
Tłumaczenie: opracowanie na podstawie edycji Wydawnictwa Gutenberga - Barbara Mirowska
Nigdy nie przepadałam za Dickensem. Nie rozumiałam tego sentymentalnego stosunku do"Opowieści wigilijnej". Postanowiłam się jednak z nim przeprosić za pomocą Oliviera Twista. Chciałam to przeczytać, żeby wreszcie móc zobaczyć sobie jak sfilmował tę opowieść Polański. I nie żałuję.
Zdjęcie obok przedstawia front pierwszego wydania (jeszcze z pseudonimem Dickensa - "Boz". W drugiej edycji pisarz umieścił już swoje prawdziwe imię i nazwisko. Zdjęcia wydania, które czytałam, nie znalazłam w sieci.
Dickens pisze w staroświecki sposób nawet jak na swoje czasy. Lubił pokazywać ogromne kontrasty, odmalowywał sentymentalne scenki, nawet przez moment nie okrywa tajemnicą swojego stosunku do bohaterów powieści. A jednak czyta się to z wielkim zainteresowaniem. wyobrażam sobie jak czytano to w kuchniach wielkich domów z wypiekami na twarzy, płacząc nad losem biednego dziecka i rzucając gromy na złoczyńców.
Chyba każdy wie o czym traktuje książka, więc nie będę tu przybliżać fabuły. Zaznaczę natomiast co mi się zwłaszcza podobało. Po ok. 200 stronach na serio zaczęłam przeżywać tę opowieść. W absolutnie wspaniały sposób odmalowano ówczesny Londyn i wieś, czułam się dzięki temu jak w jakiejś maszynie czasu! Wystarczyło też jakieś 100 lat, żeby społeczeństwo zaczęło traktować dzieci zupełnie inaczej. I bieda... Dziś ta mekka Polaków, wtedy był obskurnym miejscem, w którym panował głód i przestępstwo. I jeszcze jedno: dowcip pisarza.
Ocena: 5/6
Pierwsze wydanie: 1838
Ilość stron: 536
Tłumaczenie: opracowanie na podstawie edycji Wydawnictwa Gutenberga - Barbara Mirowska
Nigdy nie przepadałam za Dickensem. Nie rozumiałam tego sentymentalnego stosunku do"Opowieści wigilijnej". Postanowiłam się jednak z nim przeprosić za pomocą Oliviera Twista. Chciałam to przeczytać, żeby wreszcie móc zobaczyć sobie jak sfilmował tę opowieść Polański. I nie żałuję.
Zdjęcie obok przedstawia front pierwszego wydania (jeszcze z pseudonimem Dickensa - "Boz". W drugiej edycji pisarz umieścił już swoje prawdziwe imię i nazwisko. Zdjęcia wydania, które czytałam, nie znalazłam w sieci.
Dickens pisze w staroświecki sposób nawet jak na swoje czasy. Lubił pokazywać ogromne kontrasty, odmalowywał sentymentalne scenki, nawet przez moment nie okrywa tajemnicą swojego stosunku do bohaterów powieści. A jednak czyta się to z wielkim zainteresowaniem. wyobrażam sobie jak czytano to w kuchniach wielkich domów z wypiekami na twarzy, płacząc nad losem biednego dziecka i rzucając gromy na złoczyńców.
Chyba każdy wie o czym traktuje książka, więc nie będę tu przybliżać fabuły. Zaznaczę natomiast co mi się zwłaszcza podobało. Po ok. 200 stronach na serio zaczęłam przeżywać tę opowieść. W absolutnie wspaniały sposób odmalowano ówczesny Londyn i wieś, czułam się dzięki temu jak w jakiejś maszynie czasu! Wystarczyło też jakieś 100 lat, żeby społeczeństwo zaczęło traktować dzieci zupełnie inaczej. I bieda... Dziś ta mekka Polaków, wtedy był obskurnym miejscem, w którym panował głód i przestępstwo. I jeszcze jedno: dowcip pisarza.
Z jego oblicza przebijała surowość i nadzwyczajna nadętość. Gdyby naprawdę nie miał zwyczaju pić więcej, niż zdrowie wymagało, to mógłby śmiało wytoczyć sprawę przeciwko oskarżeniu, wyrytemu z tego powodu na jego twarzy, a z pewnością by ją wygrał i uzyskał hojne odszkodowanie.Największe wrażenie zrobiło na mnie jedno morderstwo, w życiu czegoś takiego czytałam. I opis wydarzeń w więziennej celi. Te dwie sceny sprawiają, że nie jest to książka, którą można przeczytać własnemu dziecku na dobranoc.
Ocena: 5/6